Najpierw szlak do Santiago porwał ich w niespodziewaną podróż, potem to oni „przynieśli go do siebie”, prowadząc go od Sobótki w stronę Hiszpanii. Św. Jakub zmienił przed 10 laty życiowe plany młodej pary. Na stałe.
Kubę Pigórę podróże pociągały od podstawówki. Po szkole średniej wyruszył na szaloną wyprawę do Kostaryki, pojawiały się marzenia o kolejnych eskapadach. Tymczasem wyjechał do Anglii z Ewą – narzeczoną, wkrótce żoną. Pracowali na Wyspach od rana do wieczora, wciągnięci w kierat obowiązków. Wyrwał ich stamtąd nagły impuls.
W jakubowej sieci
– To była wiosna 2008 r. Ewa czytała wtedy „Pielgrzyma” Paulo Coelho. Podsunęła mi go i powiedziała: „A może byśmy kiedyś poszli na Camino”? – wspomina Kuba. – Mnie ten „Pielgrzym” tak znudził, że chyba po 20 stronach go odłożyłem. A jednak jakieś nasionko w sercu zostało zasiane. Zacząłem sam szukać w internecie informacji o Santiago de Compostela. Prowadzące tam stare pielgrzymie szlaki, które ożyły w XX wieku dzięki Janowi Pawłowi II, tworzą w Europie gęstą sieć. Wpadł w nią już niejeden wędrowiec, często na długie lata. Drogi, zwane Camino, biegną do grobu św. Jakuba Starszego. Przez wieki zapomniany, grób ten został według jednej z legend odkryty w IX w. dzięki deszczowi spadających gwiazd. To św. Jakub wsparł wojska chrześcijańskie w walkach przeciw Maurom; to wzdłuż szlaków do jego grobu rozkwitała kultura, sztuka europejska. Pielgrzymi udawali się do Santiago i dalej, nad ocean, na ówczesny koniec świata, zabierając ze sobą charakterystyczne muszle – dziś będące symbolem Camino. Smak dalekich dróg, powiew wolności, szlaki przemierzane od stuleci… Jak tu ustać w miejscu? – Powiedziałem Ewie: „Słuchaj, musimy iść, i to już, teraz” – mówi Kuba. – Tak też zrobiliśmy. Już w sierpniu tego samego roku byliśmy na Camino. Chcieliśmy iść co najmniej miesiąc. To się wiązało z koniecznością zwolnienia się z pracy, wyprowadzką z wynajmowanego mieszkania. Nie chciałbym nikogo zachęcać, by rzucał wszystko i szedł na Camino. Ale nam wtedy to właśnie było potrzebne. Wyruszając do Santiago de Compostela, w paszporcie pielgrzyma Kuba zaznaczył motywację turystyczną. Nie uważał się, w przeciwieństwie do swojej żony, za osobę wierzącą. W trakcie podróży coś jednak zaczęło się zmieniać. – Trudno dokładnie nazwać to, co się wydarzyło na szlaku – opowiada. – Jedną z ważnych rzeczy była Eucharystia. Gdy szliśmy przez miejscowość, gdzie był kościół, Ewa zawsze starała się być na Mszy. Skoro ona szła, to ja z nią. Już w połowie drogi czułem, że uczestnictwo w Eucharystii daje mi jakiś spokój. Nie wiedziałem dlaczego, ale czułem się dobrze na Mszy św. Widziałem też, jaką ma to wartość dla innych ludzi. To był czas mojego nawrócenia.
Wyszli, by powrócić
Trud wędrowania z plecakiem od schroniska do schroniska to cenna szkoła. – Na Camino odkrywasz, że tak naprawdę wszystko, co ci na co dzień do życia potrzebne, możesz zmieścić w plecaku. A i to czasem jest za dużo. Camino leczy z przywiązania do rzeczy. Ludzie po nim upraszczają swoje życie – zauważa Kuba. – To też kurs relacji z ludźmi. Patrzysz na człowieka, nie wiesz, jaki ma zawód, status społeczny, majątek. Jest spocony i zakurzony jak wszyscy, tak samo jak ty zmęczony, spragniony. Czujesz, że niezależnie od wszelkich różnic prawdopodobnie ma te same problemy co ty. W kluczowych sprawach jesteśmy do siebie podobni. Oboje z Ewą pozostają w kontakcie z poznanymi wtedy ludźmi – np. chłopakiem z Czech czy dziewczyną z Berlina. Widzą, jak zmienia się życie tych ludzi. Modląca się o męża Niemka poznała go na szlaku św. Jakuba, ileś osób wymodliło sobie rodzicielstwo. Takich historii jest mnóstwo. Kiedy po blisko miesięcznej wędrówce polska para dotarła do Santiago, chłopak poczuł jednak najpierw… rozczarowanie. „Było fajnie, ale co mi po tej drodze zostało poza mnóstwem zdjęć? Co dalej?” Odpowiedzi na te pytania przyszły z czasem. – Po Camino polecieliśmy znów do Anglii. Zamierzaliśmy szukać tam kolejnej pracy – wspomina. – Po jakichś dwóch tygodniach zrozumieliśmy, że nie – tak już nie chcemy. Coś przebudowało się w naszych głowach. Postanowiliśmy wrócić do Polski, tu dzielić się z innymi tym, co otrzymaliśmy w drodze. Tu przyszli na świat nasi synowie. Ja powróciłem do Boga. Dziś jesteśmy w Domowym Kościele, w Ruchu Światło–Życie. Już w maju 2009 r. małżonkowie zorganizowali ogólnopolskie spotkanie miłośników Camino w Sobótce. Wkrótce potem, 25 lipca, otwarty został dzięki Kubie Ślężański Szlak św. Jakuba, prowadzący ze szczytu Ślęży do Środy Śląskiej, gdzie dołącza do Drogi św. Jakuba Via Regia. Kuba był również jednym z pomysłodawców stowarzyszenia Przyjaciele Dróg św. Jakuba w Polsce. – Pamiętam, jak na spotkaniu w Sobótce zaznaczyliśmy na mapie przebieg szlaków św. Jakuba w naszym kraju. Wtedy to było w sumie 200 czy 300 km, teraz jest… ponad 6,5 tys. oznakowanych dróg – dodaje.
Z Trzykroć Przedziwną
Przez minione 10 lat raz po raz jeździł do Monte de Gozo, polskiego schroniska w Santiago. Zajmował się wysyłaniem tam polskich wolontariuszy. I wciąż myślał o wyprawie do Santiago z progu własnego domu – jak dawni pielgrzymi. Marzenie udało się zrealizować w tym roku – w formie pielgrzymki rowerowej, rozpoczętej 25 kwietnia. Jazda trwała nieco ponad miesiąc. – Jechałem przez Czechy, południowe Niemcy – wyjaśnia. Samotna podróż, jak mówi, jest trudniejsza. Bywały dni, że nie było do kogo otworzyć ust. Kuba śpiewał sobie wtedy na głos i gwizdał, co potem weszło mu w krew i zastępowało na trasie… dzwonek od roweru. Doświadczył też niespodziewanie opieki Matki Bożej. – Był taki moment w Niemczech, kiedy bardzo potrzebowałem „normalnego” noclegu, pod dachem. Nie mogłem go znaleźć – wspomina. – Zadzwoniłem w końcu do Ewy. Szła akurat z pielgrzymką ze Świdnicy do Sulistrowiczek. Razem ze znajomymi wchodzili właśnie na Mszę św. do kościoła w Wirach. Prosiłem ich o modlitwę. Pomodlili się za wstawiennictwem Matki Bożej Trzykroć Przedziwnej, o której akurat mówił kapłan. Tuż po owej Mszy św. do Kuby odezwała się pani z polskiej parafii, do której wcześniej długo bezskutecznie próbował się dodzwonić. Przyjęła go na nocleg w domu. – Nakarmili mnie, wyprali i wysuszyli ubranie, dali jedzenie na drogę. Kiedy przepakowywałem otrzymane rzeczy do swoich toreb rowerowych, dostrzegłem pomiędzy bułkami… obrazek Matki Bożej Trzykroć Przedziwnej – opowiada Kuba. I dodaje, że w tym roku podczas rekolekcji Domowego Kościoła w ramach dnia wyjazdowego pojechał wraz z innymi na Górę Chełmską w Koszalinie. Jakież było jego zdziwienie, gdy odkrył, że nie tylko biegnie przez nią szlak św. Jakuba, ale na szczycie znajduje się sanktuarium Matki Bożej Trzykroć Przedziwnej. Maryja w tym wizerunku kolejny raz stanęła na jego drodze.
Jeśli tęsknisz
Od dawna Kuba i Ewa prowadzą stronę mypielgrzymi.com, poprzez którą starają się ułatwiać ludziom przygotowanie się do Camino. Wiele osób kontaktuje się z nimi także poprzez konto na Facebooku (należy szukać „Camino Polska”). – Sporo ludzi chciałoby wyruszyć w drogę, ale potrzebuje jakiegoś impulsu, porady, pomocy organizacyjnej. Chcielibyśmy w przyszłym roku pomóc takim osobom i pośredniczyć w skompletowaniu 8–10-osobowych grupek, które mogłyby wyruszyć na Camino w kilku terminach, od wiosny do jesieni – wyjaśnia K. Pigóra. – Byłaby to taka na wpół zorganizowana pielgrzymka, pomyślana tak, by zmieścić się w 2-tygodniowym urlopie. Kuba zauważa, że biura turystyczne czy pielgrzymkowe organizują takie wyprawy, jednak często nie udaje się przy podobnych ofertach w pełni zakosztować pielgrzymiego życia – grupa 20–30-osobowa nie może, przykładowo, nocować w schroniskach zwanych albergues; zwykle zatrzymuje się w hotelach. – Nasza propozycja zakładałaby „normalną” wędrówkę, z samodzielnym noszeniem plecaka, doświadczeniem trudu drogi. Członkowie zespołu nie musieliby na nocleg iść koniecznie w jednej zwartej grupie, ale także – jeśli będą chcieli – indywidualnie, w samotności. Podkreśla, że Camino to dobra propozycja dla osób, które stoją na jakimś rozdrożu – szukają drogi życia, chcą w nim coś zmienić, zastanawiają się nad swoją przyszłością. – Dobrze się szuka swojej drogi, będąc właśnie w drodze – mówi. – Jestem przekonany, że ostatecznie, czy o tym wiemy, czy nie, to Bóg pociąga nas na Camino.
Co miesiąc we Wrocławiu
WIII sobotę każdego miesiąca o 16.00 w kościele uniwersyteckim (Najświętszego Imienia Jezus przy pl. Uniwersyteckim 1) odprawiana jest Msza św. pod przewodnictwem ks. Tomasza Gospodaryka – kapelana dróg św. Jakuba w archidiecezji wrocławskiej. Po niej o 17.00 sympatycy Camino zbierają się w DA „Maciejówka”, gdzie można m.in. wysłuchać opowieści z drogi. Spotkania połączone są z modlitwą za pielgrzymów, błogosławieństwem dla wyruszających w drogę. Na najbliższym, wrześniowym, będzie można posłuchać o przejściu szlakiem Via Libertatis i trwającym w tym roku projekcie „100 km na 100-lecie Niepodległej” – w który wciąż można się włączyć. Dodajmy, że wiele jakubowych inicjatyw prowadzi także do sanktuarium św. Jakuba w Małujowicach koło Brzegu, które powstało w naszej archidiecezji w 2016 r. Więcej aktualności: camino.net.pl.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
W ramach kampanii w dniach 18-24 listopada br. zaplanowano ok. 300 wydarzeń.
Mają uwydatnić, że jest to pogrzeb pasterza i ucznia Chrystusa, a nie władcy.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.