Choroba hazardu może dotknąć każdego dnia, w każdej chwili. W karnawale, Wielkim Poście, latem. Niepostrzeżenie i przypadkowo. Całkiem tak, jak mała kulka wskakuje w kolejne przegródki cyfr i kolorów na kole ruletki. Czasem wywołuje radość, zwykle jednak rozgoryczenie i rozpacz. Z prawnikiem i właścicielem firmy, ale i uzdrowionym z nałogu hazardzistą Marcinem rozmawia ks. Sławomir Czalej.
Ale i tak długo miałeś szczęście, że wygrywałeś.
– Grałem na bardzo małe stawki. W kasynie człowiek nie może sobie założyć, że jak wygra 200 zł to wychodzi i nie gra więcej. Zaczyna się zastanawiać, czemu nie 300 albo 500! W końcu i tak przegra wszystko.
Ostrzeżenie nie poskutkowało?
– Nie. W 2005 i 2006 r. zacząłem chodzić coraz częściej. W stoczni dostałem podwyżkę. Grałem nadal za nieduże pieniądze. Gdy przegrałem, to szedłem do bankomatu i wypłacałem 100 czy 200 zł, co nie było jakąś wielką sumą. W 2006 r. wyjechałem na kontrakt do Holandii i zacząłem zarabiać naprawdę duże pieniądze.
Duże, to znaczy ile?
– Zostałem kierownikiem projektu i dostawałem z dziesięć razy więcej niż w Polsce. Tak więc wprost proporcjonalnie do zarobków zacząłem też więcej niepostrzeżenie tracić.
Ile?
– Kiedy zarabiałem 10 czy 15 tys. zł, a bywało, że i 20, to nie zastanawiałem się nad tym, że straciłem 500 zł. W kasynie nabyłem cechy pychy, przekonania, że jestem lepszy od innych. Ja naprawdę do 2004 r. byłem skromnym chłopakiem, nigdy nie wchodziłem nikomu w drogę. Nie wymądrzałem się. Kasyno skrzywiło mój obraz ludzi, że są – nie wiem – głąbami. Zacząłem kupować bardzo drogie ciuchy. Sweter za 800 zł, buty za 1000, a nawet garnitur za 10 tysięcy! Zegarki pełen szpan. Wydawało mi się, że jak nie mam oryginalnej koszuli na sobie, to jestem gorszym człowiekiem. Doszła kolejna rzecz… lęk o pieniądze. Jak nie miałem w portfelu 1000 zł, to źle się czułem.
Jak to się objawiało? Niepokojem?
– Tak. Idąc do kasyna, potrafiłem przepuścić lekką ręką 300-400 euro, a zaraz potem w sklepie zastanawiałem się, dlaczego masło jest takie drogie… W momencie gdy wygrałem, to nawet mi nie przeszkadzało, że paliwo kosztuje 6 zł. W euforii kupowałem wszystko, na co miałem ochotę.
Rok 2007. Passa zarobkowa trwała. Miałem 26 lat, miałem ludzi pod sobą. Granie tak mnie pochłonęło, że potrafiłem iść do pracy, zaraz po niej biegiem do kasyna i tam grałem do drugiej w nocy. Kiedy wygrałem, w ogóle nie odczuwałem zmęczenia, jeszcze film oglądałem do czwartej rano. A o siódmej szedłem już do pracy na takiej adrenalinie, że byłem wyspany i uśmiechnięty. Jeśli przegrałem, to nie chciało mi się do tej pracy wstawać. Spóźniałem się. W 2008 r. straciłem pracę, bo poszedłem za człowiekiem, który obiecywał szybki zarobek. Zagrałem jak hazardzista. Mogłem mieć pracę stabilną, ale z mniejszymi zarobkami…
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
W ramach kampanii w dniach 18-24 listopada br. zaplanowano ok. 300 wydarzeń.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.