Libańska baletnica Nada Sahlani mówi o sobie, że jest apostołem Bożego Miłosierdzia, a jej popularność to paszport, który pozwala dotrzeć z orędziem do różnych środowisk.
Nada urodziła się w rodzinie wierzącej, chrześcijańskiej. Wśród wielu wspomnień, o jakich może opowiadać, jest pewna katecheza szkolna o zmartwychwstaniu Jezusa. - Czułam się wtedy bardzo szczęśliwa. W mojej głowie pojawiła się myśl: On jest najpotężniejszy na świecie. W dzieciństwie i okresie dojrzewania wykrystalizowały się w niej trzy pragnienia i decyzje. Uświadamiała sobie kolejno, że nie chce być zakonnicą, ponieważ pragnie być tancerką. Ale zafascynowana Ewangelią, chciała też zostać apostołem, pomocnikiem Jezusa.
- W pewnym momencie dorosłego życia, gdy nie wyszłam za mąż ani nie poszłam do zakonu, po raz pierwszy zadałam Bogu pytanie: „Czego chcesz ode mnie? Ja nie wiem, nie rozumiem” – wspomina Nada. Jest przekonana, że w ten sposób Bóg konsekwentnie prowadził ją do apostolatu Miłosierdzia. Dawna absolwentka londyńskiej Royal School of Dancing wychodzi z tą misją poza swoją szkołę, m.in. do chrześcijańskiej telewizji Lumiere w Libanie, gdzie była wielokrotnie zapraszana.
Od kilku lat jest odpowiedzialna za przebieg święta Bożego Miłosierdzia w sanktuarium Our Lady of Lebanon w pobliskim Harrisa. Jej uczennice, od najmłodszych po najstarsze, wystawiają program artystyczny, połączony z osobistymi świadectwami. Przyjechała też z własnym filmem o swojej szkole i misji na międzynarodowy kongres „Faustinum” do Krakowa.
Zaufanie
Życie Nady jest pełne znaków. W jaki sposób libańska tancerka, dyrektor szkoły baletowej dla dzieci, trafiła na wizerunek „Jezu, ufam Tobie?”.
- Zbliżał się termin szkolnego spektaklu - opowiada. - Postanowiłam, że pieniądze, które będą ze sprzedaży biletów, przeznaczymy na jakąś organizację charytatywną. Modliłam się, by Jezus wskazał mi, komu je przekazać, ponieważ chciałam, żeby to było dla naprawdę potrzebujących. Prosiłam człowieka, który robił zaproszenia, by nie wpisywał nazwy organizacji. Tymczasem okazało się, że są jakieś problemy techniczne w teatrze, gdzie wystawiane było przedstawienie. Martwiłam się. Pojechałam do domu, weszłam do pokoju. Nad moim łóżkiem wisiał pewien obrazek, który dostałam od znajomej. Była na nim sama twarz Jezusa. Usiadłam przed nim i powiedziałam: „Jezu, to Twoje przedstawienie, mamy przecież komuś pomóc; wiesz, co robić, zajmij się tym” – opowiada Nada.
Dopiero po dwóch dniach przekonała się, jak skutecznie Jezus „zajął się” jej prośbą. Problemy techniczne zostały naprawione, a podpowiedź człowieka, który robił zaproszenia, skierowała ją do organizacji będącej w wielkiej potrzebie. W pobliskim kościele dostała książeczkę z obrazkiem i modlitwą. To był wizerunek z jej pokoju, ale tu było już widać całą postać Jezusa Miłosiernego.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
„Trzeba doceniać to, co robią i dawać im narzędzia do dalszego dążenia naprzód” .
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).