– Albo będziemy kapłanami na wzór Chrystusa, albo będziemy próbowali realizować jakieś inne kapłaństwo. Ale innego kapłaństwa niż Chrystusowe nie ma – podkreśla ks. dr Krzysztof Kinowski, rektor Gdańskiego Seminarium Duchownego.
Porażeni łaską
Łukasz Chamier Cieminski jest dzisiaj diakonem. Jak sam stwierdza, do wakacji poprzedzających klasę maturalną nie myślał o kapłaństwie. Do tego momentu nie był ministrantem, nie należał do parafialnych wspólnot. – Pierwsza myśl o kapłaństwie przyszła mi podczas mojej wizyty przy grobie św. o. Pio w San Giovanni Rotondo. Pojechałem tam z rodzicami, zanim poszedłem do ostatniej klasy liceum. Ale wówczas miałem poczucie, że po ludzku jestem zupełnie niegotowy, by pójść do seminarium – dzieli się Łukasz. – To, co mnie przekonało i dodało odwagi, to słowa, które usłyszałem: że seminarium ma człowieka przemienić i przygotować do kapłaństwa. Przez pięć lat widzę właśnie, że tak się dzieje. Moją największą obawą był lęk przez publicznymi wystąpieniami, bycie w centrum uwagi. To wszystko odeszło... – opowiada diakon.
Arkadiusz Kosznik najpierw skończył politechnikę. Jest inżynierem automatyki i robotyki. Studiuje na IV roku. – Myślę, że gdybym po uzyskaniu dyplomu rozpoczął pracę, miałbym już dzisiaj niezłą pozycję – mówi z uśmiechem. Dlaczego więc wybrał służbę Bogu? – Jedyna odpowiedź, jaka przychodzi mi do głowy – jakkolwiek górnolotnie to zabrzmi – to że Go spotkałem i to On zrobił coś konkretnego w moim życiu.
– W swojej historii przeszedłem przez czas zaprzyjaźnienia się z różnymi grzechami, które spowodowały ciemność i niosły doświadczenie bezsensu. Wtedy jeden z kolegów zaprosił mnie na wyjazd zagraniczny na Bałkany. Dopiero w drodze zorientowałem się, że jedziemy na Festiwal Młodzieży. Tam po raz pierwszy zetknąłem się z tym, że na adoracji było w jednym momencie 30–40 tys. młodych ludzi modlących się przed Najświętszym Sakramentem. Kiedy klęknąłem na adoracji, po raz pierwszy świadomie uwierzyłem, że tam jest prawdziwy Pan Jezus. Wcześniej to wiedziałem, byłem tego nauczony, ale nigdy Jego obecności nie przeżyłem tak mocno. Uwierzyłem, że On jest kimś, kto może coś zrobić w moim życiu. Dałem mu możliwość działania. Zacząłem się też modlić. I wtedy rozpoczął się proces odkrywania sensu życia i Bożego w nim działania. To było zaskakujące – opowiada Arkadiusz.
Mateusz Jankowski wychował się w bardzo religijnej rodzinie. Jednak to piłka nożna była dla niego prawie całym światem. – Grałem w piłkę. Kopałem po podwórkach i boiskach. Uciekałem przed Bogiem bardzo skutecznie. Ale w którymś momencie On dobił się do mnie swoim słowem. Dzisiaj czuję, że zanim poszedłem do seminarium, żyłem w jakimś półmroku. Chodziłem do spowiedzi, przystępowałem do Komunii, ale nie bardzo chciałem się zmieniać – dzieli się Mateusz. – Pamiętam dokładnie. Była to Środa Popielcowa, 18 lutego. W czasie wieczornej Mszy św., podczas przeistoczenia stało się coś niezwykłego. Pan Bóg wówczas zupełnie mnie rozwalił. Powiedziałem: „Jeżeli to jest od Ciebie, to zrób coś i mnie zmień”. I tak się stało. Czułem namacalnie to, o czym mówi Pismo Święte. Że Pan Bóg zabrał mi serce kamienne, a dał mi serce z ciała. To, że jestem w seminarium, nie jest moim pomysłem. Doświadczyłem ogromnej miłości i chcę na nią odpowiedzieć – stwierdza.
Chryste, Kim Jesteś?
Jak młodzi mężczyźni przeżywają patronalne święto swojej uczelni? Czy szlachetne wezwanie, pod którym funkcjonuje formująca ich uczelnia, ma dla nich jakieś szczególne znaczenie? – To, że Chrystus Król jest patronem naszego seminarium stanowi ogromne wyzwanie. Mój Król, który zwycięża na krzyżu i z niego króluje, jest dla mnie przykładem. Nie jestem tu dla siebie. Będąc tu, nie dążę do ludzkiej chwały. Nie chcę, żeby mnie ludzie uwielbiali. Chcę się do niego upodobnić. To ogromne pragnienie. Mam jednak świadomość tego, co we mnie ludzkie. Tego, co sprawia, że nie jest to zadanie łatwe. Dla mnie zawsze ważna była autonomia. Tutaj uczę się tego, że nie zawsze musi być tak, jak sam chcę. Powracają do mnie słowa Jezusa skierowane do św. Piotra: „Inny cię przepasze i zaprowadzi tam, dokąd ty nie chcesz...”. W seminarium uczymy się właśnie tego. Choć rezygnowanie z siebie nie jest łatwe – wyznaje Arkadiusz.
– Nasze zdolności są całkowicie niewystarczające, żeby skutecznie działać. W progi seminarium przychodzimy z całym swoim dziedzictwem. Także z problemami. Nie jesteśmy lepsi czy zdolniejsi od innych ludzi. Bardzo mocno odczuwam to, że pierwszym naszym formatorem jest właśnie Chrystus, który chce nas prowadzić zgodnie ze swoim Duchem. To ważne, bo to On ma przez nas działać – mówi dk. Łukasz. – Kiedy w kaplicy na Wersalu [potoczna nazwa jednego z budynków seminarium – przyp. aut.] patrzę na witraż, na którym jest Chrystus Król, zawsze doznaję poruszenia. Widzę to Jego serce na wierzchu, i to jest właśnie dla mnie kwintesencja Jego królowania. On daje swoje serce jak na dłoni i mówi: „bierz”. Wszystkie moje plany na życie, moje lęki – to wszystko staje się nieistotne. Kiedy zastanawiam się, jak to się stało, że poszedłem do seminarium, nawet ja sam odczytuję to jako wielką tajemnicę – puentuje Mateusz.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).