Architekt z maryjnej szkoły

Ożywianie katedr, renowacja wspólnoty… Do tego nie wystarczą sprawni organizatorzy. Wrocławską katedrę, „zmartwychwstałą” z ruin, poświęcił w 1951 r. kard. Stefan Wyszyński. Jemu także archidiecezja zawdzięcza struktury ważniejsze od ceglanych murów.

Reklama

W maju minęła kolejna rocznica śmierci Prymasa Tysiąclecia, trwa oczekiwanie na jego beatyfikację (w grudniu 2018 r. Stolica Apostolska ogłosiła heroiczność cnót kardynała). Na Jasnej Górze odbyło się 30 kwietnia kolejne spotkanie z cyklu „Prymas jasnogórski – w drodze na ołtarze”. Warto przypomnieć, że to on – obecnie czcigodny sługa Boży – był poniekąd twórcą zrębów dzisiejszego wrocławskiego Kościoła.

Powojenny zamęt

– Bez prymasa Wyszyńskiego, podobnie jak bez prymasa Augusta Hlonda, nie byłoby – albo nie byłoby w takim kształcie – polskiej administracji kościelnej we Wrocławiu – mówi dr Wojciech Kucharski z Centrum Historii Zajezdnia. – Prymas A. Hlond zaraz po II wojnie światowej zaczął organizować polskie struktury na Ziemiach Zachodnich, prymas Wyszyński odegrał w tej kwestii jednak rolę fundamentalną. Moim zdaniem, można tu mówić o trzech obszarach: stricte administracyjnym, obszarze związanym z myślą prymasa na temat Wrocławia, a także duszpasterskim.

W wymiarze administracyjnym przez lata piętrzyły się problemy. Kiedy w 1948 r. S. Wyszyński przejmował obowiązki po poprzednim prymasie, sytuacja na Dolnym Śląsku była bardzo trudna. Składały się na to migracje ludności, powojenne zniszczenia oraz niełatwe relacje polsko-niemieckie, także Kościołów polskiego i niemieckiego.

– Prymas Wyszyński kontynuował linię przyjętą przez A. Hlonda, dążąc do integracji Ziem Zachodnich i Północnych z pozostałym obszarem Polski. Sytuację Wrocławia trzeba widzieć w szerszym kontekście – podkreśla ks. dr hab. Grzegorz Sokołowski, prezes Fundacji Obserwatorium Społeczne, współautor książki „Kardynał Stefan Wyszyński. Myśl społeczna”.

W 1945 r. prymas Hlond ustanowił administratorów apostolskich na Ziemiach Zachodnich, w tym ks. Karola Milika we Wrocławiu. W 1951 r. władze zmusiły ich do ustąpienia, argumentując tym, że Kościół nie podjął odpowiednio owocnych wysiłków związanych z ustanowieniem stałej administracji kościelnej. Ostatecznie powołano w ich miejsce wikariuszy kapitulnych. We Wrocławiu został nim współpracujący z władzami ks. Kazimierz Lagosz. Prymas Wyszyński stanął przed dylematem: nie uznać wikariuszy kapitulnych – co wiązało się z ryzykiem schizmy, powstania Kościoła narodowego – albo uznać, co jednak mogło zostać przyjęte jako zgoda na ingerencję władz w obsadę stanowisk kościelnych. Ostatecznie, nie chcąc paraliżować życia Kościoła, przyznał ks. K. Lagoszowi pewne uprawnienia.

Ból niejasnych granic

Wcześniej – również mając na celu dobro Kościoła – prymas podjął decyzję o podpisaniu Porozumienia Państwo–Kościół (1950 r.). Ks. G. Sokołowski przypomina, że w dokumencie tym była mowa o tym, że „powrót do Macierzy” Ziem Odzyskanych jest „dziejową sprawiedliwością”. Poglądy prymasa nie wpisywały się nigdy w zarzuty ze strony władz – jakoby Kościół nie chciał pełnej stabilizacji polskiej administracji kościelnej na tych terenach. Dla prymasa potrzeba takiej stabilizacji była oczywista, natomiast Stolica Apostolska stała na stanowisku, że będzie to możliwe dopiero po odpowiednim uregulowaniu prawnym sprawy granic na szczeblu międzynarodowym.

Na administracyjny ład długo jeszcze trzeba było czekać. W. Kucharski wyjaśnia, że w 1951 r. prymas w Rzymie uzyskał od Piusa XII nominacje trzech administratorów apostolskich na biskupów, ze skierowaniem do konkretnych diecezji. Był wśród nich administrator apostolski z Opola, Bolesław Kominek – który miał w przyszłości objąć stolicę biskupią we Wrocławiu. Jego sakra opóźniała się ze względu na trudności ze strony komunistycznych władz – przyjął ją w 1954 r., tajnie wyświęcony w Przemyślu (po uwolnieniu prymasa z internowania w 1953 r.). Urząd mógł objąć w 1956 r. Jednak w „Annuario Pontificio” (roczniku statystycznym Stolicy Apostolskiej) bp Kominek i inni biskupi Ziem Zachodnich byli traktowani do 1967 r. jako delegowani przez prymasa Polski – więc to on był właściwie zwierzchnikiem tych terenów.

Dopiero w 1967 r. Paweł VI podniósł ich do rangi administratorów apostolskich. Formalnie rzecz biorąc, istniały diecezje wrocławska, warmińska, ale umieszczone były w „Annuario Pontificio” w części „Kościół Niemiec”. Prymas nieustannie zabiegał o uregulowanie tej kwestii. Drogę do tego otwarła dopiero ratyfikacja w 1972 r. układu między PRL i RFN o podstawach normalizacji wzajemnych stosunków. Dopiero wtedy, gdy polsko-niemieckie granice na Odrze i Nysie zostały formalnie uznane, Stolica Apostolska dostosowała do nich struktury kościelne – bullą Episcoporum Poloniae coetus. – Wcześniej prymas permanentnie o to zabiegał, podnosząc ten temat podczas każdej wizyty w Rzymie. Bez tych starań wszystko mogło potoczyć się inaczej – dodaje historyk.

Z widokiem na początki

Później kard. Wyszyński odegrał także niezwykle ważną rolę w kwestii obsadzenia biskupstwa wrocławskiego po śmierci kard. B. Kominka. Działania władz doprowadziły do dwuletniego wakatu, prymas nie dopuścił jednak do tego, by kolejnym biskupem wrocławskim została osoba przez nie narzucona.

– Władze państwowe chciały we Wrocławiu wypracować nowy model obsadzania stolic biskupich. Dążyły do pominięcia prymasa Wyszyńskiego, pominięcia episkopatu Polski i porozumienia się bezpośrednio ze Stolicą Apostolską – mówi ks. G. Sokołowski. – Odrzucały kandydatury prymasa, wysuwały swoje. Kardynał Wyszyński miał powiedzieć, że gdyby nawet rządzący proponowali najświętszych kapłanów, nie można przystać na ich propozycje. Nie można się zgodzić, by rząd nam narzucał biskupów. Ostatecznie osiągnięto konsensus przy kandydaturze bp. Henryka Gulbinowicza – był on 13. z kolei kandydatem branym pod uwagę w obsadzeniu biskupstwa wrocławskiego.

– Bardzo ważna była historiozoficzna myśl prymasa o Ziemiach Zachodnich. Wyrażał ją zwłaszcza w kazaniach. Wygłaszał zresztą gigantyczną ich liczbę – nawet 400 rocznie – podkreśla W. Kucharski. – W latach 40. ub. wieku podkreślał, że Polacy mają prawo do Ziem Zachodnich nie ze względu na odległe racje historyczne, ale dlatego, że tu Kościół polski prowadzi pracę duszpasterską, że tu przybyli Polacy, tu odbudowują domy – zauważa. – Potem, w okresie Millennium, uwypuklał łączność chrześcijaństwa z Polską. Dla niego nie było Polski bez chrześcijaństwa. Patrzył na chrzest w 966 r. jako na początek jej dziejów. Może dlatego łatwo było mu łączyć spojrzenie na Wrocław w 1945 r. z widokiem na Wrocław w 1000 r. Zwracał uwagę także na wymiar archeologiczno-zabytkowy, na średniowieczne kościoły. Nie było dla niego konfliktu między mówieniem, że Wrocław jest polski, i jednocześnie wyciąganiem ręki w pojednaniu polsko-niemieckim. To kwestia chrześcijańskiej powinności.

Złotymi nićmi zszyte

Ważny aspekt oddziaływania prymasa Wyszyńskiego na Dolny Śląsk to bezpośrednia duszpasterska działalność. Przyjeżdżał tu na kolejne obchody rocznic organizacji kościelnej na Ziemiach Zachodnich – jak w roku 1965 czy 1970. Poświęcenie katedry, bierzmowania, święcenia kapłańskie, milenijne obchody na Dolnym Śląsku – okazji do wizyt było co niemiara.

– Nieco inaczej niż K. Wojtyła czy B. Kominek spoglądał prymas w latach 60. na sprawę Wydziału Teologicznego we Wrocławiu – zauważa ks. G. Sokołowski. – Uważał, że wobec komunistycznych władz potrzebny jest mocny KUL, jeden ośrodek, a nie więcej mniejszych. Ostatecznie jednak zwyciężyła inna koncepcja.

– Często zauważał, że tu „kamienie, mury mówią po polsku”; odwoływał się do historii katedry sięgającej korzeniami państwa Piastów – przypomina kapłan. – W lipcu 1950 r. wizytował Kościół na Ziemiach Zachodnich i Północnych. Twierdził potem, że napawa go radością to, co zastał; że Kościół tętni tu życiem.

Po owej wizytacji napisał w liście do kapłanów z Dolnego Śląska: „Prawdziwie złotymi nićmi łaski, miłości, wiary zespolona jest ta ziemia piastowska z Ojczyzną polską na zawsze”. Zauważył, że „Opatrzność Boża skierowała na te ziemie kapłanów spod Wilna i Lwowa, od Tarnogrodu, okopów Świętej Trójcy, spod Stanisławowa, Wilejki, spod Pińska i Łucka, z serca Polski, z Warszawy (…). Już to samo, powtarzam, było złocistą przędzą, której piastowska ziemia wrocławska, wyszarpnięta ongiś z szaty ojczystej, przez was na nowo została utkana w piękną całość – tak, że śladu niemal nie zostało z dziejowych ran”.

Do kapłanów pisał: „Przecież przynieśliście tu zewsząd wszystko, coście kochali (…) Waszą mową rozśpiewaną na rozpiętej harfie ojczystych niw wypełniliście świątynie dolnośląskie (…). Na ziemi piastowskiej Dolnego Śląska ojcowie nasi, książęta piastowscy, rycerze wznosili Bogu niebosiężne świątynie, a wyście do nich wrócili jak dzieci po długiej wędrówce w progi własnego domostwa”. Co jeszcze przekazał prymas Wyszyński Wrocławiowi? Wszędzie, gdzie był, krzewił cześć dla Maryi, każdy zakątek kraju zakotwiczając w Jasnej Górze. Może pielgrzymowanie tam będzie najlepszym przygotowaniem do jego beatyfikacji?

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama