Owce nie pachną

O tym, że ludzie chcą księży, a nie GPS-ów, opowiada ks. Wojciech Węgrzyniak.

Reklama

Gadałem z chłopakami, którzy zgłosili się do seminarium. Większość z nich najbardziej obawiała się tego, że… nie wytrzyma przez rok formacyjny bez komórki. Nie wyobrażali sobie życia bez „wszystkomającego” telefonu. To znak czasu…

Pytanie, czy to konieczność życiowa, czy negatywne uzależnienie. Jeśli konieczność życiowa, to powoli nauczymy się wszyscy, że takie jest życie i tyle. Nosimy ze sobą wszędzie ubrania, bo mówią, że tak wypada i trzeba, będziemy więc nosili wszędzie komórki. Ale jeśli dojdziemy do wniosku, że to jednak jest jakiś problem, to będziemy się z nim konfrontować.

Wiem, jak ważną kwestią jest formacja, a jednak patrzę na uczniów Jezusa, którzy byli formowani przez najlepszego nauczyciela pod słońcem, a w czasie końcowego egzaminu… zwiali spod krzyża. Czego im zabrakło w tej edukacji?

Niczego im nie zabrakło. Tylko Pan Jezus i Matka Boża są bez grzechu. Każdy inny człowiek prędzej czy później ucieknie spod krzyża, choćby miał najlepszą formację. Po to Ewangelia zapisała o zaparciu się Piotra czy zdradzie Judasza, żebyśmy się nie dziwili, a nie daj Boże – nie próbowali za ucieczkę spod krzyża wyrzucać z Kościoła. Ta sama Ewangelia zapisana już w Dziejach Apostolskich podpowiada, że dużo się zmieniło po zesłaniu Ducha Świętego. Trzeba Bożego Ducha, bo nasz ludzki zawsze będzie za słaby na pokusy.

Apostołowie nie uwierzyli przejętym kobietom wracającym od grobu, nie uwierzyli Marii Magdalenie, nie uwierzyli wiarygodnej opowieści uczniów wracających z Emaus. Doprawdy, świetna ekipa ewangelizacyjna…

Najlepsza. Kilkanaście wieków przed Kartezjuszem wiedzieli, że podstawą prawdziwej nauki jest sceptycyzm metodologiczny i że w nauce wierzy się nie ludziom, ale badaniom, czyli ostatecznie wierzy się tylko prawdzie. Więc badali tak skutecznie, aż znaleźli Zmartwychwstałego. Bałbym się takich ekip ewangelizacyjnych, które przyjmują na wiarę wszystko, co mówią ludzie, nawet gdyby wracali z Emaus, Jerozolimy, Rzymu czy Lourdes.

Taka jest kondycja Kościoła?

Taka powinna być. Nie wierzymy nikomu. Nie płacimy jak arcykapłani żołnierzom za niesprawdzone fakty. Sprawdzamy wszystko, aż dojdziemy do spotkania z jedynym Panem i Zbawicielem. Słabość ludzka, zwątpienie uczniów, niewiara chrześcijan i ciągłe poszukiwanie to zwyczajne schody Kościoła do nieba.

Pracujący w Watykanie James Murphy, szef ICCRS, opowiadał: „Byłem zniechęcony Kościołem. Ciągłym oporem niektórych osób. Zrezygnowany wyszedłem na plac Świętego Piotra i zacząłem wyrzucać Panu Jezusowi: »To i to w Kościele jest złe«. Miałem wrażenie, że usłyszałem szept: »Ty jesteś w Kościele kilkadziesiąt lat, a ja od dwóch tysięcy. Mógłbym ci opowiedzieć co nieco o jego grzechach. Ale pamiętaj: to moja Oblubienica. Nie odrzucaj tego, co pokochałem«”. Miał Ksiądz podobne doświadczenie?

Nie. Bardzo kocham Kościół i tyle widzę i doświadczam w nim dobra, że musiałbym pożegnać się z logiką i rozumem, żeby się do Kościoła zniechęcić. Może gdybym został skrzywdzony, to miałbym inną perspektywę, dlatego nie osądzam nikogo. Ale skoro ponad 20 lat odpuszczam grzechy tylu ludziom w konfesjonale, to dlaczego nie miałbym odpuścić ich Kościołowi?

„Gdzie wzmógł się grzech, jeszcze obficiej rozlewa się łaska”? To naprawdę nie jest pobożna metafora?

Pobożna jest, bo ma wiele wspólnego z Bogiem. To dzięki Niemu dzieją się niesamowite sprawy. Znajomi rodzice wybaczają mordercy syna już po paru miesiącach od zabójstwa. Kuba Błaszczykowski wyrasta w trudach rodzinnego doświadczenia na porządnego człowieka. Już nie mówiąc o dziesiątkach małych cudów, które widzę u siebie czy słyszę od innych, zwłaszcza przy spowiedzi.

Ojciec Stanisław Jarosz opowiadał, jak w czasie kryzysu szczypał Hostię, by wypłynęła z niej kropla krwi. Bezskutecznie. A jednak wyszedł z tego kryzysu umocniony. Jak to jest, że czasami nie widzimy tego, czego oczekujemy, a wychodzimy mocniejsi?

Zawsze wyjdziemy mocniejsi, jeśli tylko nie uciekniemy. Tak jak każda modlitwa jest wysłuchana, o ile nie jest modlitwą przerwaną. Bo albo Bóg da to, o co prosimy, albo ześle takie zrozumienie, dlaczego nie powinniśmy dostać tego, o co prosimy, że już nie będziemy więcej prosić. Umocnienie rodzi się z wytrwałości w kryzysie, a nie z zaspokojenia naszych oczekiwań.

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama