Zakonnicy od czerwonego krzyża

Czerwony krzyż na czarnym habicie, to ich znak rozpoznawczy. Św. Kamil chciał, żeby ten znak nadziei widzieli ci, nad którymi pochylają się zakonnicy. A na pytanie o niego, mogli odpowiedzieć: to krzyż koloru krwi Zbawiciela.

Reklama



To niewygodne duszpasterstwo


O. Wojciech Węglicki OSCam, proboszcz kamiliańskiej parafii w Tarnowskich Górach

My, kamilianie, musimy umieć i pomodlić się z chorym, i usłużyć mu. Każdy z nas potrafi zrobić zastrzyk czy udzielić podstawowej pomocy.

Towarzyszenie chorym, szczególnie terminalnie, to piękne wyrażenie, ale trudna sztuka. Kiedyś ludzie umierali w domach, spokojnie, otoczeni rodziną. Śmierć była czymś szlachetnym, pełnym majestatu, w pewnym sensie pięknym. Dziś często jest szybka, w huku i zgiełku świata. Na co dzień nie potrafimy ze sobą rozmawiać, być, a tym bardziej w tak trudnej sytuacji, jaką jest moment śmierci najbliższych. Żyjemy skupieni na sobie. Trwanie przy człowieku chorym to pokazanie mu, że nie jestem z nim tylko dlatego, że jestem księdzem, bo to mój „zawód”. Jestem ze względu na niego, on stanowi centrum. Trzeba kochać swoją pracę i umieć poświęcić dużo czasu osobie chorej. Czasem wysłuchać całego życia, jak pełnego filmu. Potrzeba też pokory. Nie można chorego zostawiać w złudnej nadziei, ale czasem umieć powiedzieć, że idzie do wieczności, do zbawienia. Że nie trzeba tego się bać. Pozostaje tylko pytanie: jak się to powie i kiedy.

Gdy towarzyszy się chorym, zawsze pojawia się problem, co to jest choroba. W człowieku, którego odwiedzam w szpitalu, chociaż nie jestem lekarzem, oprócz somatycznej dolegliwości, zauważam mnóstwo innych niedomagań - psychicznych, duchowych, społecznych. Św. Kamil to święty konieczny na dzisiejsze czasy, bo każdy z nas wcześniej czy później otrze się o cierpienie. Ten charyzmat, który Kamil wniósł do Kościoła, jest niezwykle ważny. Mówi człowiekowi o tym, że każdy z nas żyje w tajemnicy cierpienia, nawet jeśli jej dzisiaj nie dotyka. Nawet jeżeli dziś jestem młody, przystojny, otoczony ludźmi, to wcale nie znaczy, że jutro nie będę chory, opuszczony czy oszpecony. Od cierpiących możemy uczyć się cierpienia, bo ono nie musi być tragiczne. Wystarczy, jeśli człowiek zawierzy Bogu. Ja spotykam takich ludzi. Albo nawet jeśli zawierzy sobie, kiedy jest niewierzący.
Duszpasterstwo chorych to trudne, niewygodne, stresujące duszpasterstwo. Duszpasterstwo, w którym często w nocy, przy łóżku chorego dzieją się wielkie sprawy Boże.
«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama