Ojciec Mateusz Filipowski OCD o propozycjach wrocławskiego Karmelu, budowaniu liturgicznego pomostu, ciszy i życiu kontemplacyjnym dostępnym nie tylko dla św. Faustyny Kowalskiej, ale dla każdego Kowalskiego.
Agata Combik: 10 listopada rozpoczął się przy ul. Ołbińskiej we Wrocławiu kurs chorału gregoriańskiego. To część szerszego zamysłu?
O. Mateusz Filipowski: To pierwsza inicjatywa Karmelitańskiego Ośrodka Liturgii i Modlitwy, który zainicjowaliśmy z o. Tomaszem Rydzewskim przy naszym klasztorze (w ramach Stowarzyszenia Laudem Gloriae). Bardzo bliska jest nam myśl papieża Benedykta XVI, który podkreślał, że liturgia domaga się piękna. Pamiętam słowa pewnej młodej dziewczyny, która stwierdziła, że mamy wystarczająco „profanum” w świecie, by jeszcze doświadczać go przy ołtarzu. Nie chcemy zarazem, by dbałość o formę zewnętrzną zmieniła się w rodzaj musztry. Chodzi o to, by liturgia prowadziła do doświadczenia kontemplacyjnego; żeby dalej pulsowała w osobistej, cichej modlitwie, a jednocześnie – by cicha modlitwa przygotowywała do przeżycia liturgii.
Chorał ma zapewnić jedno i drugie?
I dla mnie, i dla o. Tomasza przygoda z pięknem liturgii zaczęła się od chorału. Naszą szkołę we Wrocławiu zaczynamy tworzyć razem ze Szkołą św. Benedykta z Poznania, która jest pionierem nauczania chorału według metody Soles- mes. Metoda ta ma swych zwolenników i przeciwników, ale przemawia za nią fakt, że w ten sposób śpiewać może tylko człowiek modlitwy. Nasza szkoła – podobnie jak ta w Poznaniu – to propozycja 3-letniej formacji. Mamy nadzieję, że wokół niej wytworzy się wspólnota ludzi, którzy będą śpiewać, ale też modlić się, rozwijać życie duchowe. W każdy dzień zajęć oprócz śpiewu wpisane będą konferencja dotycząca duchowości oraz Msza św. w nadzwyczajnej formie rytu rzymskiego, z którą chorał jest ściśle związany.
W Waszych materiałach można wyczytać postulat ukazania, jak „stara” i „nowa” (posoborowa) liturgia „wzajemnie się przenikają i ubogacają, stanowiąc dla siebie komplementarną całość”…
Chcemy budować między nimi pomost. Często podkreślam, że duchowości nie da się budować na krytyce. Oczywiście twórcza krytyka jest też potrzebna, skłania do refleksji, ale nie uważamy za słuszną postawy „pójścia na noże” – gdy mówi się, że jedna forma liturgii jest „zła”, a tylko druga „dobra”. Chcemy pomostu łączącego „nową” liturgię z tradycją. Ona potrzebuje fundamentu, a jest nim cała nieprzerwana tradycja Kościoła, począwszy od starożytności. Mam świadomość, że dla jednych będziemy zbyt liberalni, dla drugich zbyt konserwatywni, bliskie nam jest jednak dzieło jednania, pragnienie Pana Jezusa, „żeby byli jedno”.
Co „nowa” liturgia może zaczerpnąć ze „starej”?
Jak pisał kard. J. Ratzinger w swojej sztandarowej książce „Duch liturgii”, może – i powinna – zaczerpnąć z niej ducha. Chodzi o ducha sacrum, pewnej powagi. Podczas Mszy św. uobecnia się misterium paschalne, wydarzenia ostatniej wieczerzy, męka, śmierć, zmartwychwstanie Chrystusa. Pod krzyżem pewnych rzeczy się nie robi, pewnych piosenek się nie gra. Owszem, przeżywamy również zmartwychwstanie. Spójrzmy jednak na liturgię Kościołów wschodnich – która akcent kładzie bardziej właśnie na tę tajemnicę – i zobaczmy, jak w cerkwi wygląda uwielbienie Zmartwychwstałego. Radość nie musi być infantylna. Jak mówił Benedykt XVI, nie powinniśmy sprowadzać liturgii do poziomu człowieka. To ona ma człowieka pociągać w górę. Ona zawsze będzie nas przekraczać, bo Bóg jest nieskończony. Powinniśmy też być konsekwentni, jeśli chodzi o realizację postulatów Soboru Watykańskiego II. Soborowa Konstytucja o Liturgii mówi, że podstawowym śpiewem Kościoła (w liturgii rzymskiej) jest śpiew gregoriański; wyróżnia także polifonię. Dopuszcza wprowadzenie języków narodowych, lecz uznaje, że łacina pozostaje językiem Kościoła. Dziś bywa ona w praktyce w liturgii nieobecna, uznawana za relikt. Tymczasem w czasach globalizacji, podczas wydarzeń takich jak Światowe Dni Młodzieży, to właśnie łacina może być zwornikiem jednoczącym katolików różnych narodowości.
A co „stara” liturgia może zaczerpnąć z „nowej”?
Sobór Watykański II niesie ducha wolności dzieci Bożych – inna rzecz, że czasem jest ona opacznie rozumiana. Przedtem obowiązywały jednak bardzo rygorystyczne prawa, jeśli chodzi o odprawianie Mszy św. Uznawano, że kapłan bardzo łatwo może popełnić grzech, nawet ciężki, jeśli czegoś nie dopełni. Dotyczyło to na przykład sposobu ułożenia palców. To rodziło pewne napięcia, nerwowe koncentrowanie się na tym, by niechcąco nie złamać jakiegoś przepisu. Dziś, podchodząc do ołtarza, nie dźwigam tego natłoku restrykcyjnego prawa; mogę w pewnej wolności sprawować Mszę św. także w starym rycie.
Czy dziś nie kładzie się większego akcentu niż dawniej na świadome włączanie się wszystkich w liturgię?
Pytanie tylko, czy jest to realizowane. Mówi się, że kiedyś w czasie Eucharystii panowała sytuacja: ksiądz sobie, lud sobie. Część osób odmawiała np. Różaniec. Zauważmy jednak, że ów Różaniec – modlitwa monologiczna, modlitwa serca – pomaga w skupieniu. Dziś natomiast, choć niby wszystko mamy podane na tacy, w językach narodowych, ludzie przeżywają wiele trudności, by włączyć się w Mszę św. Błądzą gdzieś myślami. Uważam, że powinniśmy iść za tym, co postulował Benedykt XVI, co już przed soborem się zrodziło w formie nowego ruchu liturgicznego: uświadamiania ludziom, czym jest liturgia, by nie było to bezmyślne zaliczanie obowiązku niedzielnego. Problemy pojawiają się, gdy człowiek nie rozumie, co dzieje się na ołtarzu.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Na czym polega model francuskiej laïcité i jakie są jego paradoksy?
Jej ponowne otwarcie i rekonsekracja nastąpi w najbliższy weekend.