Pięćdziesiąt lat – to tak w sam raz, żeby już coś wiedzieć o życiu. O życiu księdza...
Kapłan wspomina o dwóch zasadniczych wydarzeniach początków duszpasterzowania. Pierwsze to fakt, że na Dolnym Śląsku, mieszkali przesiedleńcy z całej przedwojennej Polski. – Moja pierwsza parafia proboszczowska miała sześć kościołów i dwanaście wiosek. W każdej mieszkali ludzie z różnych stron. Moim sposobem na przekonanie ich do tego, że warto powalczyć o jedność była liturgia. Uczyłem śpiewu. Pracowaliśmy nad nową tradycją Dolnego Śląska. To dzięki naszemu pokoleniu dzisiaj zaczynamy czuć się Dolnoślązakami. Bo komuniści raczej dzielili i straszyli rewizjonistycznym Zachodem. A atmosferę podejrzliwości podgrzewała esbecja i jej tajni współpracownicy – wspomina. – Natomiast drugie wydarzenie niosące niezwykłą szansę, ale i zagrożenie, to Sobór Watykański II. Reformy były konieczne i poszły w dobrym kierunku, ale trzeba je było mądrze wprowadzać. Byliśmy gorącymi zwolennikami soborowego ducha. Niewiele wiedzieliśmy, do jakich tragedii i rozdarcia w Kościele doprowadził liberalizm zachodniego społeczeństwa. U nas, jak pokazuje historia, i biskupi i my kapłani wprowadziliśmy wiernych w bardzo mądry sposób we współczesne rozumienie Kościoła – mówi z uzasadnioną dumą. – Szkoda, że dzisiaj brakuje takich przewodników, charyzmatycznych osobowości Kościoła – dodaje z goryczą.
Za zgodą ministra
„Ten Rok umożliwia nam także (…)budzić i rozwijać szczególną wrażliwość na powołanie i misję kapłana w Kościele i w społeczeństwie.”
Rok 1954. Młody Piotrek Sowa jest pracownikiem Wytwórni Sprzętu Komunikacyjnego Państwowych Zakładów Lotniczych w Mielcu. To fabryka specjalnego nadzoru. Produkują dla wojska. Każdy pracownik jest poddany ścisłej kontroli. O jego życiu decyduje nie tylko jego serce i rozum, ale także wola władzy ludowej. A ta niekoniecznie chce się liczyć z jednostką. Chłopak toczy więc wewnętrzną walkę. Nie może uwolnić się od natrętnych myśli, że jest stworzony do innego życia. Myśli o kapłaństwie. W końcu nie wytrzymuje. Pisze do ministra. Pisze wprost o pragnieniu swego serca, o tęsknocie, która zajmuje cały jego umysł, o nadziei, której spełnienie może dać szczęście jak nic innego. Minister się zgadza. Władza „błogosławi” zbożny zamiar. Ale i tak chłopak staje przed sądem. Jest oskarżony o samowolne opuszczenie zakładu pracy. Sędzina, gdy czyta pismo od ministra nie wierzy własnym oczom. Wbrew sobie oskarżonego puszcza wolno. Papier okazuje się silniejszy od jej nienawiści do Kościoła. – Tak zaczyna się najpiękniejszy okres mojego życia – wyznaje ks. Piotr Sowa, do niedawna proboszcz Gniewkowa, dzisiaj emeryt świętujący złoty jubileusz kapłaństwa. – Fascynowało mnie odkrywanie prawdy o wielkości powołania. Co rusz z niedowierzaniem słuchałem wykładów i konferencji wyjaśniających istotę powołania. Tak wtedy jak i dziś trudno mi zrozumieć, jak to Pan Jezus wymyślił, że zechciał mnie mieć jako swego księdza – uśmiecha się i zaczyna opowiadać o swoim życiu. Tym niemalże całym spędzonym w jednej parafii. Wśród ludzi których kochał i którzy ze łzami co jakiś czas prosili biskupa, żeby proboszcza nie przenosił gdzie indziej. Nie wyobrażali sobie życia bez tego Bożego człowieka. Tak się działo w Gniewkowie. Tak się dzieje wszędzie tam, gdzie wierni przekonują się na własnej skórze, kim jest ksiądz – Jezusowy żniwiarz.
Inny dla reszty
„Powinien być to także Rok, w którym poznane będą okoliczności i warunki, w których żyją nasi kapłani.”
Kapłański świat jest dla wiernych prawdziwą tajemnicą. Odmienny styl życia, pozycja nauczyciela i stróża moralności, Chrystusowy mandat szafarza największych świętości wiary – wszystko to budzi ciekawość, ale także staje się pożywką dla stereotypów, przejaskrawień, mitów. Rodzi także niezrozumienie. Spośród pięciu księży świętujących pięćdziesięciolecie kapłaństwa w diecezji świdnickiej, dwóch jest już na emeryturze: ks. kanonik Stanisław Skowron i ks. kanonik Piotr Sowa. Pozostali: ks. kanonik Anatol Sahajdak oraz prałaci: ks. Stanisław Kościelny i ks. Jan Miłoś w tym roku kończą pełnienie urzędu proboszczowskiego. Ich parafianie mogli się już przekonać, jak dziwne jest kapłańskie życie. Z jednej strony zwyczajne aż do bólu. Bo ksiądz nie przestaje być człowiekiem. Wielkie sprzątanie plebani jest na to mocnym dowodem. Przeprowadzka jest jak sito, które oddziela ziarna od plew. Co po tylu latach życia i pracy warto wziąć ze sobą do nowego mieszkania? Kilka najbliższych sercu książek, sutanna (jedna zwykła, codzienna, czarna, druga uroczysta, z obszywkami w odpowiednim kolorze), kilka starych mebli, najcenniejsze pamiątki i tyle. Reszta okazuje się balastem, który nie powinien obciążać starości.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Choć ukraińska młodzież częściej uczestniczy w pogrzebach niż weselach swoich rówieśników...
Praktyka ta m.in skutecznie leczy głębokie zranienia wewnętrzne spowodowane grzechem aborcji.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).