Śmierć ich nie przeraża

Dają bezdomnym motywację do walki o siebie. Drobne gesty pomocy, ulga w cierpieniu, a czasem zwyczajna obecność – nic więcej. Ludzie z Przystani Medycznej wiedzą: z małych gestów rodzą się wielkie cuda.

Reklama

Dwie opowieści

Pierwsza opowieść zaczyna się od tego, że pomoc bezdomnym to nie sielanka. Nie pachną fiołkami, bywają agresywni, pijani. – Czasami ręce opadają. Ale wtedy mówię moim pacjentom: „Panie Zenku, to jest bez sensu, bo pan nadal pije i jest coraz gorzej. Co z tego, że pan tu przychodzi co tydzień, jeżeli nie dba pan o siebie?”. Stawiamy im ultimatum – opowiada Magda. – Nie wystarczy im powiedzieć: „Pan umrze”. Śmierć ich nie przeraża. Mnie to bardzo poruszyło, gdy usłyszałam, że nie boją się śmierci, tylko tego, że nie będą mogli chodzić – wyznaje.

Tryb życia, jaki prowadzą, choroby, nałogi – to wszystko nie sprzyja gojeniu się ran. Perspektywa amputacji powoduje, że wielu się mobilizuje do pracy nad sobą. – Możemy stać w miejscu i nic nie robić albo możemy zrobić cokolwiek, choć trochę – uważa Piotrek. I czasem z tego „choć trochę” tworzy się druga opowieść. Rodzą się prawdziwe cuda.

Jest pani, która nadal nie ma gdzie mieszkać, ale ma pracę. Przestała pić. – „Wie pani co? Mówię temu mojemu, żeby przestał pić i pracował ze mną, bo jest miejsce. Mówię mu, że można” – przytacza jej słowa Magda. To nie są częste przypadki, ale zdarzają się i są jak światełko w tunelu dla osób, które znalazły się na ulicy.

– To jest wspaniałe, gdy wreszcie do nich dociera, że można żyć lepiej, że można się wygrzebać nawet po kilku latach – podkreśla ratowniczka. Równie ważne jest to, że przychodzą „na kółko”, by o tym opowiedzieć. – Traktują nas jak przyjaciół. Jest więź. Przecież inaczej by nie przyszli, żeby się pochwalić swoimi sukcesami! – argumentuje. Często przychodzą po to, żeby porozmawiać. Potrzebują uwagi, bo ktoś ich wreszcie chce wysłuchać. Opatrywanie ran trwa chwilę, więc jest czas, żeby pogadać. – To trudna grupa, ale nie możemy oczekiwać, że będą się zachowywać, jak my chcemy. Musimy dostosować nasze myślenie do realiów ich życia – wyjaśnia M. Molenda.

Strefa zaufania

„Kółko” to miejsce, gdzie bezdomni mogą czuć się bezpiecznie. Lubią testować granice, do jakich mogą się posunąć. Trzeba ich najpierw oswoić, zdobyć zaufanie, by pozwolili sobie pomóc. Przełamywanie oporów wymaga czasu i konsekwencji. – Początkowo bezdomni patrzyli na nas z dystansem, pewni, że zrezygnujemy po kilku miesiącach. Dziś widzą, że nie zostawiamy ich samych, przychodzimy i jesteśmy – podkreśla M. Maciaszek. A Magda dodaje: – Gdy jest wzajemne zaufanie, mają motywację do walki o siebie. Obiecują, że przestaną pić, bo w przeciwnym razie noga nie będzie im się goić. I schodzą z siedmiu piw do dwóch. Mówią: „Dziś nic nie piłem”. Albo: „Od tygodnia piję tylko jedno dziennie”. Dla nas to jest sukces.

Jeśli wolontariusz przychodzi „na kółko” z egoistycznych pobudek, szukając pięknych i wzruszających historii o bezdomności, prędzej czy później pojawi się ktoś pijany, agresywny, oporny. Trudno wtedy o wewnętrzną satysfakcję. – Ale jeśli chcemy naprawdę pomóc, musimy popatrzeć na tego człowieka tak samo, jak na wszystkich innych – tłumaczy Piotrek. – Ta posługa ma sens nie wtedy, gdy przynosi nam satysfakcję, ale wówczas, gdy widzimy, że u człowieka, z którym rozmawiamy, coś się zmieniło, że poprawiło się jego życie – dodaje.

Czy zdarza się, że nie chcą pomocy? – Kiedyś przyprowadzono do nas pana w zagrożeniu życia. Był w ciężkim stanie, ale nie chciał, by mu pomóc. Nie ma przymusu leczenia. Jedyne, co mogliśmy wtedy zrobić, to poprosić jego kolegów, by namówili go na szpital. Gdy trzeba, tak czasem działamy. Próbujemy dotrzeć przez ludzi, wśród których żyją – opowiada Magda.

Z opornymi pacjentami wolontariusze stykają się nie „na kółku”, bo tam przychodzą ludzie szukający pomocy, ale w pustostanach, piwnicach, szopach. – Ludzie żyją tam w strasznych warunkach. To są trudni pacjenci, bo często nie pozwalają się dotknąć i zbadać, choć są w ciężkim stanie – opowiada M. Maciaszek. Buntują się, bo naruszana jest ich prywatna przestrzeń. – Gdy jeszcze nie byliśmy fundacją, lekarze i studenci chodzili do miejsc, w których mieszkają bezdomni. Uznaliśmy, że nie tędy droga i że trzeba wyjść do nich tam, gdzie się spotykają. Nikt przecież nie chce, by wchodzić mu do domu, świecić latarką w oczy i pytać, czy potrzebuje pomocy – wyjaśnia Magda.

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11