Zakonnicy od czerwonego krzyża

publikacja 10.02.2004 10:38

Czerwony krzyż na czarnym habicie, to ich znak rozpoznawczy. Św. Kamil chciał, żeby ten znak nadziei widzieli ci, nad którymi pochylają się zakonnicy. A na pytanie o niego, mogli odpowiedzieć: to krzyż koloru krwi Zbawiciela.



To jedno z bardziej powszechnie znanych zgromadzeń, chociaż nie najliczniejsze. W Polsce pracuje tylko 74 kamilianów - ojców i braci.

Stowarzyszenie założone przez Włocha Kamila de Lellis, od 19 czerwca 1746 roku znanego jako św. Kamil - osób opiekujących się chorymi i umierającymi - zatwierdził papież Sykstus V. I zezwolił im na noszenie czerwonego krzyża na habicie. Papież sam doświadczył ich posługi w ostatnich latach życia. - Odczuł na sobie ten zakon - mówią kamilianie. Zakon Kleryków Regularnych Posługujących Chorym - tak brzmi nazwa zgromadzenia, zatwierdzonego piętnaście lat później przez papieża Grzegorza XIV. Było to w ostatnich latach XVI wieku.

W Polsce kamilianie pracują od wieku. Właśnie mija sto lat, odkąd zakonnicy z czerwonym krzyżem zamieszkali w Miechowicach koło Bytomia. Przyjechali tu z Niemiec, w większości mnisi pochodzenia polskiego. Tu, na Śląsku, powstały pierwsze polskie placówki kamiliańskie. W 1907 roku w Tarnowskich Górach, na ziemiach, które przekazał zakonowi hrabia Łazarz Henckel von Donnersmarck, dokładnie w 367 dni powstał wielki kompleks - kościół, klasztor i szpital. W Zakładzie św. Jana, bo taką nosił nazwę, leczono alkoholików, a przez pewien czas również osoby chore psychicznie. W 1928 roku w Zabrzu powstał kolejny kompleks leczniczy. Tam kamilianie opiekowali się osobami starszymi. Takie były początki.
Więcej na następnej stronie
Św. Kamil umocniony przez Ukrzyżowanego. Obraz z sanktuarium św. Kamila w Rzymie

Św. Kamil umocniony przez Ukrzyżowanego. Obraz z sanktuarium św. Kamila w Rzymie.


Służyć chorym z narażeniem życia


Dziś kamilianie prowadzą cztery Domy Pomocy Społecznej - w Zabrzu, Zbrosławicach i w Pilchowicach dla dzieci i młodzieży oraz Zakłady Opiekuńczo-Lecznicze w Zabrzu i w Hutkach koło Olkusza. Do trzech ślubów składanych przez zakonników, kamilianie dodają czwarty: służenia chorym z narażeniem życia. Dlatego byli jednymi z pierwszych w Polsce, którzy zajęli się osobami zarażonymi wirusem HIV. Dziś prowadzą trzy ośrodki readaptacyjno-lecznicze dla narkomanów i chorych na AIDS - w Otwocku, Piastowie i Konstancinie, których dyrektorem jest o. Arkadiusz Nowak. O nim i o ojcu Bogusławie Palecznym współbracia mówią: charyzmatycy, niemieszczący się w ramach. O. Paleczny prowadzi w Ursusie pensjonat „Łazarz” dla około stu bezdomnych. W pobliżu Dworca Centralnego w Warszawie otworzył bar charytatywny „Św. Marta”, w którym dwa razy dziennie wydawane są gorące posiłki. Istnieje też punkt pomocy medycznej „Św. Kamil”, gdzie mieszkający na dworcu mogą skorzystać z podstawowej pomocy medycznej.

W 1999 roku został zwrócony kamilianom szpital w Tarnowskich Górach, odebrany zakonowi w 1949 roku. Dziś Niepubliczny Zakład Opieki Zdrowotnej - Szpital św. Kamila ma trzy oddziały - dla przewlekle chorych, wewnętrzny i chirurgię plastyczną, kilka poradni oraz laboratorium. Dysponuje 87 miejscami. Dyrektorem szpitala jest o. Hubert Bieniek, pracuje w nim dwóch braci pielęgniarzy. Kamilianie dbają o to, żeby bracia kończyli dobre szkoły pielęgniarskie. W Polsce nie ma kamilianów lekarzy, tak jak w innych prowincjach.

Więcej na następnej stronie
W szpitalu w Tarnowskich Górach kamilianie pełnią posługę duszpasterską i pracują jako pielęgniarze

W szpitalu w Tarnowskich Górach kamilianie pełnią posługę duszpasterską i pracują jako pielęgniarze.


Kamiliańskie parafie


Parafia św. Jana Chrzciciela i św. Kamila w Tarnowskich Górach to jedna z czterech kamiliańskich parafii w Polsce. Oprócz niej istnieją jeszcze parafie w Zabrzu, Taciszowie i Białej koło Prudnika. Przy tarnogórskiej od 2000 roku działa Ośrodek Duszpasterstwa Chorych Miasta Tarnowskie Góry. 11 lutego, w dniu obchodzonym jako Światowy Dzień Chorego, w tutejszym kościele spotyka się 500-700 chorych i niepełnosprawnych.

- Duszpasterstwo w kamiliańskiej parafii zawsze prowadzone jest pod kątem chorych - mówi o. Wojciech Węglicki, proboszcz tarnogórskiej parafii. - Jest to trudne zadanie, bo ludzi chorych nie mamy w kościele. Trzeba dotrzeć do nich przez zdrowych. Między innymi polega ono również na uwrażliwianiu zdrowych na potrzeby chorych.

Dlatego do Bractwa Matki Bożej Uzdrowienia Chorych, które istnieje tu od 1996 roku, należą i zdrowi, i chorzy. W sumie 750 członków z całej Polski i z zagranicy - Niemiec, Australii, Kanady. Przynależność jest duchowa - członków każdego dnia „obowiązuje” dowolna modlitwa w intencji chorych.

W Domu Pomocy Społecznej Caritas Diecezji Gliwickiej w Wiśniczach prowadzonym przez kamilianów mieszka 80 osób starszych, schorowanych, wymagających opieki. Pokoje jednoosobowe i dwuosobowe segmenty dla małżeństw i rodzin. Jeden z pokoi zajmuje Aleksy z Petersburga. Młody chłopak po niefortunnym skoku do wody. Dziś porusza się na wózku, tutaj przechodzi rahabilitację. W jego pokoju stoi komputer do „rehabilitacji” rąk. W domu w Wiśniczach pracuje czterech kamilianów. Zajmują się opieką duchową, ale kiedy trzeba, służą też pomocą fizyczną.

Więcej na następnej stronie

- W tej pracy przede wszystkim trzeba mieć zrozumienie dla osób starszych, często schorowanych. I cierpliwość. Skąd ją brać? Codziennie, zanim przyjdziemy tu, do pracy, mamy już za sobą wspólne modlitwy, rozmyślania - wyjaśnia o. Zdzisław Szymański, od ośmiu lat dyrektor domu w Wiśniczach, który wcześniej prowadził dwie podobne placówki kamiliańskie w Zabrzu. - Czasem lekarstwem na dolegliwości osób, które tu mieszkają, jest to, że ktoś ich wysłucha. Moim zadaniem, jako dyrektora, jest stworzenie tu takich warunków, żeby mieszkańcy czuli się spokojnie, bezpiecznie.

Do nowicjatu u kamilianów nie zgłaszają się tłumy młodych ludzi. Około dziesięciu rocznie, z tego część odpada. Obecnie jest siedmiu kleryków, siedmiu nowicjuszy i trzech postulantów. Pracują w placówkach prowadzonych przez zakon.

Ksiądz na zawołanie


Przez ponad czterysta lat, od kiedy kamilianie opiekują się chorymi, bardzo zmieniła się rzeczywistość, w której pracują. Nowoczesny sprzęt rehabilitacyjny i pielęgnacyjny, do dyspozycji wielorakie środki czystości. Chociaż w ostateczności i tak przecież chodzi o dotykanie ran, przemywanie i siedzenie przy łóżku chorego.

- Na pewno wzrosła biurokracja, „wkładanie” chorych w komputer, w jednostki chorobowe - mówi o. Węglicki. - Czasy wymagają tego, żeby zmieniały się formy posługi chorym. Są doskonalsze, ksiądz jest na zawołanie. Najważniejsze w ostatnich latach stało się przerwanie stereotypu trójkąta chory-ksiądz-lekarz. A gdzie rodzina, która jest z chorym 24 godziny na dobę? Jej też trzeba pomóc. Często osoba chora daje nam, księżom, możliwość kontaktu duszpasterskiego z rodziną, ewangelizacji przez miłosierdzie.

Polska Prowincja Kamilianów ma swoje placówki za granicą. W Berlinie pracują w klinice i Domu Pomocy Społecznej, w Rzymie objęli opieką dwa domy, w Austrii prowadzą parafię. Istnieją też dwie misje. W Gruzji kamilianie służą w leprozorium i prowadzą dwie parafie. Na Madagaskarze w Fianarantsoa prowadzą szpital na 900 łóżek, a w środku buszu pracują w wiosce Ilena, w której mieszka 300 trędowatych.

Więcej na następnej stronie


To niewygodne duszpasterstwo


O. Wojciech Węglicki OSCam, proboszcz kamiliańskiej parafii w Tarnowskich Górach

My, kamilianie, musimy umieć i pomodlić się z chorym, i usłużyć mu. Każdy z nas potrafi zrobić zastrzyk czy udzielić podstawowej pomocy.

Towarzyszenie chorym, szczególnie terminalnie, to piękne wyrażenie, ale trudna sztuka. Kiedyś ludzie umierali w domach, spokojnie, otoczeni rodziną. Śmierć była czymś szlachetnym, pełnym majestatu, w pewnym sensie pięknym. Dziś często jest szybka, w huku i zgiełku świata. Na co dzień nie potrafimy ze sobą rozmawiać, być, a tym bardziej w tak trudnej sytuacji, jaką jest moment śmierci najbliższych. Żyjemy skupieni na sobie. Trwanie przy człowieku chorym to pokazanie mu, że nie jestem z nim tylko dlatego, że jestem księdzem, bo to mój „zawód”. Jestem ze względu na niego, on stanowi centrum. Trzeba kochać swoją pracę i umieć poświęcić dużo czasu osobie chorej. Czasem wysłuchać całego życia, jak pełnego filmu. Potrzeba też pokory. Nie można chorego zostawiać w złudnej nadziei, ale czasem umieć powiedzieć, że idzie do wieczności, do zbawienia. Że nie trzeba tego się bać. Pozostaje tylko pytanie: jak się to powie i kiedy.

Gdy towarzyszy się chorym, zawsze pojawia się problem, co to jest choroba. W człowieku, którego odwiedzam w szpitalu, chociaż nie jestem lekarzem, oprócz somatycznej dolegliwości, zauważam mnóstwo innych niedomagań - psychicznych, duchowych, społecznych. Św. Kamil to święty konieczny na dzisiejsze czasy, bo każdy z nas wcześniej czy później otrze się o cierpienie. Ten charyzmat, który Kamil wniósł do Kościoła, jest niezwykle ważny. Mówi człowiekowi o tym, że każdy z nas żyje w tajemnicy cierpienia, nawet jeśli jej dzisiaj nie dotyka. Nawet jeżeli dziś jestem młody, przystojny, otoczony ludźmi, to wcale nie znaczy, że jutro nie będę chory, opuszczony czy oszpecony. Od cierpiących możemy uczyć się cierpienia, bo ono nie musi być tragiczne. Wystarczy, jeśli człowiek zawierzy Bogu. Ja spotykam takich ludzi. Albo nawet jeśli zawierzy sobie, kiedy jest niewierzący.
Duszpasterstwo chorych to trudne, niewygodne, stresujące duszpasterstwo. Duszpasterstwo, w którym często w nocy, przy łóżku chorego dzieją się wielkie sprawy Boże.