Dziewięć czerwcowych dni 1979 roku zmieniło oblicze tej ziemi. Słowa Jana Pawła II przywróciły Polakom poczucie godności i duchowej siły. To był początek późniejszych przemian.
Tego dnia, 2 czerwca 1979 roku, po raz pierwszy w życiu byłem na wagarach. I to z nakazu mojej mamy. Mnie i mojemu bratu rodzice nie pozwolili pójść do szkoły. Posadzili nas przed telewizorem i kazali patrzeć na transmisję z przylotu Jana Pawła II do Polski i Mszy św. na placu Zwycięstwa w Warszawie. Nagrywałem papieskie przemówienia na grundigu. Siedzieliśmy całą rodzinką przed biało-czarnym odbiornikiem cicho jak w kościele. Wychowawczyni zrobiła mi później w szkole straszną awanturę, uznała nieobecność za nieusprawiedliwioną. Okazało się, że większa część mojej klasy nie przyszła na lekcje. Rozumiałem wtedy tylko tyle, że dzieje się coś ważnego.
Breżniew: „Będziecie mieli kłopoty”
Zaraz po wyborze kard. Karola Wojtyły na papieża było oczywiste, że będzie chciał odwiedzić ojczyznę. Najbliższą okazją było 900-lecie śmierci św. Stanisława, 8 maja 1979 r. Dla władz PRL-u okazało się to nie do przyjęcia. – Powiedzieli nam, że św. Stanisław jest symbolem walki Kościoła z państwem – wspomina bp Alojzy Orszulik, organizator pielgrzymki. – W końcu biskup Dąbrowski wypytał Papieża, czy możemy znaleźć inny termin. Ojciec Święty zaproponował: od 2 do 10 czerwca. Ten termin komuniści przyjęli, nie przewidując, że dla Jan Pawła II uroczystość Zesłania Ducha Świętego stanie się niezwykle nośnym motywem dla skierowania przesłania, które wstrząśnie polskim społeczeństwem. „Radzę wam, nie przyjmujcie go, będziecie z tego mieli wielkie kłopoty” – tak Leonid Breżniew przestrzegał w telefonicznej rozmowie Edwarda Gierka.
Pierwszy sekretarz polskiej partii przekonywał radzieckiego przywódcę, że odmowa wpuszczenia Papieża Polaka do Polski jest czymś politycznie ryzykownym. „Róbcie więc, jak uważacie – stwierdził Breżniew. – Bylebyście wy i wasza partia nie żałowali później”. Z perspektywy 30 lat widać wyraźnie, że obawy Wielkiego Brata ze Wschodu były jak najbardziej uzasadnione. Władze robiły wszystko, żeby zniechęcić ludzi do udziału w spotkaniach z Papieżem. – Funkcjonariusze chodzili po domach przy trasie przejazdu – wspomina bp Orszulik – i nakazywali, żeby nie otwierać okien i nie wychodzić na balkony. Powtarzali, że podczas wizyty Papieża w Meksyku tłumy stratowały 18 osób. Mówili, że mają już przygotowane trumny na zadeptanych. Telewizja pokazywała tylko twarz Papieża, zakonnice i starych ludzi. Ale przy telewizorach w Komitecie Centralnym siedzieli funkcjonariusze i oglądali pełny obraz ogromnych rzesz wiernych. Władza bała się narodu. Komunistyczne hasło „Partia z narodem” nadal widniało na wielu budynkach, na jednym z nich natomiast ktoś dopisał farbą „ale naród z Papieżem”.
Początek drugiego cudu nad Wisłą
Papież odwiedził Warszawę, Gniezno, Częstochowę, Kraków, Kalwarię Zebrzydowską, Wadowice, Oświęcim, Nowy Targ. Na ulicach witały go tłumy rzucające kwiaty na drogę. W ciągu 9 dni wygłosił ponad 40 przemówień i homilii, w które często wplatał improwizowane fragmenty. Trzynaście milionów Polaków, czyli jedna trzecia mieszkańców kraju, oglądało Jana Pawła II na własne oczy, a jeszcze więcej widziało go w telewizji lub słyszało w radiu. Osią swojego nauczania uczynił tajemnicę Zesłania Ducha Świętego. Podczas Eucharystii, odprawionej 2 czerwca w wigilię Zielonych Świąt na placu Zwycięstwa, Jan Paweł II wygłosił pierwszą katechezę do narodu. „Człowieka bowiem nie można do końca zrozumieć bez Chrystusa – mówił wolno i dobitnie. – I dlatego Chrystusa nie można wyłączać z dziejów człowieka w jakimkolwiek miejscu ziemi. Nie można też bez Chrystusa zrozumieć dziejów Polski”. Homilię zakończył modlitwą wypowiedzianą z niezwykłą mocą: „I wołam, ja, syn polskiej ziemi, a zarazem ja: Jan Paweł II, papież, wołam z całej głębi tego tysiąclecia, wołam w przeddzień święta Zesłania, wołam wraz z wami wszystkimi: Niech zstąpi Duch Twój! Niech zstąpi Duch Twój! I odnowi oblicze ziemi. Tej ziemi!”. Nad Polską powiał wiatr Bożego Ducha. Dopełnieniem tej warszawskiej katechezy była homilia na krakowskich Błoniach, w której Papież posłużył się motywem bierzmowania narodu. „Musicie być mocni mocą wiary” – głos Jana Pawła był już wyraźnie zmęczony, ale moc tego wezwania niesamowita. Mówił wtedy, a w pewnym sensie nadal mówi z serca do serca.
– Kiedy w 1983 roku byłem w Rzymie – opowiada bp Bronisław Dembowski – powiedziałem do obecnego nuncjusza, że to była wspaniała improwizacja, to dodanie „tej ziemi” na końcu papieskiej homilii. Na to ks. Kowalczyk się uśmiechnął i powiedział: „Księże profesorze, to już było 3 miesiące wcześniej napisane”. Wtedy zrozumiałem, jak twórczą wyobraźnię miał Ojciec Święty. Polacy zrozumieli, że tak jak są razem wokół Papieża, tak samo mogą być razem w sprawie wyzwolenia spod tej, w gruncie rzeczy stalinowskiej okupacji. Czułem tę przemianę w ludziach. Można śmiało powiedzieć, że to, co się później stało w Polsce, to był drugi cud nad Wisłą, ale początek był w 1979 r. Ks. Bronisław Piasecki był ostatnim sekretarzem kard. Stefana Wyszyńskiego. – Ksiądz Prymas mówił mi, że podczas Mszy św. miał przed oczyma obrazek z dzieciństwa: „Jeszcze za zaborów, jako gimnazjaliści, my, polscy chłopcy, biliśmy się tutaj z ruskimi, z synami rosyjskich oficerów. Walka była zażarta. Mnie w marynarce urwano rękaw i ciocia musiała przyszywać. Na tym placu stał wtedy wielki prawosławny sobór Aleksandra Newskiego, symbol rusyfikacji i panowania caratu. Wydawało się wtedy, że tak będzie już zawsze, a dziś na tym samym miejscu stanął papież”.
Ludzie wstali z kolan
Zdaniem o. Macieja Zięby, wówczas studenta fizyki, ta pielgrzymka sprawiła, że „sztuczny świat wokół nas”, świat kłamstwa stworzony przez komunistów, po prostu runął. Kiedy słyszał wołanie Papieża o odnowę tej ziemi, zdał sobie sprawę, że coś musi się zmienić: „Może będziemy musieli żyć i umierać pod władzą komunizmu. Ale teraz chciałem żyć tak, aby nie być kłamcą”. Bp Orszulik zwraca uwagę, że Jan Paweł II z rozmysłem kierował swoje przesłanie nie tylko do Polaków. Myślał także o wyzwoleniu z niewoli całego bloku wschodniego. Wybrzmiało to najmocniej w Gnieźnie. – Papież wypatrzył w tłumie czeski transparent z napisem: „Pamatuj Otče na své české deti” i zaraz do tego nawiązał. Mówił, że jako Słowianin nie może zapomnieć o innych słowiańskich narodach – wspomina bp Orszulik. W swojej homilii Papież przypomniał, że na duchową jedność Europy składają się dwie wielkie tradycje – Wschodu i Zachodu. Polska od tysiąca lat należy do Zachodu, ale nasze ziemie były też gościnne dla tradycji wschodniego chrześcijaństwa. Pielgrzymka była odkłamywaniem historii i tożsamości narodowej. Polacy karmieni przez ponad 30 lat propagandą marksistowską usłyszeli wtedy język, którego od dawna nie słyszeli w publicznej przestrzeni. W 100 procentach sprawdziło się to, co Jan Paweł II powiedział przy okazji innej pielgrzymki: „Mówię do was, ale i za was”.
– Papież miał długą perspektywę, ale chyba sam się nie spodziewał, że już po roku od jego pielgrzymki nastąpi wyłom w systemie, jakim było powstanie „Solidarności” – mówi bp Orszulik. – Jedno jest pewne: ludzie wstali z kolan. Zobaczyli, jaką stanowią siłę. Byli razem i poczuli siłę płynącą z duchowego zjednoczenia. Zobaczyli, że są ich miliony wobec garstki partyjnych. Jak wyliczył dokładnie George Weigel, 448 dni po odlocie Jana Pawła II z Balic Lech Wałęsa podpisał w gdańskiej stoczni porozumienie ogromnym długopisem z wizerunkiem uśmiechniętego Papieża – pamiątką z pielgrzymki w czerwcu 1979 roku. Dziesięć lat później były Okrągły Stół i pierwsze częściowo wolne wybory, 25 lat później Polska weszła do Unii Europejskiej. Czy to przypadek? Trudno wyobrazić sobie polską bezkrwawą rewolucję społeczną i polityczną bez duchowej rewolucji, która dokonała się w ciągu tamtych dziewięciu czerwcowych dni.
Tak widział to zresztą sam Jan Paweł II. Przemawiając w polskim sejmie 11 czerwca 1999 roku, mówił: „Dwadzieścia lat temu, podczas mojej pierwszej pielgrzymki do Ojczyzny, razem z rzeszami zgromadzonymi we wspólnocie modlitwy na placu Zwycięstwa, przywoływałem Ducha Świętego: »Niech zstąpi Duch Twój! I odnowi oblicze ziemi. Tej ziemi!«. Prosząc ufnie o tę odnowę, nie wiedzieliśmy wtedy jeszcze, jaki kształt przyjmą polskie przemiany. Dzisiaj już wiemy. Wiemy, jak głęboko sięgnęło działanie Bożej mocy, która wyzwala, leczy i oczyszcza. Możemy być wdzięczni Opatrzności za to wszystko, co udało się nam osiągnąć dzięki szczeremu otwarciu serc na działanie Ducha Parakleta”. – Kiedy proszą mnie o kazania na ten temat, mówię, że ziemią potrzebującą odnowy są nasze serca. A one jeszcze nie całkiem są odnowione, bo ciągle się kłócimy – mówi bp Dembowski.
Korzystałem z książki Georga Weigla „Świadek nadziei”.
artykuł z numeru 22/2209 31-05-2009
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.