Alternatywa „czy lepiej służyć słudze czy Panu” ciągle ma moc przemieniania Janów Bernardone w świętych Franciszków.
Pustoszeją seminaria. Coraz mniej młodych mężczyzn decyduje się na próbę (!) pójścia drogą kapłaństwa. Mniej też powołań zakonnych, zarówno męskich jak i żeńskich. Przyczyny? To najpewniej splot wielu przyczyn, wśród których nie wolno pomijać i tak prozaicznej jak demograficzna... no, może nie zima, ale późna jesień na pewno. O kilku innych – osobistych problemach, negatywnym obrazie kapłaństwa w społeczeństwie i silnych w młodych tendencjach „indywidualistyczno-samorealizacyjnych” – wspomniał w wywiadzie dla KAI ks. dr Piotr Kot, przewodniczący Konferencji Rektorów Wyższych Seminariów Duchownych. I myślę, że szczególnie z tą ostatnią dałoby się coś zrobić, ale...
Spotkałem wczoraj znajomą katechetkę. Opowiadała o szkole, o dzieciach. Wyłaniał się z tego wszystkiego dość ponury obraz: negatywne tendencje, które widziałem u niektórych uczniów i ich rodziców gdy jeszcze sam uczyłem w szkole – kilkanaście lat temu – dziś dotyczą znacznie większych grup. Wszystko, tak jak wyjaśniał ks. Kot, kręci się wokół „ego”: ja, ja i jeszcze raz ja. „My” istnieje, o ile może zaspokajać potrzeby tego „ja”. Nie dziwota, że coraz trudniej młodym nie tylko wybrać drogę kapłaństwa, ale w ogóle wybrać się co tydzień do kościoła. Po prostu źle są wychowywani.
Nie, nie boję się tego stwierdzenia: są źle wychowywani. Proszę zwrócić uwagę, że celem wychowania, zarówno w rodzinie, jak i w szkole, jest przygotowanie do dorosłego życia. A dorosłe życie to między innymi konieczność liczenia się z wieloma ograniczeniami. Nie każdy może być w pracy szefem, prawda? Nie każdy będzie się mógł w życiu „samorealizować”: większość będzie musiała po prostu zarabiać pieniądze i dobrze, jeśli ta praca będzie dawała im choć trochę radości i satysfakcji. Większość tych ludzi będzie też chciała założyć rodziny prawda? Jak dogadać się z egocentrykiem? Gorzej: jak dogadać ma się dwoje egocentryków? Biedne ich dzieci...
W tym kontekście wychowywanie w duchu, że „mnie się należy” i wszystko wokół mnie ma się kręcić, to skazanie większości tych młodych ludzi na wieczną frustrację. Bo w dorosłym życiu tak się zwyczajnie nie da. Ważne więc byłoby takie wychowanie młodych, by odkryli piękno współpracy, osiągania wspólnych sukcesów. W końcu także piękno służby dla drugiego człowieka. Niestety, zbyt wiele działań rodziców i szkoły nakierowanych jest dziś na wzmacnianie w młodych egocentryzmu. Łącznie z tym chorym podejściem do kwestii ocen, które zamiast pomagać młodym poznawać świat wpycha ich w bloki startowe wyścigu szczurów.
Jestem jednak optymistą. Wiem, że Boża łaska może spłatać sporego figla najmądrzejszym nawet prognozom. Mam nadzieję, że wśród młodych z czasem pojawi się pewien duch przekory i niezgody na to, co się im serwuje. I tak jak kilkadziesiąt lat temu wielu dzieci bogaczy wybrało styl hippisów, tak oni, wbrew lansowanemu dziś egocentryzmowi, chętniej wybierać będą drogę poświęcenia i służby. Także służby w sprawach wiary. Przecież alternatywa „czy lepiej służyć słudze czy Panu” ciągle ma moc przemieniania Janów Bernardone w świętych Franciszków.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Piotr Sikora o odzyskaniu tożsamości, którą Kościół przez wieki stracił.