Czytałam wiele na temat ostatniej wojny, rzezi, masakr, miałam przed oczyma reportaże, które docierały do nas z okresu wojny. Jako że jestem historykiem z wykształcenia wydawało mi się, że coś wiem, coś rozumiem. Szybko okazało się, jak bardzo się mylę. Do Rwandy przyleciałam 2 kwietnia 2002 r., właśnie rozpoczął się tydzień żałoby narodowej, obchodzony co roku dla upamiętnienia tamtych wydarzeń.
Jakie są największe bolączki Rwandy?Jest wiele problemów, ale trzeba pamiętać, że upłynęło zaledwie 10 lat od zakończenia okrutnej wojny, która pozostawiła po sobie spustoszenie we wszystkich wymiarach życia, ale największe w relacjach ludzkich. Łatwo jest odbudować domy, szkoły, drogi, najtrudniej odbudować zaufanie i wiarę w drugiego człowieka. Myślę, że przeminą pokolenia zanim uleczą się rany. Obecnie bardzo trudną sprawą są sądy GACACA – forma sądu tradycyjnego, który ma pomóc w osądzaniu zbrodniarzy wojennych. Budzi ona wiele kontrowersji, rodzi strach i nieufność, nie pomaga procesowi unifikacji i przebaczenia.
Jak wygląda sytuacja dzieci i młodzieży?Jest bardzo zróżnicowana, w zależności od tego, gdzie mieszkają. Są to wielkie skrajności. Życie w mieście jest zupełnie inne niż we wioskach. Dzieci bogatych rodziców mają wszystko, ale nie mają ojca i matki. Dzieci w wioskach razem z rodzicami pracują i walczą o przetrwanie. Pracują bardzo dużo, czasem do późnych godzin wieczornych, przynosząc wodę, zbierając chrust, sprzedając np. naftę do lamp.
Kiedy przybyłyśmy do Gisenyi i chciałyśmy zorganizować oratorium w wakacje, rodzice pytali nas, co dzieci będą robić? Gdy dowiedzieli się, że będą się bawić, byli zdziwieni. Dla nich to czas stracony, poszliśmy więc na ugodę, trzy dni dzieci przychodziły do oratorium, a trzy dni pracowały w domu.
O czym najbardziej marzą dzieci i młodzież z Rwandy?O tym, aby nigdy nie być głodnym, o spokojnym domu, może o tym, by tyle nie pracować. Młodzież marzy o wyjeździe do europejskiego raju, marzy o lepszym życiu.