Cisza jest pełnią słowa

Czyli rzecz o niebezpieczeństwie mówienia.

Reklama

W przepełnionym hałasem dzisiejszym świecie wiele osób odczuwa potrzebę odsunięcia się od głośnego wiru życia i odnalezienia ciszy. Zalew książek o milczeniu dowodzi tęsknoty za ciszą. Hałas stał się groźny. I w ten sposób wielu odkryło na nowo za Kierkegaardem milczenie jako lek na swoje wewnętrzne choroby. Marzą o dobrodziejstwie milczenia i wyśpiewują mu hymny pochwalne. Wielu odkryło w spotkaniu ze wschodnimi technikami medytacji lecznicze działanie milczenia i obecnie stawia je wyżej niż wszystkie inne religijne środki wyrazu, ponad modlitwę i liturgię.

W dzisiejszym, prawie jednobrzmiącym uwielbieniu milczenia brakuje jednego aspektu, który zawsze bywał akcentowany w tradycji monastycznej: milczenie jako zadanie, jako prawo i wymóg pracy nad sobą, zmieniania siebie. Dlatego posłuchajmy co mówią dawni mnisi na temat milczenia (wiek III–VI). Dopomogą nam oni rozjaśnić często dzisiaj indyferentne spojrzenie na milczenie, które wywodzi się bardziej z tęsknoty, niż z doświadczenia. Ale przede wszystkim należy wyraźnie zaznaczyć, że milczenie jest duchowym zadaniem, które wymaga zaangażowania całego człowieka. Dla mnichów milczenie nie jest metodą odprężenia czy zagłębiania się, albo też sztuką wyłączenia się. Jest ono raczej ćwiczeniem istotnych postaw, podnosi ono moralne wymagania pod naszym adresem: powinniśmy wyburzyć nasze błędne postawy, zwalczyć nasz egoizm i otworzyć się dla Boga. Mnisi nie marzą o milczeniu. Marzycielstwo bowiem zawsze jest oznaką, że transponuje się zbyt wiele nieświadomych życzeń na przedmiot marzenia. W pismach monastycznych mówi się o milczeniu bardzo trzeźwo. I nigdy nie stawia się go jako jedynego środka drogi duchowej, ale zawsze widzi się je w związku z tymi wszystkimi innymi metodami, jakie mnich musi praktykować – modlitwą, medytacją, wypowiadaniem najtajniejszych myśli ojcu duchownemu, pracą, postami, dawaniem jałmużny, gościnnością i miłością do braci.

Milczenie jako walka z grzechem i wadami
Mnisi praktykują milczenie jako środek w walce o czystość serca, o wewnętrzną prawość i rzetelność. Przede wszystkim jest ono środkiem do tego, aby unikać wielu grzechów, które codziennie popełniamy językiem. Św. Benedykt uzasadnił milczenie w swej Regule zdaniem z Księgi Przysłów: Nie unikniesz grzechu w gadulstwie (Prz 10,19; RB 6,4). Może się to wydawać uzasadnieniem bardzo negatywnym. Nie ma tu śladu pochwały milczenia. Ma się tylko milczeć, bo inaczej stale by się grzeszyło. Dzięki milczeniu unika się grzechów języka. Mnisi mają widocznie bardzo ujemne doświadczenia z mówieniem. Jak tylko otworzy się usta, już grozi nam grzech. W sentencjach Ojców, znajduje to swój wyraz:

- Kiedyś abba Sisoes powiedział z ufnością: „Odwagi! Oto już od trzydziestu lat nie proszę Boga nawet o darowanie mi grzechów, tylko o to jedno wciąż się modlę: „Panie Jezu, ustrzeż mnie od mojego języka!” Ale aż do dziś codziennie z jego powodu upadam i grzeszę”.

Niebezpieczeństwa mówienia
Istnieją przede wszystkim cztery niebezpieczeństwa, jakie, wedle doświadczenia mnichów, mówienie przynosi ze sobą. Pierwszym niebezpieczeństwem jest ciekawość:

- Jeden z Ojców miał zwyczaj mawiać: „Mnich nie powinien nigdy pragnąć wiedzieć, jak ten czy ów się miewa; taka ciekawość powstrzymuje go tylko od modlitwy i doprowadza do oszczerstw i plotkarstwa; dlatego najlepiej jest całkowicie milczeć”.

Ciekawość wiedzie do roztargnienia. Człowiek roztargniony troszczy się o wszystko, co się da. Jest on wylewny, pusty, powierzchowny. Myśl o Bogu nie może się w nim utrzymać. Nic nie może w nim dojrzeć. W jednym z apoftegmatów przedstawiono to bardzo drastycznie:

"Bracia ze Sketis wybrali się do abba Antoniego; i kiedy wsiedli na łódź, spotkali pewnego starca, który też tam jechał, a którego oni nie znali. Rozsiedli się w łodzi i rozprawiali najpierw o słowach ojców, potem o Piśmie Świętym, potem znowu o swoim rękodziele. A starzec milczał. Kiedy dotarli do przystani, okazało się, że i on idzie do abba Antoniego. I gdy do niego przybyli, powitał ich: „Dobrego towarzysza drogi znaleźliście w tym starcu!” A do starca powiedział: „Dobrych braci miałeś w drodze ze sobą abba!” Odrzekł starzec: „Dobrzy, to oni są, ale ich zagroda nie ma bramy, i każdy, kto zechce, wchodzi do stajni i odwiązuje osła”. Powiedział to w tym sensie, że mówili wszystko, co im ślina na język przyniosła".

Gdy ktoś nie może niczego zachować dla siebie, ale musi wszystko wygadać, dobre czy złe, to wydaje się, że nie ma on w sobie głębi. Nie wie, co to tajemnica, bo nie chce trwać w swoim wnętrzu. Nie potrafi jej zachować. Niszczy ją przez to, że natychmiast chce o niej opowiadać. Koniec końców w tym nieustannym mówieniu wyraża się strach przed tajemnicą, a może i przed samym Bogiem. W mowie chce się wszystko określić, przeniknąć, przekazać, aby nad tym zapanować. To, o czym mówię, mam jakby w ręce i podaję to drugiemu. Zatem tajemnica nie może mną wstrząsnąć.

«« | « | 1 | 2 | » | »»
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama