Kto nie potrafi być dzieckiem do końca życia, bywa niebezpieczny dla otoczenia.
Karnawał wyjątkowo długi. Chyba wszystkie maturalne klasy już zdążyły ze studniówkami. Jakoś żadna z dziewczyn tego roku nie zadzwoniła do mnie z nieśmiałym pytaniem, czy nie chcę jej zobaczyć w balowej sukni. Ale może ktoś zaprosi do obejrzenia filmu ze studniówki. Tego oficjalnego. Bo bywają i takie nieoficjalne, na które młodzi kładą embargo nawet (zwłaszcza?) wobec rodziców. Swoją drogą widziałem kiedyś taki film, po roku. I nie zauważyłem niczego, co podlegałoby cenzurze obyczajowej. Może to była tylko taka tajemnica ich nieomalże dziecinnej radości – wszakże wypada im być dorosłymi. A skądinąd wiadomo, że kto nie potrafi być dzieckiem do końca życia, bywa niebezpieczny dla otoczenia. Nie mówię „dziecinnym” , ale „być dzieckiem”. To różnica. Różnica wynikająca nawet z Ewangelii. „Jeśli się nie staniecie jak dzieci...” – mówił Jezus.
Tak patrzę na tych dziewiętnastolatków i zastanawiam się, jak ustrzec w nich tę świeżą, radosną, niewinną potrzebę bycia dziećmi. Bo za kilka miesięcy zderzą się z nową rzeczywistością. Walka o miejsce na studiach, o miejsce w akademiku albo o tańszą stancję. Konkurencyjna walka na roku i w grupie. Bo coraz częściej koledzy (koleżanki) przestają być kolegami, a stają się przeszkodą, którą należy eliminować. Nieraz brutalnie. Nasłuchałem się i na ten temat. Zderzą się z bezduszną ścianą uczelnianej administracji – i tej urzędniczej, i tej dydaktycznej. Będą koczować na dworcach i przystankach, by pojechać do domu po kolejną strasznie ciężką torbę „wałówy” – bo miastowe życie drogie. I do proboszcza dzwonić będą, by powiedzieć to, o czym wstyd rodzicom mówić – o tęsknocie, o samotności, o bezsilności. Aż mi z telefonu łzy kapać będą. To niech przynajmniej na studniówce wybawią się tak, by świat nie wiedział, że wciąż chcą być dziećmi.
Karnawał, choćby długi, zawsze będzie zbyt krótki. Wszyscy o tym wiemy. A przecież wszyscy szukamy takich chwil nieprzytomnej radości, zapomnienia. Byle granicy grzechu nie dotknąć. Prawda, że Zły w takich chwilach tylko patrzy, by zamącić, a przynajmniej przygasić głos rozsądku i sumienia. Ale też prawda, że kto nauczył się swoją radość Bogu przynosić, złego bać się nie musi. Dlatego ze strony rodziców jeden z ważnych sposobów uodparniania dzieci na wpływ zła to uczenie ich radości. A katecheci, duszpasterze, w ogóle ludzie wierzący powinni w wielkiej cenie mieć radość, zabawę – karnawał także.
Ostatnie już dni karnawału. Ale Popielec nie powinien zgasić radości. Owszem, położy kres zapamiętałej zabawie. Radość niech jednak zostanie. Według apostoła Pawła, jest przecież jednym z owoców Ducha Bożego. I warto pamiętać, że święty smutny to smutny święty.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nie było ono związane z zastąpieniem wcześniejszych świąt pogańskich, jak często się powtarza.
"Pośród zdziwienia ubogich i śpiewu aniołów niebo otwiera się na ziemi".
Świąteczne oświetlenie, muzyka i choinka zostały po raz kolejny odwołane przez wojnę.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.