–Moja parafia ciągle się zmienia. Oprócz Rosjan są tu studenci z Wybrzeża Kości Słoniowej, Konga, Wietnamu. Ale przychodzą wakacje i jedni znikają, a pojawiają się inni – mówi ks. Krzysztof Terepka.
Ksiądz Krzysztof urodził się w Łomży. Na Wybrzeże przyjechał, aby podjąć pracę w Stoczni Gdańskiej. Nie dawała mu jednak spokoju myśl o kapłaństwie. Chciał pracować na misjach. Myślał o Ameryce Południowej, o Afryce. Kiedyś, podczas jednego ze spotkań, podzielił się swoimi pragnieniami z bp. Jerzym Mazurem. – Jedź na Syberię – usłyszał od biskupa, który – jak dzisiaj twierdzi ks. Krzysztof – rzucił te słowa żartem. On sam jednak odczytał je wprost, jako głos Boży. Wiedział już, dokąd go Pan posyła.
W nieznane
Po święceniach dwa lata pracował w diecezji. W 2003 roku wyjechał do Rosji. Przez 13 lat pracował w diecezji irkuckiej. Najpierw był Irkuck, później Kamczatka i Nachodka. Obecnie, od dwóch lat, posługuje w diecezji moskiewskiej. Jest proboszczem w miejscowości Iwanowo. –Nigdy wcześniej nie byłem na Wschodzie – podkreśla ks. Krzysztof. – Wiedziałem, że są tu katolicy, którzy potrzebują posługi Kościoła. Nie myślałem jednak, że będzie to tak trudna praca – dodaje. W ciągu tych lat musiał oswoić się z samotnością. – Diecezja irkucka jest 33 razy większa od Polski, a pracuje w niej 40 księży. Bywało, że nie miałem nawet gdzie się wyspowiadać. Dzieliły nas ogromne odległości. Biskupa widziałem raz w roku, czasem raz na dwa lata. Większość ważnych decyzji musiałem poodejmować sam. Jakbym był na bezludnej wyspie – opowiada kapłan. Czy na Syberii pracował w polskich parafiach? – Takich parafii już nie ma. Potomkowie naszych rodaków rozproszyli się w środowisku rosyjskim. Nawet jeżeli mają polskie korzenie, często nie znają zupełnie języka polskiego. Dlatego Msze św. odprawiam wyłącznie po rosyjsku – odpowiada.
Bóg w morzu materializmu
Iwanowo, w którym obecnie pracuje ks. Krzysztof, to miejscowość leżąca w odległości 300 km na północny wschód od Moskwy. Wraz z całą aglomeracją miejską liczy ponad 600 tys. mieszkańców. Działająca tu parafia nigdy nie miała swojego kapłana. Poprzedni proboszcz na Msze św. dojeżdżał z miejscowości oddalonej o ponad 100 km. – Kiedy tu przyjechałem, zamieszkałem w bloku. W większym pokoju była kaplica, mniejszy był wielofunkcyjny. Stanowił zarazem zakrystię, sypialnię, salon i miejsce spowiedzi. Nie miałem nawet szafy, gdzie mógłbym złożyć jakieś rzeczy, o lodówce czy ciepłej wodzie nie wspominając. Drzwi były metalowe, w oknach – ciężkie kraty. Czułem się tam trochę jak w więzieniu – uśmiecha się.
W nabożeństwach w parafii uczestniczy zaledwie 25–30 osób. Większość z nich to studenci z Afryki, są także ludzie z Wietnamu. Rosjan jest ok. 30 proc., wśród nich ludzie pochodzący z Białorusi, a także kilka osób o polskich korzeniach. W dni powszednie zdarzało się, że na Mszę św. nie przychodził nikt. Innego dnia były aż... cztery osoby. Ksiądz poprosił więc, żeby się podzielili, tak aby na Eucharystii był chociaż jeden wierny. – Już nie jestem sam – cieszy się dzisiaj ks. Krzysztof. Parafia posiadała stary, drewniany dom. – Stał przez 4 lata zupełnie nieogrzewany. Wymagał kapitalnego remontu. Trzeba było wymienić wszystko. To były dwa lata ciężkiej pracy – opowiada ks. Terepka. Dzisiaj to właśnie w tym odnowionym domu działa katolicka parafia pw. Wniebowstąpienia Pana. Jak udało mu się to zrobić? – Remont kościoła odbył się praktycznie mocą Opatrzności Bożej – zapewnia ze szczerym uśmiechem.
Radość z małych rzeczy
Trudno jest zintegrować tak nieliczną i zarazem bardzo zróżnicowaną wspólnotę parafialną. Kapłan podkreśla, że dojazd do kościoła – a są tacy, którzy muszą tu dotrzeć z drugiego końca Iwanowa – zabiera niektórym z wiernych ponad półtorej godziny. Tyle samo muszą przeznaczyć na powrót. A ponieważ nie wszyscy współmałżonkowie jego parafian są wierzący, trudno oczekiwać od wiernych, że będą tu przyjeżdżać kilka razy w tygodniu. Jego duszpasterstwo ogranicza się więc z konieczności do działań sakramentalnych i liturgicznych. Jednak ks. Krzysztof jest przekonany, że zjednoczenie wiernych możliwe jest mocą modlitwy. Wprowadził więc adorację Najświętszego Sakramentu, która zwykle poprzedza sobotnią i niedzielną Mszę św. – Na początku widać było, że nie wiedzą, co zrobić z czasem, gdy podczas nabożeństwa zapadała cisza. Dzisiaj potrafią modlić się nawet przez pół godziny. Z radością uczestniczą w Mszy św. Trzeba też podkreślić, że regularnie się spowiadają – opowiada.
Czas ateizmu odcisnął piętno na mieszkańcach Iwanowa. – Oceniam, że we Mszach św. i nabożeństwach niedzielnych w mieście, w kościołach wszystkich wyznań chrześcijańskich, bierze udział maksymalnie 5 tys. osób. Biorąc pod uwagę, że Iwanowo ma 600 tys. mieszkańców, to naprawdę niewielki procent – tłumaczy. Do kościoła w Iwanowie uczęszcza zaledwie garstka wiernych. Jednak ks. Krzysztof nie ma najmniejszych wątpliwości co do sensu swojej posługi. Pamięta wiele momentów, które świadczą o tym, że ludziom jest ona naprawdę potrzebna. Zaznacza także, że do parafii przychodzą osoby z innych kościołów, a wśród „zwykłych ludzi” panuje tu często praktyczny ekumenizm.
Promienie łaski
Pewnego dnia w kaplicy zastał mężczyznę, który – patrząc w stronę tabernakulum – płakał jak dziecko. Postanowił z nim porozmawiać. – Gadaliśmy ponad półtorej godziny. Nie sądziłem, że ta rozmowa coś zmieniła. Jednak kiedy po kilku miesiącach spotkałem go w sklepie, podszedł do mnie i gorąco dziękował. Zdziwiłem się nieco, a później pomyślałem, że sami nie wiemy, jakimi drogami na życie ludzi spływa Boża łaska – wspomina. Innym razem podszedł do niego bezdomny. Nie było łatwo, bo unosiła się wokół niego trudna do zniesienia woń. „W tym człowieku jest Chrystus” – powtarzał uporczywie w myślach. Mimo że miał niewiele pieniędzy, dał ubogiemu na jedzenie. Jakież było jego zdziwienie, gdy kilka dni później w kościele pojawił się ten sam bezdomny. – Chcesz soku albo chleba? Dostałem i przyszedłem się z tobą podzielić – usłyszał ksiądz.
Ksiądz Krzysztof wspomina także wydarzenia z dalekiej Syberii. Jedno z nich związane jest z organistką, która przez całe studia bezinteresownie jeździła grać na Mszy do miejscowości oddalonej o ponad 100 km. Wstawała wcześnie rano, biegła na uczelnię. Zajęcia kończyła o 15.00, jechała do parafii. Do rodzinnego domu wracała po północy. I tak dzień w dzień. – Za swoją posługę nigdy nie wzięła grosza. Nie zgadzała się, aby płacić jej za przejazdy. Jej wiara jest wyjątkowa. Podobno, gdy miała 5 lat, podczas ogromnych mrozów rodzice nie zabrali jej na niedzielną Mszę św. Kiedy wrócili, stojąc w progu domu, zapytała: „Mamo, jakim prawem pozbawiłaś mnie dzisiaj spotkania z Panem Jezusem?”. Ci, którzy naprawdę tutaj wierzą, są gotowi do ogromnych poświęceń – mówi wyraźnie wzruszony.
Jak postrzega szanse na odrodzenie wiary w postsowieckiej Rosji? – Do tej pory rządził tu materializm dialektyczny, a teraz płynnie ludzie przeszli do materializmu praktycznego. Mimo to szukają Boga. Ludzkie pragnienia w sposób naturalny wykraczają poza to, co materialne. Warto im posługiwać, nawet gdyby wspólnota liczyła tylko kilka osób – nie ma wątpliwości ks. Terepka.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nie było ono związane z zastąpieniem wcześniejszych świąt pogańskich, jak często się powtarza.
"Pośród zdziwienia ubogich i śpiewu aniołów niebo otwiera się na ziemi".
Świąteczne oświetlenie, muzyka i choinka zostały po raz kolejny odwołane przez wojnę.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.