Brat przy skrzyżowaniu

– Tu nigdy nie było słychać kroków Brata Alberta, przybył dopiero po śmierci – mówi s. Krzysztofa, albertynka. Pod ołtarzem leżą w trumience szczątki doczesne świętego. W gablotach i archiwum rzeczy, których dotykał.

Reklama

Człowiek w ciemności
– Z tym obrazem trzeba mieć bezpośredni kontakt. Siąść i patrzeć – mówi p. Joanna, szefowa chóru międzyzakonnego. – Artysta włożył w niego wszystko. W kościele, zamiast nadwerężonego oryginału, wisi kopia pędzla s. Lidii Pawełczak. (Oryginał siostry wynoszą na uroczystości). S. Katarzyna: – Spośród trzydziestu ta jest najwierniejsza. Bardzo trudno oddać kolory. Kiedyś przyjechała do nas projektantka mody, żeby podpatrzeć odcień czerwonej szaty Jezusa. Chciała zrobić kolekcję na pracę dyplomową właśnie w tym kolorze. Autorka kopii, podobnie jak Brat Albert, rzuciła Akademię Sztuk Pięknych i wstąpiła do ss. albertynek. Trafiła na czas przed beatyfikacją i kanonizacją. Prosili ją, żeby malowała kopie „Ecce Homo”. – To była moja formacja duchowa – wspomina. – Przedstawienie chwili, kiedy Piłat, wskazując Jezusa, mówi do tłumów „Oto Człowiek”, a Chrystus, który jawił mi się jako światło, stoi prawie w ciemności, ledwie Go widać. Ona też namalowała brata Alberta, który znajduje się w sanktuarium. Pozował jej postawny brat Aleksander, 30-letni albertyn, który niedługo potem zmarł. Potem podjęła się pracy nad obrazem kanonizacyjnym świętego. I podczas uroczystości w Rzymie, z dnia na dzień, prawie straciła wzrok.

– Brat Albert malował „Ecce Homo” we Lwowie, od 1879 do 1901. Długo na płótnie pozostawała sama twarz Chrystusa – opowiada s. Krzysztofa. – Kiedy kończył, ponaglany przez metropolitę Szeptyckiego, oskarżał się: „Obszedłem się z nim jak partacz ostatni”. Płaszcz Jezusa układa się w serce, charyzmat zakonu – symbol miłości. Po wojnie znaleziono płótno w złym stanie w Muzeum Sztuki Ukraińskiej. Po pięciu latach starań albertynkom udało się wymienić je na płótno twórcy ukraińskiego.

Masło i pas pokutny
– Nasze ubóstwo polega na tym, że w każdej chwili muszę być gotowa zostawić to, co mam, i przenieść się na inną placówkę – tłumaczy s. Krzysztofa, która już ponad 10 razy zmieniała miejsce pracy. – Zabieram walizkę, habit, nawet nie książki, bo jest wspólna biblioteka, i jadę uczyć się nowego. Brat Albert też miał niewiele rzeczy. Skromne, zużyte przetrwały i teraz mówią o nim. Można je oglądać w kościele dolnym i zakonnym archiwum, gdzie pracuje s. Krzysztofa. – Musiał mieć ponad 180 cm, wyróżniał się – opowiada. Świadczy też o tym zachowana proteza, wskazująca na rozmiar buta ponad czterdzieści. – Mimo niej tańczył i jeździł na łyżwach, a za studenckich czasów podkładał ją pod koła powozów, wymuszając zadośćuczynienie, które przeznaczał na zabawę – mówi Krzysztof Zanussi, reżyser filmu o świętym. Siostra Krzysztofa: – To świadectwo cierpienia i woli pokonania siebie. Musiał też pachnieć tytoniem. Zachowały się jego resztki i maszynka do robienia papierosów. S. Katarzyna: – Najpierw to było przyzwyczajenie, pod koniec palił, żeby przytłumić ból raka żołądka. Na raka zmarły też jego mama i bracia.
«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama