Dziennik obserwacji, dzień pierwszy. Na stole laboratoryjnym mucha, obok stoi badacz w białym kitlu. Ostrożnie amputuje musze jedną nogę. „Mucho, idź!”,mówi. I mucha idzie.
Dzień drugi: naukowiec usuwa muszę drugą nogę – mucha idzie… I tak po kolei: dzień trzeci, czwarty, piąty – mucha pozbawiona kolejnych nóg, kiepsko, bo kiepsko, ale jakoś idzie. Szósty, ostatni dzień eksperymentu. Badacz wyrywa muszę szóstą nogę. „Mucho, idź!”,krzyczy. Mucha nic. „Idź!” – woła do niej jeszcze głośniej. Mucha nic. Zapisuje więc wniosek w dzienniku: „Po wyrwaniu sześciu nóg mucha straciła słuch”.
Dowcip z dzieciństwa, dzisiaj jakoś gorzko śmieszny. Bo obserwowanie, jak ludzie wokół „tracą słuch” jakoś coraz mniej śmieszne przecież. Co tam ludzie wokół zresztą – tracimy go my sami. Bo to siebie za pięć, dziesięć lat widzimy, chcemy widzieć w bardzo ciekawym miejscu. Ale związku tej świetlanej przyszłości z teraźniejszymi wyborami, życiem nie dostrzegamy. Bo co powiedzielibyśmy na przykład, gdyby ktoś stopniowo od jesieni rezygnował z kolejnych aktywności, fotel, ciepełko, kalorie i niby co, późną wiosną odzyska formę? Latem będzie git? Uznalibyśmy to za nierealne, zwyczajnie głupie. A jednak w tak wielu sprawach wzdrygamy się przed przyznaniem, że konkretne przyczyny mają konkretny skutek.
Święta w gronie rodzinnym nie okazały się wzruszającym sukcesem? Wniosek: w przyszłym roku wyjedziemy gdzieś sami. Żadne tam opieranie się o zdrowe relacje, dbałość o nie przez cały rok. Albo wychowanie dzieci, nawet nie w konkretnych rodzinach, ale bardziej ogólnie, w społeczeństwie. Nie mówić o zobowiązaniach, nie dawać im żadnego budulca, żadnej podstawy, religia, etyka, co tam, pośmiać się trochę z oszołomów. Ale oczywiście dzieci to nasza przyszłość. Nie nasze, my akurat nie mamy, ale przyszłość. I za każdym razem tak: Boga nie czuję (ale spowiedź regularna, katechizm, modlitwa – po co), w pracy się obijam (i tak jest do niczego, a poczucie obowiązku, służba – przeżytek), społeczeństwo mi się nie podoba (ale konkretne dobre czyny, zaangażowanie, życzliwość? Nieee). I tak dalej, i tak dalej. Stopniowo, dzień po dniu. Z pretensjami do wszystkiego i wszystkich wokół, z litanią żądań pod niewłaściwym adresem.
Usuwamy kolejne nogi, jak więc chcemy potem nadal chodzić?
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Publikujemy wykaz niektórych wydarzeń w Kościele w Polsce, planowanych na nadchodzący 2025 rok.