Ma być poważnie, dostojnie, z szacunkiem. Tylko kto powiedział, że okrzyk radości przeczy powadze, dostojności i jest brakiem szacunku.
Mając zaplanowaną wizytę u lekarza piszę w środę. Czyli w liturgiczne wspomnienie Świętej Cecylii, męczennicy. Święto patronalne muzyków kościelnych. I nie tylko. Choć, jak to zwykle bywa, na zasadzie przypadku. Czy jak kto woli – skojarzeń. Boć za jej czasów organów nie znano. Wszystko przez antyfonę, przypisaną do liturgicznego obchodu. Cantate organtibus…
Święty Augustyn w drugiej lekcji Godziny Czytań o starożytnej męczennicy nie wspomina, rozwodzi się natomiast na słowami Psalmu 32: „Śpiewajcie Jemu pieśń nową, pięknie Mu śpiewajcie. W pierwszym odruchu skojarzyłem komentarz biskupa Hippony ze świętej pamięci ojcem Janem Górą. Nie dlatego, że doczekał się na Jamnej muzeum. Twórca Lednicy, powołując się na powyższy fragment Psalmu, miał zwyczaj proponować co roku nową pieśń, towarzyszącą spotkaniu. Kto był na Polach zna ten klimat. Tańce, pląsy, haczyki i okrzyki radości. Znów jak u Augustyna: „Okrzyk radości wskazuje, że serce wypełnione jest uczuciem, którego nie można wypowiedzieć”.
Górale co prawda nie krzyczą podczas Mszy świętej, ale jak już zaśpiewają sklepienie przynajmniej dziesięć metrów unosi się nad ziemię. W dodatku na głosy. Niekiedy nawet trzy. Przy czym nikt nie fałszuje. Choć zapewne nie słyszeli przestrogi zacnego Doktora Kościoła, by fałszem nie ranić uszu Najwyższego.
Inaczej w Kościele Wschodnim. Całkiem niedawno dowiedziałem się (wyczytałem) o ciekawym zwyczaju, związanym z obchodzeniem Świąt Paschalnych. W pewnym momencie diakon wypada (dosłownie) zza ikonostasu z kadzielnicą i obiega świątynię wołając: Christus woskries! Jego krótkie orędzie podejmują wszyscy zgromadzeni na liturgii. „Jeśli zaś – poucza dalej Augustyn – nie potrafisz Go (Niewysłowionego) wypowiedzieć, a nie wolno ci milczeć, cóż innego pozostaje, jak wznieść okrzyk wesela?”
Krzyk w świątyni? Owszem, zdarza się. Dziecko podczas chrztu. Czasem młodzież niesforna. Niekiedy grzmiący na słabości owieczek kaznodzieja. (Choć z tymi owieczkami… Biskup Raimo Goyarrola, nowy ordynariusz Helsinek, woli pachnieć reniferami. Bo owiec w Finlandii jak na lekarstwo, a renifery towarzyszą Finom na każdym kroku.) Ale żeby z radości? Ma być poważnie, dostojnie, z szacunkiem. Tylko kto powiedział, że okrzyk radości przeczy powadze, dostojności i jest zaprzeczeniem szacunku. No nie jest. Stąd biedni są wszyscy dąsający się na afrykańskie tańce, pląsy w Lizbonie i klaszczących podczas uwielbienia po Komunii świętej.
Najłatwiej z dziećmi. Tych nie trzeba specjalnie zachęcać by chwyciły za bębenki, tamburyny, grzechotki i ruszyły do ołtarza ze śpiewem „Chcę przestąpić jego próg z dziękczynieniem w sercu swym”, bo „Pan radością mą”. Z młodzieżą czasem się uda. Ale ruszyć dorosłych?
A może nie chodzi o to, by ich ruszyć? Może chodzi o to, by ruszyła ich Dobra Nowina o Panu przebaczającym grzechy, zasiadającym z nimi do jednego stołu i wyzwalającym z wszelkiej niewoli? Ich, czyli nas. Także księży, dbających czasem nadgorliwie o powagę zgromadzenia.
Tu przypomina mi się pewna włoska historia. Biedna rodzina prosiła proboszcza, by udostępnił jej kościół na wesele. Zgodził się pod warunkiem zachowania powagi świątyni. Miało być skromnie, cicho i bez tańców. Wbrew deklaracjom, po północy, duchowny usłyszał towarzyszące toastom śpiewy. Gdy próbował uspokoić niesfornych gości usłyszał: przecież Pan Jezus też był na weselu… No tak – odparł – ale tam nie było Najświętszego Sakramentu.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Piotr Sikora o odzyskaniu tożsamości, którą Kościół przez wieki stracił.