Nasze życie pełne jest spraw nadzwyczajnych.
Na przykład mamy pracę, a u innych ciągle z tym jakoś pod górkę. Urodziło nam się dziecko – choć nie wiadomo, czemu akurat nam. Zdrowie dopisuje albo pobyt w szpitalu okazał się trudnym, ale jednak epizodem. Albo: trafiamy w różnych sytuacjach na dobrych ludzi, których życzliwości zawdzięczamy wiele. Słowem, jakby nie patrzeć, ileś rzeczy nam się po prostu w życiu udało. Nie są to może cuda na kiju, bilokacje czy ekstazy – ale jednak sprawy nadzwyczajne, znaki błogosławieństwa, Opatrzności.
Jakoś nie wydaje się jednak, abyśmy skakali ze szczęścia. Tyle byśmy chcieli w życiu zmienić, po swojemu ulepszyć, poprzestawiać. I godzinami moglibyśmy mówić o swoich kieratach.Jakbyśmy nie brali pod uwagę, że to jest tylko ziemia.
Owszem, z tym, że występni póki co mają się dobrze, jesteśmy jakoś pogodzeni – słyszymy wszak o tym od dziecka, wspomagani myślą, że ostatecznie „droga występnych zaginie” czy „Pan Bóg nierychliwy, ale sprawiedliwy”. Rzecz w tym, że niekiedy jest w nas równie mocne przekonanie, że nasze zwykłe starania o pobożne, moralne życie winny owocować w konkretnym tu i ówdzie jakimś dobrostanem, pomyślnością, dobrobytem. Bo przecież u innych owocują, prawda?
Ico z tym zrobić? Wbrew temu, co wmawiają nam niektórzy, człowiek nie ma prostego wyłącznika, żeby w sobie takie „oczekujące” myślenie wyłączyć. Czasem jako „nagroda” wystarczyłoby nam przecież proste przekonanie, że jesteśmy na właściwej ścieżce, blisko Boga. Albo to, że ktoś ważny weźmie z nas przykład (na przykład nasze dzieci!), ziści się modlitwa o poprawę finansów czy co tam akurat dzisiaj jest bardzo potrzebne…
Takie oczekujące myślenie przeszkadza nam w zauważaniu życiowych nadzwyczajności albo utrudnia cieszenie się nimi. Zawsze wepchają się w oczy cudze zwycięstwa i zawsze, marudy, zamiast A wolelibyśmy B albo odwrotnie. Nasz stopnień rozczarowania sobą przybiera czasem wręcz niebotyczne rozmiary, aż do rozgoryczenia Bogiem, który nam takie okoliczności życia wyznaczył (bo czy jako piękni, mądrzy, zaradni itd. nie bardziej byśmy ogłaszali Jego chwałę, używając swych licznych talentów w służbie braciom?).
Podsumowując sytuację. Plusy po swojej stronie z łatwością lekceważymy;wyprowadza nas z równowagi dobro przydarzające się dobrym, ale nie nam; chcemy błogosławieństwa na swój własny sposób (bycie ubogim, bo się coś oddało, brzmi w naszych uszach trochę inaczej niż: bo się nie udało zarobić).
Rozwiązanie? Właściwie powinnam napisać: nie widzę. Nasze pragnienie dobra, szczęścia, doskonałości jest przecież doprawdy nie na ludzką miarę! Chociaż jak się temu bliżej przyjrzeć: może i dobrze. Może trzeba nam dziękować właśnie za to.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.