W czasach narastającej nietolerancji i rasistowskich postaw Wspólnota św. Idziego udowadnia, że przyjęcie, akceptacja i integracja są możliwe.
Korytarz życia połączył dziś rano Włochy z Libanem, bo jak inaczej nazwać możliwość bezpiecznego dotarcia do Europy 113 syryjskich uchodźców, którzy ostatnie lata spędzili w obozach w tym maleńkim, ale niezwykle gościnnym kraju. W 6-milionowym Libanie od lat mieszka ponad 1,5 mln uciekinierów z pogrążonej w wojnie domowej Syrii, Iraku, czy Palestyny, co oznacza, że ma on najwyższą na świecie liczbę uchodźców przypadających na mieszkańca. Czy gdyby wojny trwały za naszą granicą, my Polacy bylibyśmy dziś w stanie odpowiedzieć równie hojnie, jak Libańczycy… Grupa, która dotarła rano do Rzymu to głównie rodziny z małymi dziećmi. Dziećmi, które nie wiedzą czym jest pokój, nie wiedzą co to znaczy mieć dom, a nawet własne łóżko.
Dzięki korytarzom humanitarnym w ciągu 3,5 roku dotarło do Włoch 1800 uchodźców, a 1200 przyjęły inne kraje (m.in. Francja, Belgia i Andora). Serdeczne przywitanie na lotnisku to pierwszy gest prowadzący ku pełnej integracji. Jest ona możliwa dzięki niezwykłej hojności i otwartości wielu zwykłych ludzi, którzy przed potrzebującymi otwierają swe domy, pomagają znaleźć pracę, uczą jeżyka, czy pomagają najmłodszym odzyskać dzieciństwo. Wszystko legalnie, bezpiecznie, bez strachu i zagrożenia życia. Konkret miłosierdzia. Jakże inny obraz niż ten, który wciąż rozgrywa się u wybrzeży Lampedusy, gdzie nadal giną ludzie. Ostatni raz w miniony weekend. Jeden z ratowników wyznaje, że po nocach śni mu się krzyk kobiet i dzieci, których nie zdołał uratować. Widzi ich twarze ginące w otchłaniach morza, które staje się cmentarzyskiem. Korytarze życia są odpowiedzią na podróże śmierci. Wskazuje na to m.in. proboszcz z Lampedusy mówiąc, że dopóki Europa nie stworzy legalnych i bezpiecznych dróg migracji dla uchodźców, będzie mieć krew na rękach. Śmierć migrantów coraz rzadziej trafia na czołówki gazet. Globalizacja obojętności bierze górę. W chrześcijańskiej Europie solidarność i współczucie stają się towarem deficytowym.
Maleńkim gestem pozwalającym mieć nadzieję, że nie wszystko jeszcze stracone jest postawa arcybiskupa Luksemburga, który przyjął u siebie dwie rodziny uchodźców z małymi dziećmi. Pochodzą one z Kuwejtu i Syrii. Bez wątpienia jest to owoc wizyty kard. Jean-Claude’a Hollericha na wyspie Lesbos, gdzie był wiosną razem z papieskim jałmużnikiem. Po tym co tam zobaczył nie mógł pozostać biernym i obojętnym. Przed ludźmi na zawsze naznaczonymi wojną, cierpieniem i ubóstwem otworzył nowy rozdział życia. Ktoś powie – bogaty Kościół w Luksemburgu stać na to, a przyjęcie dwóch rodzin niewiele zmienia. Tyle, że ocean chrześcijańskiego miłosierdzia składa się z wielu kropel dobra i współczucia. Bez nich nie będzie oceanu.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.