Gdyby nie to uderzenie, upokorzenie, nie miałbym tak osobistej relacji z Bogiem. Nie ja jestem tu najważniejszy.
Studio telewizyjne po katastrofie w Katowicach. Ludzie mówią: Nie mieszajmy w nią Boga. A Ojciec mówi: Kto jest winien? Oczywiście Pan Bóg...
– Tak. Bo On posłał w śmierć nawet swojego Syna. I dlatego wierzę, że w śmierci mogę spotkać samego Chrystusa. W Nowym Testamencie nie ma ani jednego słowa tragedia. Nie ma miejsca na to słowo, bo dla święcie wierzącego chrześcijanina jest ono nieprawdą. Tragedia nie istnieje. Skoro Bóg przyznaje się do mnie grzesznego, to przyznaje się też do kogoś, kim ja pomiatam, kogo poniżam. Paweł usłyszał: Dlaczego mnie prześladujesz? Kto jesteś, Panie? Dlaczego mnie prześladujesz? Nie jestem ideą błąkającą się po niebie, utożsamiam się z tymi, których niszczysz i wsadzasz do więzień. Odtąd, gdy Paweł zobaczył chrześcijanina, widział w nim Chrystusa. Nieważne, czy był to człowiek mądry, dobry, głupi, niepełnosprawny. To Chrystus. Bóg, patrząc na mnie, widzi swojego Syna. I mogę spotkać się z łajdakiem, zabójcą, bo wiem, że Bóg Ojciec szepcze: To moje dziecko. Pamiętam z dzieciństwa, jak ogromnym zgorszeniem było to, że jeden z katów Oświęcimia poprosił przed egzekucją o spowiedź i... dostał rozgrzeszenie.
Ale ja nie jestem katem Oświęcimia. Tamten zasłużył na szubienicę, ale ja?
– Matka Teresa po odebraniu Nagrody Nobla otrzymała przywilej – mogła wejść do celi śmierci, w której skazańcy czekali w kolejce na krzesło elektryczne. Rozmawiała z nimi, a potem zrobiła coś wstrząsającego. Odwróciła się do strażników więziennych i powiedziała: Słuchajcie, panowie. Cokolwiek zrobicie jednemu z tych więźniów, zrobicie samemu Bogu. Tylko tyle. I poszła.
Albo męka Jezusa jest prawdą o mnie i mogę to udowodnić, albo niewiele mam wspólnego z tym przedsiębiorstwem z krzyżem na dachu. I chodzę na Msze jak do sklepu. Wypełniam obowiązki jak w urzędzie. Jestem lojalny. Krzyż jest prawdą o mnie, o moich grzechach. Skoro Bóg wybaczył mi zdradę, to jak mógłbym milczeć? To jest wyznanie wiary.
Przerobił to Ojciec na własnej skórze?
– Tak. Nigdy nie miałem problemu ze swym powołaniem. Wiedziałem, że będę kapłanem i robiłem wszystko, by być dobrym księdzem. Tylko o tym myślałem. I nagle wszystko się zawaliło: nie zostałem dopuszczony do święceń. Jak to przeżywałem! A moja rodzina? Dziś jestem pewny, że to odłożenie święceń było uzasadnione.
Myśl o kapłaństwie stała się bożkiem?
– Pewnie tak. Gdyby nie to uderzenie, upokorzenie, nie miałbym tak osobistej relacji z Bogiem. Nie ja jestem tu najważniejszy. Co myślałem, gdy zostałem przeniesiony z Jasnej Góry do innego klasztoru? Przecież ja tam tyle zrobiłem, harowałem, odprawiałem Msze, godzinami spowiadałem, a przełożeni to powinni dbać tylko o to, żebym się im nie przeziębił. Dzięki tym doświadczeniom wiem, kim jestem. Nie dzielę ludzi na dobrych i złych. Nie walczę ze złem, walczę o dobro. Wiem, że w opuszczeniu można spotkać Boga. Nawet uderzenie w człowieka, który ma poczucie niewinności, jest wartościowe. Dopiero wtedy widzi się bliskość Chrystusa.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).