Dziś w Panamie rozpoczęły się Światowe Dni Młodzieży. Papież też już jest w drodze.
Po co właściwie ŚDM – pyta pewnie w duchu niejeden zatroskany o stan wiary w dzisiejszym świecie. Czy takie wydarzenia cokolwiek zmieniają? Czy zapełniają się po nich młodymi nasze Kościoły? W końcu ilu młodych na nie dotrze, a w ilu cokolwiek zmieni? No i co niby miałoby ich zmienić bardziej niż jakieś dobre i mądre kazanie czy dobry tekst w Internecie? Choćby i tych samych co w Panamie papieskich wystąpień?
Pierwszy raz na pielgrzymkę do Częstochowy wybrałem się po 7 klasie. Byłem najmłodszym uczestnikiem. Prowadzący nad Ksiądz Diakon (teraz już od lat zacny proboszcz, może nawet emeryt) trochę się krzywił obawiając się, że taki smarkacz nie da rady, ale siostry (moje rodzone) wiedziały co robią. To była właściwie pielgrzymko-wycieczka dla młodych. Jeździło się do Zawiercia pociągiem, a potem dalej 4 dni pieszo, przez Jurę, mniej więcej Szlakiem Orlich Gniazd. W małych, kilku czy kilkunastoosobowych grupach. Nic tam właściwie wielkiego się nie działo. Była wspólna modlitwa rano, wspólna wieczorem, zapewne też Msza (choć nie pamiętam), po drodze zatrzymanie się na Anioł Pański, wspólny śpiew w drodze. I rozmowy. Nie, gdyby próbować oceniać to pod kątem intelektualnym – słabizna. A jednak gdy spojrzeć na to od strony formacji młodych ludzi – rzecz świetna. Bo wzmacniała poczucie przynależności młodych do chrześcijańskiej wspólnoty. Całkiem sporo tych młodych spotykało się potem w parafii. A ci, których interesowała tylko pielgrzymka – nawet rozumiana tylko jako wycieczka i wyrwanie się z domu – siłą rzeczy też jakoś do parafii się zbliżali. Mało?
„Na orbicie” parafii znajdowałem się wtedy już dawno, jako ministrant. Oazy wtedy jeszcze u na nie było, jakiś znaczący przełom w moim życiu jeszcze nie nastąpił. Ale ta pielgrzymka była ważną lekcją w szkole wiary. Sprawiła, że odkryłem i przyjąłem jako swój innych styl, niż obowiązywał wtedy w szkolnych czy nawet podwórkowych środowiskach.
Podobnie patrzę na wiele różnych inicjatyw Kościoła, w tym Światowe Dni Młodzieży. Ktoś może powiedzieć: nie ma jak rekolekcje zamknięte, kierownik duchowy i ta dalej. Inny powie, że lepsze są grupy formacyjne, wspólnoty, które prowadzą człowieka intensywniej i bardziej całościowo. Jeszcze inny, ze to w ogóle niepotrzebne, bo mamy religię w szkole i raczej ją trzeba by zreformować tak, by spełniała pokładane w niej nadzieje. A ja wiem, że takie inicjatywy, choć samego słuchania Kościoła nauczającego niekoniecznie jest tam bardzo wiele, są bardzo ważne. Po pomagają odkryć chrześcijański styl. Bo są postawieniem człowieka w obliczu Boga, skłaniają do stawiania sobie pytań i poszukiwania odpowiedzi. Bo są chwilą, gdy ziarno Bożego słowa pada na lepiej niż zwykle przygotowaną glebę ludzkiego serca. I nawet jeśli nie zaraz, to za jakiś czas ma szanse wyrosnąć i przynieść plon.
Cieszę się, że ta wspaniała inicjatywa świętego Jana Pawła Wielkiego jest kontynuowana przez jego następców. I choć nie jestem i nie będę w Panamie, nie nakarmię swojego serca atmosferą tego spotkania, to chętnie usłyszę, jak przeżywają to inni. I posłucham przemawiającego do młodych Franciszka. Ostatecznie wierzyć znaczy między innymi ciągle wracać do tego, co najbardziej w wierze podstawowe i konieczne, prawda?
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Ciąg dalszy kampanii reżimu prezydenta Daniela Ortegi przeciwko Kościołowi katolickiemu.
- Czy lwy też będą? - pytają przeciwnicy tej wątpliwej atrakcji dla turystów...