Zza grubych na niemal metr ceglanych murów, które przez blisko 100 lat służyły za koszary, słychać śmiech. Sześćdziesięcioro dzieci odkrywa tu świat, jakiego nie zobaczą pod trzepakiem praskiej kamienicy.
Alterswiat
Budynek, w którym znajduje się świetlica, przez lata był wykorzystywany jako koszary. W pokojach, gdzie dziś mieszczą się poszczególne pracownie, przebywało po 12 żołnierzy. Budynki są stare. Czerwona cegła pamięta jeszcze XIX wiek. Do 1915 r. stacjonował tu 2. Orenburski Pułk Kozaków. Podstawowy remont przeprowadzono w chwili, gdy bp Kazimierz Romaniuk zaproponował, by wprowadziły się tu Siostry Misjonarki Miłości. Dla nich jednak trzypiętrowy gmach był zbyt duży. Wówczas powstał pomysł, żeby zagospodarowała go Caritas. Od lipca 2004 r. działał tu najpierw ośrodek wolontariatu, klub, a teraz Świetlica Alternatywna. Dlaczego alternatywna? – No bo to taka placówka naukowa. Żeby nauczyć się czegoś – wyjaśnia z miną specjalisty 11-letni Albert. – Tak byśmy siedzieli przed komputerem albo i telewizorem.
Kilka dni temu do ks. Andrzeja Kowalskiego, dyrektora placówki i wiceszefa praskiej Caritas, przyszła pani, która chciałaby prowadzić tu zajęcia lepienia w glinie. Po feriach ktoś chciałby dzieciakom urządzić warsztaty fotograficzne. Na razie zajęcia prowadzi siedem osób. Dwa stałe etaty funduje urząd dzielnicy.
Olek zaprasza na piłkę
Karolina ma 15 lat. W świetlicy jest niemal codziennie, od trzech lat. Od godz. 17 do 19 odrabia tu lekcje, chodzi na zajęcia plastyczne i terapeutyczne z ciocią Karoliną. Podobnie sześćdziesięcioro innych dzieci z praskich, ale nie tylko, podwórek. – Nie chcemy ich tu trenować na mistrzów, tylko na porządnych ludzi – mówi Małgorzata Szostało.
Na zajęciach terapeutycznych siadają w kole. Mówią, jak minął im dzień, co wydarzyło się dobrego, z czym sobie nie radzą. – Tu uczą się czegoś innego niż na podwórkowym trzepaku: współpracy, zaangażowania, odpowiedzialności – dodaje świetlicowy psycholog. Ostatnio 12-letni Olek oświadczył kadrze, że on też chce prowadzić zajęcia. – Zebrał chłopaków i trenują piłkę, bardzo profesjonalnie – zachwyca się Adil Khelduni, kierownik placówki.
Matagrajta tu nie działa
Mieszkał z rodzicami niedaleko. Kończył właśnie studia z resocjalizacji, kiedy na murze zobaczył logo Caritas. Wszedł i został. – Gdy tworzyliśmy świetlicę, mieliśmy tylko jeden cel. Żeby było to miejsce, do którego dzieci z radością będą przychodzić – wspomina. Sam prowadzi zajęcia szachowe i kółko matematyczne. Ktoś inny – zajęcia kulinarne, polonistyczne, naukę gry na bębnach, informatykę. Nie ma ludzi typu „matagrajta”, którzy rzucą dzieciom piłkę, a sami popijają kawę w kantorku.
Ściany pomieszczeń i korytarzy obwieszone są pracami powstałymi w rozmaitych pracowniach. Gdy zrobi się cieplej – dzieciaki szaleją na kilkunastu świetlicowych rowerach. – To nierzadko dzieci, którym radość sprawia trójka w szkole. Ale z pewnością – nie dzieci ulicy. Takie nie poddałyby się wymaganiom, jakie im stawiamy – mówi wujek Adil.
Na ścianie jednego z pomieszczeń wisi regulamin świetlicy. 12 przykazań: od „Nie bijemy się” do „W naszym słowniku nie ma brzydkich słów”. Przestrzeganie zasad to warunek uczestnictwa. Dzieci łapią je w mig. Ale na wszelki wypadek Karolina Konwińska jest dostępna także dla rodziców. Gdyby uznali, że sami nie dają rady… Mimo koniecznego rygoru (codziennie przebywa tu kilkadziesiąt chłopców i dziewcząt), wieczorem, gdy trzeba zamykać placówkę, zawsze znajdują się tacy, którzy proszą: ciociu, wujku, jeszcze nie zamykajcie…
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.
To doroczna tradycja rzymskich oratoriów, zapoczątkowana przez św. Pawła VI w 1969 r.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).