Dlaczego to, co jeszcze nie tak dawno służyło chwale Bożej, liturgicznej celebracji i dalej mogło jej służyć, trafiło do muzeum?
Niekiedy łatwiej napisać lub przetłumaczyć tekst, niż znaleźć dla niego odpowiednią ilustrację. Tak było przed kilku dniami, gdy przygotowywaliśmy do publikacji modlitwę, napisaną przez Benedykta XVI: „Do Dziewicy Opiekunki Afryki”. Za mała, za duża, niezbyt wyraźna… Aż wreszcie trafił się cymes. Manuskrypt z Axum w Etiopii. Jeśli wierzyć opisowi wizerunek przywędrował do tamtejszego klasztoru za sprawą Jezuitów z Włoch. Kopiujący go mnich wykorzystał charakterystyczny dla stylu Santa Maria Maggiore niebieski szal z krzyżem, nadając mu cechy właściwe lokalnej kulturze. Jeden z wielu przykładów tego, co współcześnie nazywamy inkulturacją. Czyli głoszeniem Ewangelii za pomocą słów, gestów, znaków, właściwych lokalnej kulturze. Metoda w Kościele znana od czasów apostolskich. Za jej prekursora śmiało można uznać Świętego Pawła.
Zakorzenieni w kulturze europejskiej często odczuwamy wewnętrzny niepokój, widząc w jaki sposób Ewangelia wchodzi w lokalne kultury. Pamiętam komentarze do Drogi Krzyżowej, celebrowanej podczas Światowych Dni Młodzieży w Rio. Więcej w nich było złośliwości niż prób zrozumienia religijności Brazylijczyków. O dyskusjach w trakcie i po Synodzie poświęconym Amazonii nie wspomnę.
Tymczasem znaczenie ma niekiedy jeden drobny, kulturowy gest. Rozmawiałem przed laty z nieżyjącym już misjonarzem z Zambii, księdzem Marianem Kołackim. Jednym z poruszonych tematów była tamtejsza liturgia. Pierwsze, czego musisz się oduczyć – wspominał – jest bicie się w piersi w czasie aktu pokuty. Masz wyciągnąć przed siebie obydwie otwarte dłonie i prawą uderzać w lewą. Dlaczego? Bo nasz gest w tamtejszej kulturze należy, delikatnie rzecz ujmując, należy do obraźliwych i mogą wyjść z kościoła.
Wspomnienie traktuję jako memento. Papież w Afryce. Liturgiczni puryści tropią elementy obce liturgii rzymskiej…
Wspomniany wyżej manuskrypt znajduje się w muzeum nowego klasztoru. Co jest zrozumiałe. Księga liturgiczna wyszła z użycia. Prezentuje jednak dużą wartość historyczną i artystyczną. Trudniej zrozumieć dlaczego do muzeum wędrują obiekty do niedawna związane z kultem i – na dobrą sprawę – mogące dalej mu służyć. Kielichy, monstrancje, relikwiarze… Znajomy architekt, po wizycie w jednym z kościelnych muzeów, wyszedł oburzony. Dlaczego – pytał – to, co jeszcze nie tak dawno służyło chwale Bożej, liturgicznej celebracji i dalej mogło jej służyć, trafiło do muzeum. Przecież całując ze czcią te relikwiarze wierni wyrażali i kształtowali swoją wiarę w orędownictwo świętych. Czyżby przeniesienie ich do muzeum miało oznaczać, że wiara jest już skansenem? Czymś martwym? Co wprawdzie można podziwiać, ale nie kształtuje już życia?
Na podobne niebezpieczeństwo wskazywał przed kilku laty ksiądz Artur Stopka, gdy dyskusja o miejscu krzyża zawężona została do jego wymiaru kulturowego.
Podczas remontu zakrystii znaleźliśmy za regałem obraz, przedstawiający Pana Jezusa w cierniowej koronie. Jak się okazało dzieło lokalnego artysty ludowego. Zniszczony, zbutwiały, rozchodzące się płótno, bez ramy, zawieźliśmy do pracowni konserwacji zabytków. Specjaliści kilka minut trwali w niemym zachwycie, a na pytanie czy da się go uratować odpowiedzieli chórem: oczywiście. Po kilku miesiącach odzyskał swój blask i piękno. Gdzie go teraz powiesić? Pani konserwator popatrzyła na mnie zdziwiona. Jak to gdzie…? Niech wróci na swoje miejsce (ale nie za regał w zakrystii!). Przecież przez lata modlili się przed nim ludzie. Wypraszali łaski. Żałowali za grzechy. Może niejeden, patrząc na bolesne Oblicze, po długi czasie poszedł do spowiedzi. Niech wróci i służy temu, do czego został przez artystę namalowany. Wrócił.
Być może to jeden ze sposobów na to, byśmy nie ugrzęźli w religijno-kulturowym skansenie. Pięknym, ale bez życia.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).