Małgorzata

Pan Bóg, owszem, dzieci ma, ale wnuków już nie.

Reklama

Jeśli zerknąć, żeby zobaczyć, co to imię znaczy, dowiedzieć się można, że to perła. Pasuje do niej jak ulał. Czasem, kiedy bywam u jej matki, patrzę na jej wielkie zdjęcie na płótnie. Uśmiechnięta stoi w ogrodzie pod łukiem z pnących róż.

W zeszłoroczny dzień Wszystkich Świętych – w jej czterdzieste urodziny- matka i siostra zastanawiały się jak długo pożyje. Żeby choć parę lat… 

Wydrukowałam na wszelki wypadek mapkę dojazdu do szpitala w niezbyt odległym mieście, który miał ją przyjąć. Z GPS-em przecież różnie bywa. Tam jej pomogą - łudzili się bliscy i ja z nimi.

Kiedyś jako nastolatka jeździła z nami na obozy rowerowe. Radosna, pracowita. „Ciociu, co jeszcze mogę zrobić.” Nawet kiedy po wylewie powłóczyła nogą i rękę miała bezwładną, a zdania rwały się w jej ustach, mawiano, że jedną ręką zrobi więcej niż inni dwiema.

Tylko do kościoła zawsze miała pod górkę. Owszem, chodziła na religię, poszła do pierwszej komunii i  bierzmowania.  Ale żeby co tydzień  w kościele? W domu tradycji nie było. Po latach przyznała, że na naszych obozach najbardziej nie lubiła właśnie niedzielnej  Mszy świętej. „Nudno, ciotka, że się wam tak chciało.” Na ostatnim wyjeździe często bolała ją głowa. Potem okazało się, że to jeden z objawów postępującej choroby.

Po jakimś czasie choroba wydawała się jakoś opanowana. Gosia zamieszkała z „chłopakiem” - jak to się mawia. Dziecko urodziła blisko Jasnej Góry – w częstochowskim szpitalu na Parkitce. Lekarze upierali się, żeby na wszelki wypadek rodziła tam, gdzie obok jest OIOM – w razie czego. Urodziła silnego syna bez najmniejszych komplikacji.

Parę lat później – wylew. Długa nieprzytomność i niepełnosprawność mimo rehabilitacji. Powrót do rodzinnego domu. Potem znów u byłego partnera. W oddzielnym pokoiku. Już nie ukochana. Jakoś tolerowana. Cóż, tak trudne doświadczenie rozbija czasem nawet sakramentalne małżeństwa, a co dopiero luźniejsze związki.

Wreszcie doczekała się swojego mieszkania. Socjalnego w wielkim bloku, dawnym hotelu robotniczym. Jedni mieszkańcy budują tu albo odbudowują z mozołem życie, inni zapuszczają małe mieszkanka, za grosze sprzedają meble i rwą kable ze ścian, bo przecież na wódkę albo inną używkę musi być. Myślę, że była tam perełką. Jak wszędzie gdzie mieszkała – znana i lubiana.

Stale doglądały i pomagały matka i siostra, bywały siostrzenice, przychodzili sąsiedzi, ona sama często odwiedzała bliskich. W wakacje przyjeżdżał z drugiego końca Polski syn – już nastolatek.  Przyznaję - bywałam u niej rzadko. „Chodzisz czasem do kościoła?” – zagadnęłam kiedyś. Do parafialnego strasznie daleko, do najbliższego, już w sąsiedniej diecezji, jakoś dałoby się dokuśtykać, ale… „Ale po co, ciotka?”

Modliłam się o to, by odnalazła drogę do Boga i Kościoła. Rozsądni tłumaczyli, że każdy człowiek sam drogę do Boga znaleźć musi, a Pan Bóg, owszem, dzieci ma, ale wnuków już nie.

Gosia coraz częściej trafiała do szpitala. Tam stawiali ją na nogi na jakiś czas. Kiedy kolejny raz znalazła się na szpitalnym oddziale, postanowiłam ją odwiedzić. Pogadam – pomyślałam– a może zachęcę do spowiedzi i komunii, do sakramentu chorych. Przecież kapelan tam jakiś jest… Nie było jej w sali. Nie miałam czasu na czekanie. Już jest lepiej, lada dzień ją wypiszą – powiedziała pielęgniarka.

Zjeżdżając w dół windą pomruczałam pod nosem, że Pan Bóg jakoś moich modłów nie słucha… Jadąc windą nie wiedziałam, że Małgorzata wyjdzie wprawdzie ze szpitala, ale wkrótce wróci – w tak ciężkim stanie, że  już nikt nie będzie mógł jej pomóc. I nie wiedziałam, że całkiem niedawno, właśnie tu, w szpitalu, pojednała się z Bogiem i codziennie przystępuje do Komunii świętej. Piękne świadectwo o tym złożył podczas pogrzebowej mszy świętej kapłan, który ją odprawiał – szpitalny kapelan. Choć pacjentów w tym ogromnym kompleksie wielu, rozpoznał Małgorzatę na zdjęciu wystawionym przy urnie. Tym zrobionym w ogrodzie, pod łukiem róż. Do świadectwa dodał jeszcze krótko: „Często jej dokuczałem, kiedy siadała na wózek i windą zjeżdżała na papierosa.”

I jak tu nie wierzyć, że cuda zdarzają się i dziś?


 

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
23 24 25 26 27 28 1
2 3 4 5 6 7 8
9 10 11 12 13 14 15
16 17 18 19 20 21 22
23 24 25 26 27 28 29
30 31 1 2 3 4 5

Reklama