Góra Mojżesza

Gdy planowałam kolejną wyprawę do Egiptu, tym razem na Synaj wiedziałam, że prócz słońca, lazurowej wody Morza Czerwonego, raf koralowych, cudownie kolorowych rybek chcę poznać historię tej ziemi i bogactwa jakie w sobie kryje.

Oczywiście Mojżesz przychodzi, pozwala siebie dotknąć, przemienić, wyzwolić, ale działanie jest zawsze Boga. To co się wówczas wydarzyło uczy, że każdy może być świadkiem „płonącego krzewu”... że może trwać na modlitwie, poznawać wolę Najwyższego i doznawać przemienienia. Mojżesz spotkał Boga, co więcej: poznał Jego Imię i otrzymał zapewnienie stałej pomocy. „Jestem” to Boże Imię, Zapewnienie, zawołanie! To imię pozwala dostrzec Boga we wszystkim, co jest. Dostrzec w codzienności, szarości dnia codziennego, w nieszczęściu, cierpieniu, odrzuceniu, nawet w grzechu. Umożliwia nawiązanie z Nim kontaktu. Skoro „Jest” to może przemawiać, działać... Nie trzeba na Niego czekać. Bo On Jest!

Trzy i pół godziny mijają błyskawicznie. Delikatnym szarpnięciem za ramię mój opiekun beduin przywraca mnie do rzeczywistości. Czas wstawać, bo już za moment wzejdzie słońce. Gwiazdy zaczynają niknąć w szarej barwie nieba. Z mroku wychylają się powoli dalekie kontury szczytów. Z przejęciem patrzę jak wyłania się świat i morze gór, a szarości i grafity przechodzą w blade brązy i beże. Wreszcie na wschodzie nad pasmem chmur dostrzegam czerwoną łunę. Gdy padają pierwsze promienie jaskrawoczerwonego słońca zostaję poproszona przez Ismaila, bym uderzając w dzwon kapliczki obwieściła wszystkim nadejście nowego dnia. Czynię to z wielkim wzruszeniem, a echo niesie ton po graniach.

Gdy milknie dźwięk, nastaje głęboka cisza, którą przerywa jedynie szum fleszy aparatów fotograficznych. Trwamy tak wpatrując się przed siebie... podczas gdy góry nasycają się barwami żółci, później pomarańczy, rdzy i czerwieni. Krajobraz jawi się księżycowy. Czerwony granit, z którego zbudowany jest cały masyw skalny dopełnia widoku. Skały wokół układają się w niesamowite kształty, miliony lat rzeźbione przez wodę, wiatr i słońce. Okolica wydaje się być martwa. Ale to wszystko tylko pozory... Synaj jak mówią złośliwi to: „25 tysięcy kilometrów kwadratowych niczego”. Totalna nieprawda. Półwysep zaskakuje bogactwem flory i fauny. Rośnie tu ponad 65% gatunków skatalogowanych na terenie Egiptu oraz 32 gatunki zwierząt nie występujących nigdzie indziej w świecie. Trzeba tylko uważnie obserwować otoczenie. Trzeba chcieć zobaczyć odmienność!

Pół godziny po świcie wierzchołek góry pustoszeje. Wszyscy zbierają się do powrotu. Dopiero teraz - schodząc kamiennymi stopniami - dostrzegam, jak wielu ludzi zdobyło ten szczyt późną nocą (ok.2.8-3 tys. osób) i jak trudne jest zejście. Jako jedna z niewielu decyduję się na powrót w dół tzw. ścieżką Mojżesza. Jest ona krótsza, zacieniona, ale i trudniejsza. Liczy 3750 stopni. Schody te do dziś nazywane są Sikkat Sajjdina Musa, czyli Ścieżka Pana Naszego Mojżesza. Najpierw mijam płaską dolinę nazywaną Amfiteatrem Siedemdziesięciu Mędrców Izraela. Zgodnie z tradycją do tego miejsca towarzyszyli oni Mojżeszowi w drodze na szczyt. Rosną tu gigantyczne stare cyprysy (podobno jeden ma ponad 500 lat), jest stara pustelnia i beduińskie obozowisko. Potem wąskimi żlebami, którymi miejscami płynie woda, schodzę po wąskich i szerokich, niskich i wysokich stopniach w dół. Gdzieniegdzie wśród kamieni widzę drobne roślinki, które po roztarciu w dłoniach wydzielają wyjątkowo silny aromat. Ismail tłumaczy mi ich właściwości.

Beduini znakomicie znają się na fitoterapii (leczenie ziołami). Idąc dalej mijam dwie kamienne bramy. Jedna z nich to tzw. Brama Spowiedzi, bo pełniła kiedyś funkcję konfesjonału. Według tego, co podaje tradycja, każdy pielgrzym, który chciał wejść na górę Synaj, był zobowiązany odbyć spowiedź. A wąski przesmyk idealnie nadawał się na konfesjonał. Druga brama kryje małą kapliczkę. Modli się w niej kilku mnichów. Wierzą oni, że tutaj prorok Eliasz usłyszał głos Boga i skrywał się przed wrogami, karmiony przez kruki. Na skale tuż obok zauważam jeszcze namalowaną siedmioramienną menorę, symbol judaizmu. W końcu dostrzegam w dole otwartą przestrzeń. W dolinie otoczonej kilkusetmetrowymi ścianami gór leży otoczony murami i cyprysami monastyr św. Katarzyny. Z tej wysokości nie wydaje się duży. Wpatruję się w niego. Staram się zapamiętać każdy szczegół. Klasztor przypomina niedostępną twierdzę. Granitowe mury z otworami strzelniczymi, grube na półtora metra, sięgają 15 metrów wysokości. Ta wysokość budzi respekt dopiero wówczas, gdy staję pod bramą sanktuarium.

Zanim przekroczę próg, staram się poznać historię tego miejsca. A jest ona niesamowita. Od zarania chrześcijaństwa Synaj był miejscem, gdzie poszukiwano skupienia, izolacji od świata i drogi ku świętości. Mniej więcej 300 lat po narodzeniu Chrystusa wspólnota mnichów trafiła do niewielkiej oazy, gdzie rósł - jak naucza Biblia - Krzew Gorejący, pod postacią którego Bóg ukazał się Mojżeszowi. Dokładnie w tym miejscu w roku 337 z polecenia cesarzowej Bizancjum Heleny wystawiono w oazie maleńki kościół i wieżę. W latach 548-565 Justynian Wielki nakazał rozbudować kościół i monastyr, i otoczyć wszystko potężnymi murami mającymi go chronić od napadu pogańskich plemion. Klasztor przekształcono w warownię. Cesarz osadził też na miejscu ponad dwustu rycerzy, podobno w znacznej części wywodzących się z nawróconych na chrześcijaństwo Słowian południowych (mieszkające w tej okolicy beduińskie plemię Dżalabija wywodzi się właśnie od nich).

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»

Reklama

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
27 28 29 30 31 1 2
3 4 5 6 7 8 9
10 11 12 13 14 15 16
17 18 19 20 21 22 23
24 25 26 27 28 29 30
1 2 3 4 5 6 7