„Pomoc humanitarna dociera, ale jest jej zbyt mało, patrząc na stale rosnące potrzeby”.
Caritas w Charkowie musi stawić czoło nie tylko wyzwaniom, które przynosi ze sobą zima, brak prądu i ogrzewania, ale i z rosnącą falą uchodźców napływających ze wschodniej Ukrainy pozostającej w najtrudniejszej sytuacji. „Pomoc humanitarna dociera, ale jest jej zbyt mało, patrząc na stale rosnące potrzeby” – mówi biskup Wasyl Tuczapeć, który organizuje wsparcie przy greckokatolickim kościele św. Mikołaja.
Egzarcha Charkowa zauważa, że przedłużający się brak pracy, a co za tym idzie pensji, sprawia, iż coraz więcej ludzi potrzebuje podstawowego wsparcia. „Brakuje nam generatorów prądu i piecyków, ale także ciepłej odzieży, żywności i lekarstw” – mówi bp Tuczapeć. Wskazuje, że wielkim wyzwaniem pozostaje też dostarczanie pomocy humanitarnej na wyzwalane od Rosjan tereny, ponieważ zagraniczni kierowcy boją się tam jechać. „Z niepokojem patrzymy na zimowe miesiące i coraz usilniej zanosimy modlitwy o pokój” – mówi egzarcha Charkowa. Dodaje, że pomoc humanitarna niesiona jest wspólnie przez łacinników i grekokatolików a otrzymuje ją każdy potrzebujący, niezależnie od swej wiary czy przekonań.
O tym, że coraz trudniej przychodzi pomagać mieszkańcom, mówi Radiu Watykańskiemu też ks. Wojciech Stasiewicz kierujący Caritas-Spes w Charkowie. Jak podkreśla, sytuacja jest bardzo dynamiczna, bo cały obwód podlega nieustannym atakom, a na jego terenie wciąż przebiega linia frontu.
„Z powodu wyniszczania przez Rosjan infrastruktury cywilnej wiele pilnych wyzwań rodzi brak prądu. Dotyczy to całej Ukrainy. W Charkowie mamy regiony pozbawione energii przez wiele dni, w innych miejscach jest to kilka czy kilkanaście godzin. Temperatury już spadły poniżej zera, prawdziwe mrozy dopiero nadejdą i będzie to dla nas najtragiczniejsza zima od czasów II wojny światowej, a brak prądu sprawia, że nie działa ogrzewanie – mówi ks. Stasiewicz. – Ludzie wracają do piwnic, łatwiej je ogrzać niż zrujnowane domy i mieszkania pozbawione okien przy atakach rakietowych. Co prawda powstałe dziury są założone deskami, ale to nie trzyma temperatury, a każdy szuka teraz odrobiny ciepła. Istnieją też problemy w dostawach wody, stąd kolejki do punktów pomocy, gdzie się ją rozdaje. Rosjanie, odbierając nam prąd, chcą również utrudnić komunikację, bo nie działa internet. Najbardziej deficytowym towarem na Ukrainie są teraz generatory prądu, powerbanki, piecyki na drzewo, ciepła odzież oraz nieustannie żywność i lekarstwa. Jak ludzie mieszkają w piwnicach, to przekazujemy jeden generator na blok. Zamawiamy też tzw. kozy, na które też jest duże zapotrzebowanie w całym naszym obwodzie. Niestety z każdym tygodniem wojny nasze potrzeby się pogłębiają, bo przybywa potrzebujących.“
13 maja br. grupa osób skrzywdzonych w Kościele skierowała list do Rady Stałej Episkopatu Polski.