Przede wszystkim był to człowiek wiary. Wiary ożywianej modlitwą. Można powiedzieć, że trwał na nieustannej modlitwie. Widziałem go jak odmawiał różaniec, brewiarz w samochodzie, w helikopterze, w pociągu, w samolocie… Nieustannie się modlił.
Pamiętam jak nieraz, gdy byliśmy spóźnieni prosiłem: „Ojcze Święty, pośpieszmy się”. A on zwracał mi uwagę mówiąc: „Modlitwa wszystkiemu musi ustąpić miejsca”. I kiedy wchodził do kościoła, szedł zawsze przed Najświętszy Sakrament i modlił się tam 10 minut, kwadrans… Nie przeszkadzało mu nawet to, że wokół była masa ludzi, którzy na początku głośno go pozdrawiali, bili brawo. Jednak i ci ludzie, kiedy patrzyli na niego jak nieporuszony klęczał przed tabernakulum, powoli wyciszali się. Często widziałem kościoły pełne ludzi, którzy w ciszy wpatrywali się w modlącego się Papieża. Pamiętam, że kiedyś, gdy byliśmy bardzo spóźnieni podszedłem do Jana Pawła II, by przypomnieć mu o upływającym czasie. Spojrzał na mnie i powiedział: „Ojcze, modlitwa jest ważniejsza od punktualności”.
Zawsze podziwiałem tę jego ogromną umiejętność skupienia się na modlitwie, niezależnie od sytuacji. Kiedy wracając z Indii nasz samolot z powodu śniegu nie mógł wylądować w Rzymie, o 1:00 w nocy wylądowaliśmy w Neapolu. Poszedłem, by poinformować Ojca Świętego, że do Rzymu mogliśmy dotrzeć jedynie pociągiem. Ten na nic nie narzekał i kiedy my przygotowywaliśmy podróż, spokojnie czekał pogrążony w modlitwie. Pamiętam też, jak lecieliśmy wspólnie helikopterem z Jerozolimy do Nazaretu na święto Zwiastowania. Byłem tuż obok siedzącego przy oknie Papieża. Widziałem, że wcale nie podziwia zmieniającego się za oknem krajobrazu. Dostrzegłem w jego dłoniach luźne, zadrukowane kartki, zebrane w jedno sznurkiem. Czytał jedną stronę, robił znak krzyża i trwał zatopiony w modlitwie. Potem przewracał kartkę, czytał i znów znak krzyża i modlitwa. Z ciekawości próbowałem podejrzeć, co czyta… Była to droga Krzyżowa. To był piątek, a w każdy piątek Papież odprawiał Drogę Krzyżową. Obawiał się jednak, że tego dnia z powodu bardzo napiętego programu mogłoby mu wieczorem zabraknąć czasu, postanowił więc odprawić Drogę Krzyżową w helikopterze. Czynił to z wielką prostotą. On sam jeden przed Bogiem.
Naprawdę był człowiekiem modlitwy. Myślę, że stąd też brała się jego odwaga. On się nigdy nie zniechęcał. Na pewno jego zdecydowany charakter ukształtował się też w czasie dwóch reżimów: nazistowskiego i komunistycznego. To też, ale poczucie bezpieczeństwa zapewniała mu przede wszystkim wiara w Boga. Nigdy nie był pewny siebie, ale zawsze był pewny tego, że Chrystus będzie dlań pomocą. Tej pomocy wzywał wytrwale na modlitwie. Stąd też wypływała jego odwaga. Także w podejmowaniu trudnych wyzwań, czy realizowaniu rzeczy, które wielu mu odradzało. Wystarczy wspomnieć choćby podróże do Holandii czy Nikaragui. Pamiętam, że kiedy przedstawiłem swoje obawy powiedział, że „nie jedzie tam po to, by być oklaskiwanym, ale by wspomóc Kościół. I że trzeba jechać wtedy, kiedy są trudności, a nie wówczas, kiedy w Kościele wszystko idzie doskonale”. I co było robić, pojechaliśmy. Pamiętał jak mawiał: „Jeśli coś źle idzie, trzeba się po prostu więcej modlić”. Jego spokój wypływał z tego ogromnego zjednoczenia z Chrystusem.
Sam wiele zawdzięczam Janowi Pawłowi II. Jako młody chłopak należałem do ruchu maryjnego, tam dojrzewałem w wierze, tam zrodziło się moje jezuickie powołanie. Tam też nauczyłem się modlitwy różańcowej, którą niestety muszę wyznać, z biegiem lat zaniedbałem. I właśnie obcowanie z Papieżem sprawiło, że powróciłem do tej modlitwy na nowo. On tłumaczył mi jej znaczenie, jej wartość, a przede wszystkim sam się na różańcu modlił. Kiedyś była to dla mnie jedna z najnudniejszych modlitw, teraz należy do moich ulubionych, które odmawiam codziennie. Na pewno był dla nas mistrzem modlitwy. Była to postać, która odcisnęła swe piętno w wielu dziedzinach naszego życia. Także patrząc tak zupełnie po ludzku jestem przekonany, że Jan Paweł II był najwybitniejszą postacią swojej epoki.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).