O serniku, Panu Bogu i milionie sprzedanych książek z s. Anastazją Pustelnik rozmawia Barbara Gruszka-Zych
Po dwóch latach pracy na gospodarstwie wyjechała Siostra do ówczesnej Czechosłowacji.
– Nie miałam za co kupować sobie sukienek i chciałam na nie zarobić. Po naszych wsiach szła wtedy od domu do domu taka kartka, że poszukują chętnych do pracy w hucie szkła za Ostrawą. Trzeba było tylko do powiatu do Brzozowa zawieźć zdjęcia, paszport i zgłosić chęć wyjazdu. Praca nie była lekka, na akord robiliśmy szkło do kineskopów. Jak się okazało, jedna z koleżanek miała siostrę w nowicjacie Zgromadzenia Sióstr Córek Bożej Miłości. Dostawała od niej listy i czytała nam je na głos. I wtedy tak się jakoś stało, że to nie ja sama poprosiłam o przyjęcie do zgromadzenia, ale zrobiła to za mnie właśnie ta koleżanka. Otrzymałam z Krakowa zaproszenie na rozmowę kwalifikacyjną. Wzięłam urlop, kupiłam materiał na sukienki – kolorową korę, dederon, którego wtedy jeszcze w Polsce nie było. Ale już nic nie było mi potrzebne, bo sukienki zamieniłam na habit. Wcześniej nie wiedziałam, jak wygląda, ale od razu mi się spodobał. Kupione materiały rozdałam rodzeństwu.
Słyszałam, że w dzieciństwie miała Siostra daleko do kościoła?
– To był kawałek, ale że nie było drogi, trzeba było chodzić przez pola i błoto. Zawsze wkładało się takie sznurowane gumowce. Musieliśmy je myć przed wejściem do kościoła. Kiedy mama zaczęła chorować, nie miała siły zimą iść na Mszę i modliliśmy się z nią w domu. W Wielkim Poście odmawialiśmy wspólnie Gorzkie Żale i Drogę Krzyżową. Mama wyjmowała dużą książeczkę do nabożeństwa, z której kazała nam głośno czytać modlitwy. Mieszkająca obok nas starsza sąsiadka utworzyła różę różańcową. Kiedy jedna z należących do niej panien wyszła za mąż, zwolniło się miejsce, więc zaproponowała, żebym je zajęła. Miałam wtedy 15 lat, a mama kazała mi klękać i odmawiać dziesięć zdrowasiek naraz. Wydawało mi się, że to za dużo, dlatego przerywałam i nieraz płakałam. Ale mama mi nie popuściła i musiałam modlitwę doprowadzić do końca. Chyba to ona wymodliła mi powołanie.
Kiedy zaczęła Siostra gotować w zakonie?
– Jako kandydatka pomagałam w domu zakonnym, a przez dwa lata nowicjatu po kilka miesięcy sprzątałam refektarz, kaplicę, trafiłam też do kuchni. Kiedy pod koniec nowicjatu siostra prowincjalna spytała mnie, gdzie chciałabym pracować, bez wahania powiedziałam, że właśnie tam. I tak już jest od przeszło 30 lat.