W klasztorze sióstr elżbietanek w Katowicach mieszka 49 zakonnic. Najmłodsza ma 24, najstarsza 89 lat. Siostry m.in. opiekują się chorymi, starszymi, bezdomnymi, prowadzą ochronkę. W Adwencie przygotowują się duchowo do Świąt m.in. odmawiając nowennę do Dzieciątka Jezus, uczestnicząc w roratach. – Na początku Adwentu losujemy karteczki ze swoimi imionami – mówi siostra Fabiola, od 37 lat w zakonie. - Potem szczególnie modlimy się w intencji wylosowanej osoby i przygotowujemy dla niej paczkę.
200 kg piernikówJeszcze w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku siostry w specjalnych chlebowych piecach wypiekały korzenne pierniki. - Przez tydzień, na trzy raty piekłyśmy około 200 kg pierników - wspomina siostra Ewarysta, od 48 lat w zakonie. - To była cała ceremonia. Przesiewałyśmy mąkę, tłukłyśmy cynamon, goździki. Zamiast miodu, którego nie można było dostać, robiłyśmy syrop z buraków cukrowych. Piernikami obdarowywałyśmy chorych w szpitalu, naszych dobrodziei. Teraz siostry kupują gotowe pierniki, ale tradycja obdarowywania nimi pozostała do dziś. Do sióstr elżbietanek codziennie na ciepły posiłek przychodzi około 250 osób – biednych, bezdomnych. Dla nich także siostry przygotowują pierniki, kołaczyki.
Mieszkające w katowickim klasztorze siostry pochodzą z różnych stron Polski – z Wielkopolski, Pomorza, Opolszczyzny. Jednak na Wigilię przygotowują tradycyjne śląskie potrawy. Na stole u sióstr elżbietanek jest pieczony karp, kapusta z grzybami, duszone ziemniaki, moczka, kompot z suszu, makówki. Zakonnice robią ich około 40 misek. Zanoszą je także chorym. Siostra Kanizja, która pochodzi spod Bydgoszczy na Śląsku poznała moczkę. – I bardzo w niej zasmakowałam – śmieje się.
Z Bożym Dzieciątkiem na rękuWieczerzę wigilijną katowickie elżbietanki rozpoczynają o 16.30. Na początku czytają Pismo św., modlą się za cały Kościół, o pokój na świecie, za rodziny. Potem każda zakonnica dzieli się z każdą opłatkiem i siostry zasiadają do stołu. Po kolacji i posprzątaniu refektarza, czyli jadalni, na stole pojawiają się pierniki, cytrusy. Każda z sióstr otrzymuje także drobny upominek, którym są najczęściej słodycze. Potem zakonnice śpiewają kolędy.
O godz. 23.30 gromadzą się w kaplicy na czuwaniu i rozważają słowa o przyjściu Jezusa na świat. Kiedy wybija północ oświetlone zostają choinki (zawsze prawdziwe) i siostra prowincjalna wraz z dwiema najmłodszymi zakonnicami wchodzi do kaplicy niosąc figurkę Dzieciątka, które zostaje położone w żłóbku. Rozpoczyna się Pasterka. Pierwszego dnia Świąt siostry organizują minijasełka, a drugiego dnia te zakonnice, których rodziny mieszkają dość blisko, odwiedzają swoich najbliższych w domach.
Przygotowanie w konfesjonaleW klasztorze ojców franciszkanów w Katowicach Panewnikach jest prawie 80 zakonników. Część z nich na Wigilię i Święta wyjeżdża do pomocy w innych klasztorach franciszkańskich w Polsce i za granicą. Co miesiąc zakonnicy mają dzień skupienia, który przed świętami poświęcają na przygotowanie do Bożego Narodzenia.
Przed Świętami kapłani szczególnie zaangażowani są w konfesjonale. - Na trzy dni przed Bożym Narodzeniem spowiadamy non stop od 6.00 do 20.00 – mówi ojciec Alan Rusek, proboszcz panewnickiej parafii. - A mamy 8 konfesjonałów i zawsze jest mnóstwo ludzi. Dlatego my przygotowujemy się do Świąt przygotowując do nich innych.
Wieczerzę wigilijną rozpoczynają o 18.00. Cała wspólnota spotyka się w refektarzu, gdzie stoi żywa, 10-metrowa choinka, najczęściej sosna albo świerk. Modlitwom przewodniczy ojciec gwardian. Franciszkańska Wigilia dzieli się na dwie części. Pierwsza to wspólna wieczerza. Na stole jest wtedy barszcz z uszkami, zupa rybna, karp smażony, gotowany, w galarecie i wędzony (własnoręcznie przez zakonników), kapusta z grzybami.
Brat Cecylian jest zakonnikiem od 25 lat. Kucharzem jest z zamiłowania. Kiedyś posiłkował się książkami kucharskimi. Ale po tylu latach praktyki nie są mu już potrzebne. Na franciszkańską Wigilię przygotowuje co roku około 60 kg karpia i 3 litry moczki. – Musi być tak gęsta, żeby mysz mogłaby po niej przejść, nie topiąc się – śmieje się. I dodaje: - Jestem przyzwyczajony do tak dużej ilości przygotowywanych potraw wigilijnych, bo przecież codziennie gotuję dla 80 współbraci – mówi. – Część potraw przygotowujemy już wcześniej, ale i tak Wigilię spędzam w kuchni. Wraz z pomagającymi mi osobami wieczerzuję w kuchni. Do refektarza idę później, by podzielić się ze współbraćmi opłatkiem.
Najważniejsze o północyPo wieczerzy, około godz. 20.00 rozpoczyna się druga część – spotkanie opłatkowe. Najmłodszy z braci – junior, prosi ojca prowincjała lub gwardiana o błogosławieństwo, by mógł godnie głosić Słowo o Bożym Dzieciątku. Po czym wchodzi na ambonkę i mówi kazanie. Po jego zakończeniu wraca do przełożonego i klęcząc wyznaje winę, że niegodnie głosił Słowo, przełożony zaś nadaje juniorowi symboliczna pokutę. Potem ogólnie składa życzenia wszystkim współbraciom, dziękując im za całoroczną prace. Odczytywane są też wówczas życzenia, które nadeszły do klasztoru. Wreszcie wszyscy zakonnicy dzielą się opłatkiem i częstują się słodkościami – moczką i makówkami. Są też symboliczne paczki – ze słodyczami, środkami higieny, kawą. Przed północą zakonnicy odmawiają brewiarz, chór śpiewa kolędy w bazylice. O północy wszyscy uczestniczą w Pasterce.
Ojciec Juliusz Rydlewski w zakonie jest od 1953 roku. – Nasza Wigilia w zasadzie od lat się nie zmienia – mówi. - Z tym, że kiedyś kazanie, które wygłaszał najmłodszy zakonnik było po łacinie. Tradycja wigilijna, potrawy są ważne, ale nie najważniejsze. Bo to, co najważniejsze odbywa się o północy, przy ołtarzu.
Brat Jordan ostatnie dwie Wigilie spędził na misjach w Republice Środkowej Afryki. – Na misjach trzeba mieć wzgląd na różne kultury, dlatego rezygnuje się wtedy z wielu własnych tradycji – mówi. - Jedną z Wigilii spędzałem wraz z misjonarzami z Konga, Francji, Kolumbii i Polski. Sama wieczerza była bardzo skromna – ryż, trochę mięsa, które zostało z obiadu, napoje w butelkach. – Figurki do stajenki zabraliśmy z Polski. Jeden z braci spędzał samotnie święta w wiosce w dżungli. Wysłałem mu „gorący kubek” czerwonego barszczu. I ta zupa z torebki to była wtedy jego cała wigilijna wieczerza.