Co może mieć do powiedzenia mnich o wojnie, i to wojnie nuklearnej? Czy w ogóle powinien się na ten temat wypowiadać? Przełożony o. Thomasa Mertona uważał, że nie, dlatego ta książka - napisana w latach 50. - bardzo długo nie mogła być opublikowana. Niestety, na aktualności nie straciła. Dzięki uprzejmości wydawnictwa WAM publikujemy jeden jej rozdział...
Nawet w perspektywie tego, że nasza śmierć z rąk prześladowcy może być uznana za męczeństwo, istnieje pewien brzemienny w skutkach element ironii. Czy mamy umierać dlatego, że jesteśmy chrześcijanami, czy dlatego, że jesteśmy zamożnymi, kochającymi wygodę ludźmi struktur? To znaczna różnica! W każdym razie możliwość prześladowań ze strony bezwzględnego i sprytnego wroga, o którego sile i powodzeniu nie wolno nam nigdy zapomnieć, powoduje cierpienie, a człowiekowi udręczonemu nienawiść może się wydać bohaterstwem.
Podobnie jak uczniowie, którzy chcieli spuścić ogień na samarytańskie miasto, my również jesteśmy zbyt naiwni i ogarnięci zbyt wielką obsesją, aby umieć rozpoznać ducha, który nas inspiruje. W tej atmosferze zimnej wojny nasze sądy wyrastają z gruntu jałowości i frustracji, w którym najlepsze ziarna z trudem się rozwijają, a chwasty nienawiści i rodzącego się totalitaryzmu rosną bujnie.
Zatem sprawą absolutnie konieczną jest pielęgnowanie naszego wewnętrznego gruntu głębokiej wiary i czystości sumienia, które nie mogą istnieć bez prawdziwej ofiary. Prawdziwe chrześcijańskie działanie musi w rzeczywistości opierać się na całkowitym oddaniu w ofierze siebie samego i swojego życia, w służbie prawdy. Bez tego nie możemy się wystarczająco oderwać od swoich egoistycznych interesów i drugorzędnych trosk zamożnego, ospałego duchowo społeczeństwa. Bez tego oderwania nie możemy ujrzeć wojny nuklearnej taką, jaka naprawdę jest, i w konsekwencji zdradzimy Chrystusa i Jego Kościół w błędnym przekonaniu, że broniąc swoich bogactw, bronimy chrześcijańskiej prawdy.
Jest wiele powodów, by twierdzić, że społeczna działalność takiej osoby jak Dorothy Day, która odmawia współpracy nawet przez udział w ćwiczeniach obronnych i jest gotowa pójść do więzienia za swoją wiarę w pokój, jest o wiele bardziej chrześcijańska niż dość subtelne i wygodne poglądy niektórych kazuistów. Kiedy myślę o tym, że Dorothy Day była zamknięta w więziennej celi, okryta jedynie jakimś lekkim szalem (ubranie jej zabrano) i że mogła iść na Mszę św. i przyjmować komunię w więzieniu jedynie wtedy, gdy pożyczyła jakieś ubranie od prostytutek czy złodziei z sąsiednich cel, wtedy tracę ochotę, by poważnie traktować lekceważące, niedorzeczne opinie tych, którzy uważają jej pacyfizm za sentymentalny.