Czy ktoś, kto życie zasadami Ewangelii traktuje jak niewole i zazdrości niewierzącym, że mogą spokojnie grzeszyć nadaje się do nieba?
Chyba większość z nas próbuje wszystko „upchnąć” w jeden dzień. We Wszystkich Świętych. I do kościoła i na cmentarz, by pomodlić się za zmarłych. Powód? Dość oczywisty. To dzień wolny od pracy. Jednak w liturgii Kościoła Wszystkich Świętych to wspominaniem nie wszystkich zmarłych, ale świętych właśnie. Wszystkich, Dniem modlitwy za zmarłych jest zaś Wspomnienie Wszystkich Wiernych Zmarłych. Czyli Dzień Zaduszny. I w jakiejś mierze także kolejne dni oktawy Wszystkich Świętych.
Dlaczego modlimy się za zmarłych? Tym, którzy są niebie nasza modlitwa nie jest już potrzebna. Modlitwa za tych, którzy są w piekle nie ma sensu; nie odmieni już ich losu. Ale ma sens modlitwa za tych, którzy są w czyśćcu. A że co do większości zmarłych nie wiemy, czy już są w niebie – Kościół orzeka świętość bardzo niewielu z nich – i nie wiemy, czy ktoś po śmieci trafił do piekła – Kościół nigdy, o najgorszych zbrodniarzach czegoś takiego nie orzeka – modlimy się za nich. Jeśli ta modlitwa im niepotrzebna – dla Boga i tak jest ważna. Nie ma modlitw zmarnowanych. Bo jest wyrazem naszej miłości do tych, którzy odeszli; przez to pomnaża dobro w świecie, także w nas samych.
Po co czyściec?
Niebo to „doskonałe życie z Trójcą Świętą, (...) komunia życia i miłości z Nią, z Dziewicą Maryją, aniołami i wszystkimi świętymi” (Katechizm Kościoła Katolickiego 1024). Choć osiągają je ci, którzy umierają w łasce i przyjaźni z Bogiem (daje ją chrzest, a gdy człowiek ją utraci przez grzech śmiertelny, ciężki, przywraca sakrament pokuty i pojednania), to niekoniecznie, jak już wyjaśniałem muszą je osiągnąć zaraz po śmieci. Bo może być tak, że trzeba im jeszcze oczyszczenia. Tak jest, gdy ktoś umierając jest przywiązany do jakichś grzechów lekkich, tak jest, gdy nie naprawił jeszcze wyrządzonego komuś zła, choć Bóg mu już ten grzech wybaczył. Po to właśnie jest czyściec. Można powiedzieć o nim, że to przedsionek nieba, ale niebem nie jest. Ci, którzy w tym stanie się znajdą mogą już być pewni, że wcześniej czy później będą w niebie. Jednak żeby tam wejść potrzebują jeszcze oczyszczenia. Czyli pracy nad sobą, aby wydoskonalić się w miłości. By nie było w nich żadnego przywiązania do zła, nawet najmniejszego. Nie z powodu przywiązania Boga do ideałów. Raczej by ludzie tam, gdzie zła nie ma, nie czuli się jak obcy.
„Ci, którzy umierają w łasce i przyjaźni z Bogiem, ale nie są jeszcze całkowicie oczyszczeni – czytamy w katechizmie (1030) – chociaż są już pewni swego wiecznego zbawienia, przechodzą po śmierci oczyszczenie, by uzyskać świętość konieczną do wejścia do radości nieba. To końcowe oczyszczenie wybranych, które jest czymś całkowicie innym niż kara potępionych, Kościół nazywa czyśćcem” (KKK 1031).
Nauka Kościoła opiera się w tym względzie na wzmiankach w Piśmie Świętym, w których mowa jest o „ogniu oczyszczającym”, możliwości odpuszczenia grzechów „w przyszłym życiu”, przede wszystkim zaś znanej już w Biblii tradycji modlitwy za zmarłych. Nie miałaby sensu, gdyby było tylko niebo lub piekło.
Nie grzeszy, ale...
W przypowieści o robotnikach w winnicy (Mt 20, 1-16) ci, którzy przyszli najpóźniej otrzymali tyle samo ile ci, którzy pracowali cały dzień. Skoro Bóg tak patrzy na sprawy, to po co czyściec? I temu, który całe życie będzie żył po swojemu, a pod jego koniec wyrazi skruchę da przecież tyle samo, nie tak? Ano niekoniecznie. On jest sprawiedliwy, ale ciut inaczej niż zwykliśmy to widzieć. Bóg widzi i to, że jedni otrzymali łaskę wiary i odpowiedzieli na nią na początku swojego życia, i to, że inni tę łaskę otrzymali czy odpowiedzieli na nią w ostatnich jego chwilach. Nie jest niesprawiedliwy, jeśli tym „których wcześniej nikt nie najął” (tłumaczenie tych robotników z winnicy, co przyszli godzinę przed końcem dniówki) daje tyle samo co tym, którzy pracowali cały dzień; każdemu chce dać niebo. Ale gdyby ktoś konsekwentnie odrzucał ofertę pracy w winnicy, a przyjął ją dopiero godzinę przed końcem dnia? Boga nie można oszukać, Bóg widzi też takie cwaniactwo, udawanie nawrócenia. Najważniejsze jednak, że z niebem jest trochę inaczej niż z prostą wypłatą pieniędzy. Bo to nie tyle jakaś nagroda za wiarę i dobre życie co po prostu samo życie: życie wieczne bez cierpienia, bólu, łez, krzywd i śmierci. W czym różnica? Ano nie można nieba tylko dostać i mieć. Ono wymaga odkrycia i przyjęcia pewnego stylu.
To jak z podarowaniem komuś eleganckiego mieszkania. Nie wystarczy je mieć. Żeby było dalej eleganckie, trzeba o nie dbać. Jeśli ktoś uzna, że dostał w nagrodę, więc o więcej troszczyć się nie musi, a darczyńca powinien jeszcze za niego sprzątać szybko zamieni je w chlew. Dobrą ilustracją tej różnicy jest też postawa owych robotników z przypowieści, którzy pracowali od rana. Trzeba tylko zamiast o wynagrodzeniu za pracę denarem pomyśleć o daniu nieba. Robotnicy utyskiwali na gospodarza, bo poczuli się skrzywdzeni, choć dostali tyle, na ile się umówili. Jezus więc, kończąc tę przypowieść, mówi o ostatnich, którzy stali się pierwszymi i pierwszych, którzy stali się ostatnimi. Tak, bo ci, którzy przyszli ostatni rozumieli, że gospodarz jest łaskawy i pewnie byli mu za to bardzo wdzięczni. Dla tych pierwszych dobroć gospodarza okazała się solą w oku. Gdy pamiętać, że tym denarem jest niebo, paskudna sprawa, prawda? Jeśli ktoś uważa, że w niebie powinien mieć „lepsze miejsce”, że powinien być bardziej niż inni poważany i bardziej od innych szczęśliwy, to czy nadaje się do nieba? Tak, należy mu się, zapracował na nie. Ale musi jeszcze dojrzeć, wyzbyć się tego zapatrzenia w siebie. Bo póki co do nieba nie pasuje.
Człowiek umierający w łasce uświęcającej, w przyjaźni z Bogiem, niekoniecznie jest świątobliwym aniołem. I to niezależnie od tego, czy całe życie chodził do Kościoła czy nawrócił się na chwilę przed śmiercią . Może być obarczony wieloma wadami. Może być pyszałkiem, chciwcem, zazdrośnikiem, gwałtownikiem albo człowiekiem leniwym. Może być „świętym z braku okazji” albo ze strachu: owszem, wielkich grzechów nie popełniał, ale system wartości jaki wyznaje daleki jest od ewangelicznego. I nieraz zazdrości niewierzącym, że bez obaw mogą sobie pogrzeszyć, życie zgodnie z zasadami Ewangelii traktując jako przykry ciężar. Czy ktoś taki byłby w niebie szczęśliwy? Musiałby się ciągle ograniczać, zmuszać, żyć sztucznie, bo wbrew wyznawanemu systemowi wartości. Stąd potrzeba tych „rekolekcji” w czyśćcu. Nieraz pewnie bardzo długich i wymagających.
No to pomagamy
My, żyjący na ziemi, możemy tym, którzy przechodzą swoje oczyszczenie pomagać. Jak? Ano tak, jak wierzący pomagają zmieniać życie tym, na których po ludzku nie ma się żadnego wpływu: modlitwą; zwłaszcza ofiarowanymi za nich Mszami. Można w ich intencji podejmować też inne praktyki pobożne: jałmużnę, pokutę i odpusty.
Te ostatnie dotyczą właśnie darowania kar; darowania tej pokuty czyśćcowej. Pewnie gdy ofiarowujemy za zmarłych odpust Bóg daje człowiekowi taką łaskę, że bez mozolnego wyzbywania się wad wszystko dzieje się szybko. Jak z człowiekiem, który nagle doznał olśnienia i to i w jednej chwili zrozumiał to, czego przez lata pojąć nie umiał. Jak go zyskać?
Warunki są zawsze podobne:
W dniach od 1-8 listopada czynem, za który można uzyskać odpust jest pobożne nawiedzenie cmentarza połączone z modlitwą za zmarłych.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.