Wyraźnie pokazuje to, że życie ludzkie na Północy i Południu naszego globu nie ma takiego samego znaczenia.
Cały świat mówi o walce z koronawirusem, podczas gdy zupełnie pomija dużo groźniejszą epidemię jaką jest ebola. Wyraźnie pokazuje to, że życie ludzkie na Północy i Południu naszego globu nie ma takiego samego znaczenia. Wskazuje na to bp Joseph Mulumbe przypominając, że tylko w Demokratycznej Republice Konga na ebolę zmarło ostatnio ponad 2400 osób, z czego 1/3 to dzieci.
To najgorszy kryzys związany z ebolą od czasu wybuchu epidemii tej choroby w Afryce Zachodniej pięć lat temu. Epidemia wyszła już poza granice Konga. Śmiertelne przypadki wirusa odnotowano w Ugandzie, Rwandzie i Sudanie Płd. Kongijskie władze wprowadziły na granicy specjalne kontrole medyczne. Kryzys pogłębia dramatyczne rozprzestrzenianie się na tym terenie odry, która zabiła ponad 6 tys. osób, głównie dzieci. Problemem jest też społeczny ostracyzm, który sprawia, że osoby, które wyzdrowiały z eboli są uważane za nieczyste i wyrzucane ze swych domów, co generuje ubóstwo i pogłębia odrzucenie.
„Pilnie potrzebujemy pomocy, sami z tym kryzysem nie jesteśmy sobie w stanie poradzić” – podkreśla bp Mulumbe. Wskazuje, że brak bezpieczeństwa w regionie sprawia, iż trudno powstrzymać chorobę ponieważ w obawie o swe życie wyszkolony personel medyczny nie chce pracować na terenach niekontrolowanych przez państwo, a to jest większość obszaru dotkniętego obecnie wirusem w Kongu. Ordynariusz Uviry zauważa, że jego ojczyzna dodatkowo obawia się wybuchu ognisk koronawirusa, ponieważ pracuje tam wielu chińskich robotników, którzy nowy rok spędzili w swym kraju.
Odnotowano ofiary śmiertelne, ale konkretne liczby nie są jeszcze znane.
Biskup zachęca proboszczów do proponowania osobom świeckim tego rodzaju posługi.
Nauka patrzy na poczęte dziecko inaczej niż na zlepek komórek.