Życie, każde, ale człowieka najbardziej, jest fenomenem na skalę kosmiczną.
W moim życiu zaczęło się nie od nienawiści, ale od ratowania. Moje życie nim się zaczęło, już było zagrożone. Bo to i kłopoty (a pewnie i dramat) mojej Mamy. I trwająca wojna oraz sowiecka okupacja, co spowodowało rozdzielenie rodziny. I wojenny niedostatek, i brak normalnego dostępu do lekarza, i sroga zima. A tu dziecko wybiera się na świat. We Lwowie szalał sowiecki terror. Więzienia na Łąckiego i w Brygidkach, obóz na Zamarstynowie, wszechobecny terror spod czerwonej gwiazdy… To były szwadrony i zasadzki śmierci. Ulica Piekarska od strony centrum miasta bliska była wspomnianym więzieniom. Jej koniec dochodził (i dochodzi) do bramy cmentarza na Łyczakowie… Ale o jedną przecznicę bliżej były (i są) kliniki uniwersytetu medycznego. Tam przyszedłem na świat. Lekarz, który odbierał poród zawołał „albo dziecko, albo matka”. Trudno dziś ocenić, czy to było pytanie do rodzącej, czy wyraz jego bezsilności. W każdym razie Mama odkrzyknęła: „i matka, i dziecko”. I tak się stało.
A potem było sporo sytuacji, w których dzieciaka, i jego matkę można było uśmiercić. Ale Anioł Stróż stawiał na naszej drodze pomocnych ludzi. Sowieckich czerwonoarmistów, którzy nas zawieźli w stronę Sambora; i tych dobrych ludzi, którzy już w górach dali schronienie w srogi mróz, chleb matce i dziecku mleko. Wreszcie gospodarz zaprzągł do sań swego konika i przez góry dowiózł chyba aż do Jawory. I ten ktoś, kto podarował takie małe sanki – przywiązany do nich, z maminym napędem dotarłem do prawie pustego domu mojego i rodziców.
Co jest w centrum tej migawkowej opowieści? ŻYCIE! Nawet nie o to idzie, że moje życie. Życie, każde, ale człowieka najbardziej, jest fenomenem na skalę kosmiczną. Trzykroć dziennie z moim wiernym psem chodzę „na patrol”. Po drodze patrzę i nie mogę przestać się dziwić. Kwiaty, łąka, górski potok – na nim małe, ale już podrośnięte kaczuszki… Życie, jego mechanizmy – te, które człowiek rozszyfrował, ale i te, których nawet nazwać nie jest w stanie. Po prostu ŻYCIE. Wróciliśmy z patrolu do domu, włączyłem telewizor. Na ekranie dyskusja – moderująca i bezsilna pani redaktor, czworo dyskutantów. Temat – ochrona życia, prawo do aborcji (czyli anty-życia). Od razu widać dwa obozy. Jedna z pań rozgrzana nienawiścią i przemocą wobec pozostałych osób. Straszne. O cokolwiek by nie chodziło, przynajmniej by poszanowała, cywilizowane ramy dysputy. Słucham… Argumenty te same od lat, nie będę powtarzał. Ale ta ociekająca nienawiścią postawa, krzyk, wybałuszone oczy, wykrzywione usta… Mój Boże, toż to nawet ci krasnoarmiejcy potrafili się cieszyć trzymiesięcznym malcem, a karpacki góral wiózł bezdrożami. Przepraszam, nasuwa się jedno skojarzenie: diabeł.
Ale nie tylko o tę kłótnię chodzi. I nie tylko o dzieci. O życie chodzi. Mieliśmy nadzieję, że po wojnie zwanej drugą światową, życie człowieka, każdego człowieka będzie szanowane i chronione. Przerażają nazwy Auschwitz i Katyń, Łąckiego i Rakowiecka, przerażają Hiroszima i Nagasaki. Przerażały słowa „Niemcy” oraz „sowieci”. Ale przecież życie było traktowane brutalnie także przez innych. Nawet i Polacy… Nie mówię o tych, którzy walczyli o wolność kraju. Ale przecież byli i ci, którzy zaprzedali się wrogom i potrafili terror śmierci siać długo po wojnie. Wrogość wobec życia. Cel i strategia diabła, szatana.
Dziś, ale nie od dziś, od kilku dziesięcioleci na celowniku wroga życia jest to najbardziej bezbronne życie. Takie kilkudniowe, kilkutygodniowe, kilkumiesięczne. Potrzebuje on ludzi, którzy by byli realizatorami jego nienawiści. Ci zaś chwytają sztandar praw człowieka, znamy to. Ale to hasło jest realizowane strasznie jednostronnie – jeden (jedna) ma prawo pozbyć się drugiego. Silniejszy likwiduje słabszego, ba! likwiduje bezbronnego. Ale spokoju nie znajduje, gardłuje, manifestuje, sieje kłamstwa i budzi nienawiść.
A mnie pomogła Mama, Babcia, lekarz – którego nazwiska nie znam, sowieccy żołnierze – czy dożyli końca wojny? Pomogli dobrzy ludzie w Bieszczadach. Tato znalazł się po wojnie. A ja cieszę się życiem do dziś. Dziękuję Wam za pomoc! Boże, Tobie za niewidzialną nić wiążącą ziemię z niebem. Za ŻYCIE.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).