Co może mieć do powiedzenia mnich o wojnie, i to wojnie nuklearnej? Czy w ogóle powinien się na ten temat wypowiadać? Przełożony o. Thomasa Mertona uważał, że nie, dlatego ta książka - napisana w latach 50. - bardzo długo nie mogła być opublikowana. Niestety, na aktualności nie straciła. Dzięki uprzejmości wydawnictwa WAM publikujemy jeden jej rozdział...
Katolik może i powinien przeciwstawiać się wojnie w konkretnym wypadku, kiedy istnieją bardzo poważne powody ku temu, by wierzyć, że nawet ograniczona wojna może być niesprawiedliwa lub może „eskalować” do rozmiarów, które pogwałcałyby sprawiedliwość. Trzeba zauważyć, że kiedy wojna jest ewidentnie niesprawiedliwa, katolik nie tylko może odmówić służby, ale jest moralnie zobowiązany do tego, by odmówić wzięcia w niej udziału.
c) Katolicka tradycja zawsze przyznaje prawo do wojny obronnej, wszędzie tam, gdzie jest słuszna sprawa, dobra intencja i gdzie stosuje się odpowiednie środki. Twierdzi się, że ograniczona wojna nuklearna w celach obronnych może spełniać wymagania sprawiedliwej wojny i że w związku z tym posiadanie całych składów broni nuklearnej i grożenie odwetem w przypadku ataku nuklearnego jest słuszne i sprawiedliwe. Taką opinię może przyjmować i przyjmuje wielu katolików i stanowią oni prawdopodobnie większość wśród katolików w Stanach Zjednoczonych.
Idealny obraz „ograniczonej wojny z użyciem czysto taktycznej broni” został stworzony przez Edwarda Telle-ra. Oczywiście spełnia on wszystkie warunki sprawiedliwej wojny. Został opublikowany właśnie w tym celu. Był ćwiczeniem wyobraźni mającym potwierdzić przekonania Tellera, że taktyczna broń nuklearna jest właśnie tym, czego potrzebujemy, i że powinniśmy produkować jej jak najwięcej. Na ile można z przekonaniem zaakceptować ten idealny obraz?
Po pierwsze, nie ma żadnej konkretnej gwarancji, że wojna nuklearna pozostanie „wojną ograniczoną”. Co więcej, nic nie wskazuje na to, aby stratedzy wojskowi mieli zamiar „ograniczać” wojnę nuklearną, chyba że w jakiś sposób wydawałoby się to korzystne.
Po drugie, trzeba zadać pytanie o to, w jaki sposób chrześcijanin może w swoim sumieniu zobowiązać się do popierania bezwzględnej polityki siły, której realizacja w dużej mierze zależy od decyzji wojskowych i ekonomicznych elit, które odrzuciły chrześcijańskie zasady moralne i działają, kierując się mglistym pragmatyzmem, pozbawionym jakiejkolwiek określonej bądź wiarygodnej ideologii.
Moraliści, którzy dopuszczają prowadzenie wojny nuklearnej, zakładają wysoce świadome i odpowiedzialne wykorzystywanie władzy politycznej. Takiej moralnej odpowiedzialności z pewnością brakuje w Związku Radzieckim i pomimo że może jeszcze istnieje ona w niektórych częściach Stanów Zjednoczonych, presja radzieckiej bezwzględności ma szansę przytłoczyć wszelką dobrą wolę i dobre intencje naszych przywódców wojskowych. Wojna wydaje się redukować wszystko do jednego poziomu – najniższego.