Panie Boże, mam biznes. Będę się modlić, pójdę na pielgrzymkę. Ty, Panie Boże, sprawisz cud. Co? Zapomniałeś o mnie? Przecież miałem nie pić! A Bóg błogosławi pracy. Potrzebuje wysiłków. Walki o własne zbawienie.
Miejsce, w którym można się zakochać. Wokół jeziora i lasy porastające niewielkie pagórki. Wieś Stare Juchy. Kiedy przejeżdża się przez nią, nie widać pośpiechu, a leniwi turyści powoli idą nad jezioro, może do lasu na grzyby. Wychodzą ze sklepu. Piją piwo. Śmieją się. Wieczorami dym z grillów wygrywa z zapachem tataraku. I kiedy oni odpoczywają, tuż obok, na wzgórzu na skraju wsi, w domu, który wyglądem przypomina pensjonat, trwa walka innych ludzi o swoją przyszłość.
Byle nie do pierwszego
Ośrodek Terapii Uzależnień w Starych Juchach powstał jako dar dziękczynienia Bogu za 600 lat pobytu Zakonu Kanoników Regularnych Laterańskich (przez który jest prowadzony) w Polsce i 60 lat obecności zakonu w parafii pw. Najświętszego Serca Jezusowego w Ełku. – Ale nie o historię przecież tu chodzi, a o wdzięczność Bogu za to, że możemy dalej działać i rozwijać się jako zakon, także przez pomaganie osobom uzależnionym – mówi ks. Jacek Krzewicki CRL, odpowiedzialny za funkcjonowanie OTU. Od samego początku założeniem twórców było stworzenie profesjonalnego ośrodka, który będzie działał w ramach NFZ, a który nie będzie formą grupy samopomocy osobom uzależnionym, a miejscem, gdzie uzależnienie traktowane jest jako choroba.
– To jest choroba. Jeżeli ktoś jest epileptykiem, czy może przysiąc, że go nigdy nie złapie atak padaczki? Oczywiście takie podejście kłóci się z traktowaniem uzależnienia jedynie w kategorii dobra i zła – wyjaśnia ks. Jacek. Jak mówi, czasem takie okresy trzeźwości są zwodnicze, gdyż sam fakt, że wytrzymało się miesiąc bez picia, umacnia poczucie, iż nie ma się problemu z alkoholem. – Ale to nie o wytrzymanie chodzi, ale o poczucie radości z trzeźwego życia. To ma być okres radości, a nie nerwowego oczekiwania, kiedy w końcu będzie 1 września – podkreśla kapłan.
Litr dziennie
Po alkohol po raz pierwszy sięgnęła w wieku 16 lat. Kiedy nastał czas osiemnastek, zawsze piła więcej niż inni. Dużo więcej. – Wprawdzie następnego dnia było mi głupio, jak ktoś przypominał, co robiłam, ale kac moralny szybko mijał – mówi Klaudia, która leczy się w ośrodku w Starych Juchach. Po szkole średniej dostała się na wymarzone studia – prawo na Uniwersytecie Warszawskim. Jednak początek studiów zbiegł się ze śmiercią matki. – Absolutnie nie wiedziałam, jak sobie z tym poradzić. Więc piłam, sama, w domu – wyznaje. Kiedy jej życie zaczęło balansować na granicy świadomości, a tygodnie zamieniały się w czas nieustającego odurzenia, coraz bardziej docierała do niej myśl, że ma problem.
– Zerwałam kontakt z ojcem. Na uczelni zaczęłam mieć problemy. Ale nikt tego nie dostrzegał. Nawet najbliżsi. Bo jak była impreza, imieniny cioci, i ktoś zauważył, że więcej piję, to myślał, iż jest to jednorazowy wybryk. Przecież wszyscy wiedzieli, że studiuję, pracuję, zarabiam, ogarniam swoje życie – mówi. Pierwszy raz podjęła decyzję, że nie będzie więcej pić, kiedy znajomi zaczęli się od niej odwracać. – Wtedy wszyłam sobie esperal. Nie piłam przez 3 miesiące. I to były najszczęśliwsze trzy miesiące w moim życiu – mówi drżącym głosem. Jednak potem zaczęła „nadrabiać zaległości”. Potrafiła tygodniami leżeć w domu, wypijając dziennie ponad litr wódki. W końcu, po zmieszaniu alkoholu z lekami antydepresyjnymi, trafiła do szpitala na odtrucie. Potem do szpitala psychiatrycznego. Jednak nie skończyła terapii. Ciągle nie była w stanie utożsamić się z problemem.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).