Południowe stoki Gór Izerskich, Nove Mesto pod Smrkiem. Wstaje przepiękny poranek. Za chwilę rozpocznie się Eucharystia. Jednak coś niepokojącego wisi w powietrzu. Coś nietypowego dla ostatnich chwil przed Mszą świętą. No tak... Nie słychać dzwonów!
W diecezji litomierzyckiej pracuje natomiast około 100. Jest tam prawie 1 mln 300 tys. mieszkańców. Wiernych Kościoła jest około 160 tys., z czego praktyki religijne odprawia zaledwie 10 tys. Tak więc prawdziwych wiernych jest około 1 proc. ogółu obywateli. W parafii Nove Mesto na 6 tys. mieszkańców w niedzielnej Eucharystii bierze udział 15–20 osób. Średnia wieku wiernych wynosi około 60 lat. Lepiej nie jest także w innych wyznaniach. W tym niewielkim mieście znajdują się aż trzy różne wspólnoty protestanckie. Do przynależności w wierze do tych odłamów przyznaje się zaledwie kilkudziesięciu mieszkańców Novego Mesta.
Dzień jak co dzień
Ksiądz Marcin – mimo swojego młodego wieku – szybko objął urząd proboszcza. Pod swoim zwierzchnictwem ma trzy parafie. W dwóch nie ma proboszcza, więc razem z Novym Mestem tworzą okręg. Praktycznie w całej diecezji litomierzyckiej sytuacja wygląda podobnie. – W jednej z tych parafii nie mam w ogóle wiernych – mówi proboszcz. – Jak to poznaję? Nie ma tam pogrzebów katolickich. Żadnych. Bo o chrztach zapomniano tutaj kilkadziesiąt lat temu. Czasami swoje dzieci chrzczą w mojej parafii Romowie. Ale tylko po to, by nie płakały i były grzeczne – dodaje ze gorzkim śmiechem.
Ostatnia Wielkanoc była wielkim świętem dla całej parafii. Do pierwszego sakramentu w swoim życiu przystąpiła para 30-letnich Czechów – Martin i Jana Rosenbaum. Po dwóch tygodniach wstąpili jeszcze w sakramentalny związek małżeński. Przygotowania do tego ważnego i odważnego – co warto podkreślić – kroku trwały prawie trzy lata. Zwieńczeniem długich rozmów, np. o celibacie księży czy sposobie wzięcia Maryi do nieba, był chrzest święty. – W czasie mojej kilkuletniej pracy do sakramentu chrztu św. przystąpiło już kilka osób – nie ukrywa radości ks. Saj.
Najtrudniejszym elementem życia społecznego, który niejako utrudnia rozpoczęcie marszu ku nawróceniu, jest totalna obojętność obywateli republiki na tematy religijne. Nie ma atakowania Kościoła, religii. Jest pustka i całkowity brak zainteresowania wiarą. Choć i tu jest paradoks ludzkiej natury. – W Polsce – mimo tak dużej liczby katolików – praktycznie nie ma w czasie spotkań towarzyskich tematów duchowych czy religijnych – ocenia z perspektywy czasu ks. Marcin Saj. – Tutaj ludzie, mimo wszystko, potrafią zapytać i rozmawiać o Bogu. Nie jest to negowane, nie jest to żadne faux pas, bo reszcie jest obojętne, co robi z wiarą ich kolega – dodaje.
Wiedzieć, gdzie szukać
Takim przykładem poszukiwacza Boga był właśnie Martin Rosenbaum. W pewnym momencie swojego życia zapragnął Go poznać, a że do kościoła katolickiego było najbliżej, zaczął spotykać się z proboszczem z Novego Mesta. – Szukałem różnych rozwiązań, myślałem o wielu wyznaniach, jednak tym, co nas z żoną najbardziej urzekło, było to, że to właśnie w katolicyzmie można najbardziej przybliżyć się do Boga. Dzieje się to w Eucharystii – opowiada „najnowszy” wierny parafii.
Spośród kilkunastu wierzących osób we wsi, sołtys został wybrany na chrzestnego Johany, córeczki państwa Rosenbaum. Dla nich data urodzin, wspomnienie Joanny d’Arc przypomina, że nie są Bogu obojętni. Sami uczą się dopiero świata, obserwowanego przez pryzmat katolicyzmu. – Nie wiemy, co znaczy być katolikiem ani też, jak powinno tworzyć się prawdziwą katolicką rodzinę – twierdzą małżonkowie. – Nie było nam dane przeżywać i podpatrywać tego we własnych domach rodzinnych – dodają.
W Polsce nawet niepraktykujący są w stanie odpowiedzieć, dlaczego obchodzi się Boże Narodzenie, w Czechach laicyzacja sprawiła, że dopiero odkrywając wiarę w Boga, odkrywa się sens tych świąt. – Generalnie ludzie uważają, że są to po prostu rodzinne spotkania z prezentami z okazji zbliżającego się nowego roku. Wielkanoc zaś jest dla nich po prostu świętem wiosny – opowiada Martin. Zmieniło się to w rodzinie Rosenbaumów wraz przyjęciem chrztu. Pojawił się sens świąt.
Sprzedać parafię
W Czechach coraz więcej parafii jest likwidowanych, a ich majątek wyprzedawany. Uzyskane w ten sposób pieniądze zasilają kasę wspólnoty, która pozostaje na tym terenie. Fundusze służą ratowaniu pozostałych budynków bądź po prostu utrzymaniu parafii. Księża – na podstawie umowy Kościoła z państwem z lat 50. XX w. – otrzymują wynagrodzenie od tego ostatniego. Nie jest to jednak sytuacja klarowna, gdyż żaden z wiernych Kościoła katolickiego nie jest opodatkowany na jego rzecz. Państwo nie jest zainteresowane wydawaniem milionów koron na ratowanie kościołów takich, jak w Novym Mescie czy Jindrichowicach. Z jednej strony wiernych nie przybywa, z drugiej – konserwator zabytków nie może ratować obiektów.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Przypomina też, że szkoła jest miejscem, w którym uczymy się otwierać umysł i serce na świat.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.