Panie Boże, mam biznes. Będę się modlić, pójdę na pielgrzymkę. Ty, Panie Boże, sprawisz cud. Co? Zapomniałeś o mnie? Przecież miałem nie pić! A Bóg błogosławi pracy. Potrzebuje wysiłków. Walki o własne zbawienie.
– Zaczęłam podsłuchiwać rozmowy ludzi w kolekturach. Zaczęłam z nimi rozmawiać na temat gier i kombinacji, że może wyższa stawka, więcej skreśleń. A że jest strona internetowa, na której można zrobić symulacje wylosowanych liczb – wspomina. Jak podkreśla, nigdy nie pomyślała, że to hazard. Bo przecież on kojarzy nam się z automatami, ruletką czy pokerem; z kasynami, w których spędza się wiele godzin. A totolotek? To tylko pójście do kolektury i wysłanie kuponu. Jakieś kilkadziesiąt sekund.
– Dlatego ta forma uzależnienia jest tak niebezpieczna. Jest nie do zauważenia przez świat zewnętrzny. Siedzę z rodziną w domu, oglądamy wspólnie film, jemy razem obiad. Wszystkim wydaje się, że tak jest. A ja w głowie ciągle gram. Widzę wcześniej wylosowane liczby, symulacje, mapy i zestawienia. I nadzieja, że jutro w końcu wygram – tłumaczy Krystyna. Jej życiu zaczęły towarzyszyć nieustający stres, poczucie winy, wstyd, świadomość wyrządzanej bliskim krzywdy. Aby mieć pieniądze na granie, wzięła pierwszą pożyczkę. Kolejną. Kolejną. Trzykrotnie konsolidowała dług. I nie było ważne, na jaki procent jest ona udzielana. Do tego doszedł jadłowstręt, życie na kawie i papierosach – elementy podświadomej autodestrukcji.
– Świat, w którym żyłam, stawał się światem nierealnym. To, co się działo w mojej głowie, to był świat po wygranej, bardzo realistyczny. I codzienna myśl: „Ach, nie wygrałam. To trzeba jakoś inaczej pomyśleć, inny zakład, może inna gra. Teraz już pójdzie. To będzie ten moment”. I już nie wiedziałam, co jest rzeczywistością, a co nie... Człowiek zaczyna wierzyć w to, że zło jest dobrem. Zostaje droga tylko do obłędu – dodaje. Jej zadłużenie w bankach wyniosło ponad 160 tys. zł. A przegrała dużo więcej. Zaczęło się wszystko od jednego „szczęśliwego” zakładu. A skończyło próbą samobójczą.
– Uratowano mnie. I wtedy zobaczyłam rozpacz mojej mamy, męża i córki. Nie mogłam patrzeć w lustro, nienawidziłam siebie i jedyne, o czym marzyłam, to umrzeć. Ale właśnie wtedy powiedziałam im: „Ratujcie mnie. Zróbcie cokolwiek. Ja nie wiem, jak siebie ratować. Zgodzę się na wszystko...”. I tak się tu znalazłam. Dzięki Bogu – mówi.
Poszukiwanie Szefa
Mówi się, że uzależnienie jest chorobą braku miłości. Ale to nie tłumaczy wszystkiego. Bo są przecież osoby, które miały w domu jak w raju. Na pewno wiele osób uzależniło się, żeby poradzić sobie z jakimś koszmarem. – A z drugiej strony można mówić o szukaniu czegoś. Hazardzista gra, żeby mieć pieniądze. Ma iluzję, że jak wygra, to w końcu spłaci długi, kupi nowy dom i samochód, zabierze rodzinę na wymarzone wczasy. Tylko jakoś ciągle wygrać nie może. I myśli, że przecież on chce mieć te pieniądze, żeby coś dobrego zrobić.
Alkoholik też może powiedzieć, że pije, żeby być lepszy, fajniejszy. Tylko że te cele są nie do osiągnięcia za pomocą tego typu zachowań. I jeżeli do czegoś to odnieść, to jakby człowiek za czymś tęsknił. Czegoś szukał. Tylko czego? Czego?... – zastanawia się Marek Kamionowski, kierownik ośrodka, certyfikowany specjalista psychoterapii uzależnień. – Może Szefa?... – mówi, patrząc na wiszący na ścianie krzyż.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).