To zależy od człowieka. Ale...
To dobrze, że ten synod się odbywa. Synod o synodalności. Ci, którzy chcieli się wypowiedzieć i mieli ku temu wystarczająco dużo determinacji, wypowiedzieli się. Jednak gdy czytam, jakie konkretnie postulaty pojawiały się w diecezjach – podsumowanie przygotowane przez Katolicką Agencję Informacyjną, prezentacja oficjalnego dokumentu jutro – na usta ciśnie się jedno: w dużej mierze nierealne. Nie chodzi nawet o to, że bywają ze sobą sprzeczne. Ot, jedni skarżą się, że tradycjonaliści zostali przez Papieża źle potraktowani, inni działalność tychże uznają za rozbijanie kościelnej wspólnoty. Częściej nierealne, bo zależne osobowości konkretnego człowieka. A tej nie da się zadekretować. Żadne kościelne rozporządzenie jej nie zmieni. Ba, często nawet konkretny człowiek, mimo najszczerszych chęci, nie jest przecież w stanie zmienić samego siebie.
Szczególnie uderzające pod tym względem jest to, co postulowano odnośnie do słuchania. Jasne, trzeba słuchać. Ale czy nieumiejętność słuchania to jedynie domena kapłanów? Mam zupełnie inne doświadczenia. Uczestniczyłem swego czasu w szkoleniu dla nauczycieli (sam nim wtedy byłem) dotyczącym postępowania z narkomanami. Jednym z jego elementów były ćwiczenia, mające pokazać jak czuje się narkoman, którego wszyscy pouczają. Z całego licznego grona pedagogicznego tylko trzy osoby rozumiały o co z tym słuchaniem chodzi. Wszystkie mające za sobą doświadczenie różnych ruchów kościelnych. Pozostali... Niby rozumieli, ale gdy przychodziło konkretne ćwiczenie, okazywało się, że w praktyce nie zrozumieli nic.
Tak, powiedzieć, że trzeba umieć słuchać, a umieć słuchać, to dwie, całkiem różne sprawy. Dotyczy to także rodzin, w których, przynajmniej teoretycznie, słuchać powinno być najłatwiej. Z doświadczenia wielu godzin rozmów z uczniami mogłem jednak czasem wnosić, że nie byli słuchani zwłaszcza przez tych rodziców, którzy deklarowali, że mają z dziećmi świetny kontakt. Paskudni rodzice? Nie. Nawet ich rozumiem. Trudno przyjąć do wiadomości, że ich dziecko, niedawno jeszcze takie małe, nie ma lat 6, a 16. Sam tego doświadczałem, gdy chyba jednak inaczej rozmawiałem z uczniami, których poznałem, gdy byli w klasie ósmej, a inaczej z tymi, którzy byli w ósmej klasie, ale poznałem ich gdy byli w klasie piątej. Słuchać co drugi mówi jest naprawdę bardzo trudno. Kto nie wierzy, niech z dystansem spojrzy na to, co dzieje się w polityce. Albo dobrze, nie będę aż tak podnosił ciśnienia: niech zajrzy na Facebooka czy Twittera. Mnóstwo jest tam różnych „głoszących” (sam się, niestety, w aktywności w mediach społecznościowych też za takiego uważam), znacznie mniej słuchających. Na pewno takich, którzy zostawili jakiś znak, że wysłuchali. A dyskusje to najczęściej wyłącznie upieranie się przy swoich racjach i besztanie adwersarza. Umiemy słuchać? Nie sądzę. Dlaczego księżą mieliby być radykalnie inni? Wszak wychowali się i żyją z takimi jak my, prawda?
Jest z tym słuchaniem przez kapłanów jeszcze jedna trudność. Ilość ludzi, i to bardzo różnych ludzi, których słuchać niby mają. Znam to z doświadczeń szkolnych. Łatwo policzyć: ilu uczniów musi słuchać nauczyciel religii, mający np. 20 godzin lekcji tygodniowo? Jeśli klasy liczą 20 osób (to bardzo mało!) to 200. Nierealne z tym towarzyszeniem czy słuchaniem, prawda? Zwłaszcza że ci, z którymi udało się nawiązać relacje odchodzą, a przychodzą nowi. Każdy inny, wielu nastroszonych, a ty człowieku bądź z gumy i do każdego się dostosuj pilnując, by nikt nie poczuł się dotknięty. Choćby pajacował jak małpa na drucie.
A ilu parafian wypada średnio na jednego kapłana w parafii? Też każdy inny, wielu też nastroszonych. I większość – co tu ukrywać – średnio też umiejąca słuchać. Ot, wytłumaczy ksiądz cierpliwie co i jak z tą procesją rezurekcyjną po liturgii wigilii paschalnej, a nie w niedzielę rano, ale on przecież wie swoje, prawda? I dalej będzie wiercił dziurę w brzuchu. Pomijając, że ktoś inny będzie stanowczo domagał się, by zmian nie wprowadzać. Żadne wyszkolenie księdza tu nie pomoże. A gdy takich, którzy będą chcieli być słuchani będzie za dużo, po prostu nie da rady...
Jak to spointować? Wszyscy uczmy się słuchania? Doskonale wiem, że choć słuszne, to też nierealne. Można jednak chyba starać się, by nie tylko oczekiwać od innych, ale samemu dołożyć choćby mała cegiełkę do tej Bożej budowli, jaką jest Kościół. Nie mam okazji? Zawsze mogę się za swoją parafię i za Kościół modlić. I oby tak było. Zawsze też jednak powinienem się starać wypełnić te zadania, które sam mam w Kościele do wykonania. Ot, choćby wychowanie w wierze swoich dzieci, zajęcie się chorą babcią, a jeśli czas pozwala podjęcie tej konkretnej służby, o którą prosi proboszcz...
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.