Znam czy tylko tak mi się wydaje?
Ileż to my słyszymy opinii ważkich na temat swój albo kogoś innego, ile zapewnień gorących, co by ktoś gdzieś bezzwłocznie na czyimś zrobił miejscu, ile jedynie słusznych wniosków na temat tego czy owego po analizie typu „rzucę okiem”! A wszystko to wydaje się tak kusząco uogólnione, wygłoszone pewnym głosem, a przez to uniwersalne. Zachowujemy się zresztą tak, jakbyśmy w jakiś sposób potrzebowali, domagali się tego typu tez – przekonania, że świat jest prosty, a wszystkie odpowiedzi pod ręką. Że może nie zawsze się nam chce, ale ba! Gdyby tylko się chciało, to po nie sięgniemy. Nawet kiedy mówimy, że świat, życie, człowiek pozostają tajemnicą, jest w tym jakaś niepokojąca nutka pewności w tle, jakby tajemnica była czymś na kształt słodkiego koteczka, a nie czymś dzikim, nieujarzmionym, poza naszym zasięgiem.
Podobnie jest w stosunkach międzyludzkich. Bezpiecznie jest zatrzymać się na tym poziomie, gdzie ludzie są pociągająco jednowymiarowi, robią dla nas co trzeba, zachowują się jak trzeba, w ogóle przystają do naszych wyobrażeń, pozostają w wyznaczonym przez nas miejscu. Wiemy o nich to i owo, współistniejemy w mniejszych i większych społecznościach, wydaje się nam, że nawet kogoś znanego znamy, bo coś tam żeśmy o nim w internetach przeczytali…
Na szczęście tzw. codzienność prędzej czy później wytrąca nas z tego otumanienia. Z tego przekonania, że tyle wiemy o świecie, ludziach, samych sobie. O relacjach małżeńskich czytam (mężczyzna pisze, ale nawet takim typom udaje się czasem stwierdzić coś mądrego): „Dla mnie, jako męża, nie ma – lub już nie ma – ideału kobiety, ale całkiem realna kobieta spotykana na co dzień, która nie przestaje przywoływać mnie do rzeczywistości, udaremniając i ubiegając wszystkie moje projekcje” (Fabrice Hadjadj, Rodzina, czyli transcendencja w majtkach, Marta Tórz-Harat, Poznań 2016, s. 69). Tak, zgadzam się, w zderzeniu z rzeczywistością nasze „tezy na temat” okazują się wyobrażone, mało realne, mniej urzekające i mniej przerażające niż rzeczywistość.
Czemu o tym dzisiaj? Ano Tydzień Biblijny mamy. Doskonała okazja, aby się na własnej skórze przekonać, jak wielowątkowa, wielowarstwowa jest Boża opowieść o Sobie Samym, o świecie, o człowieku. Owszem, i my pewnie mamy wynotowane tych kilka (kilkadziesiąt?) miłych sercu cytatów. Głupio by jednak było uznać, że wszystko w nich rozumiemy, marnotrawstwem byłoby poprzestać na inkrustowaniu nimi własnego życia, żonglowaniu nimi tak, jakby użyteczność była ich najważniejszym wymiarem.
Spotykanie Pisma Świętego na co dzień nie przestaje przywoływać nas do rzeczywistości, udaremniając i ubiegając wszystkie nasze projekcje, nasze wyobrażenia o świecie, ludziach, nas samych. O Bogu. Tym realnym.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
„Trzeba doceniać to, co robią i dawać im narzędzia do dalszego dążenia naprzód” .
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).