Dają bezdomnym motywację do walki o siebie. Drobne gesty pomocy, ulga w cierpieniu, a czasem zwyczajna obecność – nic więcej. Ludzie z Przystani Medycznej wiedzą: z małych gestów rodzą się wielkie cuda.
Tak zwane kółko w okolicach Teatru im. Juliusza Słowackiego stało się słynne w Krakowie dzięki inicjatywie Zupa na Plantach. W każdą środę i niedzielę osoby w kryzysie bezdomności schodzą się tam, by zjeść ciepły posiłek i porozmawiać z życzliwymi ludźmi. Światła karetki rozświetlają wówczas miejsce, które zwykle tonie w mroku. Kupiona za pieniądze zebrane w czasie Światowego Dnia Ubogich jest miejscem, gdzie bezdomni mogą uzyskać pomoc medyczną w godnych warunkach – w cieple, wygodzie i z zachowaniem koniecznej intymności. – Zrobiliśmy drogę od zera do drivera – żartuje Maria Maciaszek, prezes Fundacji „Przystań Medyczna”.
To jest misja
Piotr Staroń jest studentem fizyki i wolontariuszem Maltańskiej Służby Medycznej. Jego przygoda z Przystanią zaczęła się niedawno, od wigilii dla bezdomnych na Rynku Głównym. – Chodziłem wzdłuż kolejki ludzi, którzy stali po jedzenie, i pytałem, czy potrzebują pomocy – wspomina. Jakie były ich reakcje?
– Lepiej zapytać, jaka była moja reakcja – śmieje się. – Początkowo było mi trudno, bo to jest nietypowe i dziwne: podchodzić do ludzi i pytać, czy mają problemy zdrowotne. Ale z czasem zobaczyłem, że to ma sens – opowiada. Ci, z którymi rozmawiał, chętnie nawiązywali kontakt, mówili o swoich problemach ze zdrowiem, a on namawiał, by skorzystali ze stojącego nieopodal namiotu – szpitala polowego.
Magda Molenda jest inżynierem, skończyła na AGH technologię chemiczną. Niedługo rozpocznie nowy kierunek studiów, a w wolnych chwilach śpiewa w Chórze Mariańskim. – Marzyłam o misjach w Afryce, ale to było dla mnie nieosiągalne. Nie jestem lekarzem, tylko ratownikiem po kursie kwalifikowanej pierwszej pomocy. Nie znam francuskiego, który w Afryce jest bardzo przydatny. Musiałam porzucić te pragnienia – opowiada. Do Przystani Medycznej trafiła dzięki koledze, który ją namówił, żeby przyszła i zobaczyła, jak to jest pracować z bezdomnymi.
– To był szok. Stałam i patrzyłam na nich – wspomina swoje pierwsze spotkanie „na kółku”. Była wstrząśnięta na widok tego, z czym ludzie do nich przychodzą. – To nie są jakieś zadrapania, ale ogromnie skomplikowane rany, które bardzo bolą i praktycznie uniemożliwiają poruszanie – wyjaśnia. Czuła się postawiona pod ścianą. Gdy w końcu się przełamała, była pewna: to będzie jej misja. Nie Afryka, ale bezdomni w Krakowie. Kiedyś, gdy rozpoczynała studia, miała nieprzyjemne starcie z osobami bezdomnymi, pijanymi i agresywnymi. Dużo ją to kosztowało i zaangażowanie w fundacji miało być przysługą, którą oddała sama sobie, by zapomnieć o tamtym zdarzeniu. – Teraz widzę, że coraz mniej robię to dla siebie. I to jest piękne – kwituje dziewczyna.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Na czym polega model francuskiej laïcité i jakie są jego paradoksy?
Jej ponowne otwarcie i rekonsekracja nastąpi w najbliższy weekend.