Sukces

Nieważne ile zawodów wygrasz. Ważne, w jakich weźmiesz udział.

Trzy myśli przykuły dziś moją uwagę podczas południowej „internetówki” (bo nie prasówki ;)). Chyba ważne dla wszystkich, którym leży na sercu dobro Bożego królestwa. Wszystkie uzmysławiające, że w sprawach wiary sukces to niezupełnie to, co za sukces uznaje się w polityce, biznesie czy sporcie.

Pierwsza to myśl papieża Franciszka komentującego pierwszą z dziś czytanych podczas mszy ewangelicznych przypowieści. „Czasami historia ze swoimi wydarzeniami i protagonistami wydaje się zmierzać w kierunku przeciwnym planom Ojca Niebieskiego, który chce dla wszystkich swoich dzieci sprawiedliwości, braterstwa i pokoju” - mówił papież. „Ale jesteśmy powołani, aby przeżywać te okresy jako czas próby, nadziei i czujnego oczekiwania na żniwo”.

Przyznaję, że jeśli chodzi o żniwo rozkwitu sprawiedliwości, braterstwa i pokoju  tam, gdzie rozlało się morze krzywd - czy to wskutek wojen czy prześladowań religijnych - daleki jestem od łatwego optymizmu. Choć pewnie powinienem, bo przecież sam doświadczyłem, jak okropieństwa II wojny światowej zaowocowały dla mojego pokolenia niespotykanym wcześniej w historii czasem pokoju. W naszej części świata oczywiście. I zobaczyłem, jak to prześladowanie, które w dobie komunizmu znosili wierzący, z dnia na dzień zamieniło się w wybuch wolności. Zobaczyłem też jednak, jak szybko triumf wiary - tak to, co wydarzyło się w 89 roku wielu przedstawiało, choć to nie do końca była prawda - w konfrontacji z powszechnym dostatkiem i swobodami, a podsycany politycznymi przepychankami zamieniał się w powolny odwrót. Ludzi od Kościoła, od chrześcijańskich wartości. Dziś przecież mniej ludzi w Kościołach niż za komuny, prawda? Zaś parę lat temu wszyscy zobaczyliśmy, jak kruche są podstawy pokoju w naszej części świata; że wiele nie trzeba, by znów zapłonęła pożoga wojny. Widać z tymi żniwami, o których mówił Papież, jest trochę inaczej, niż bym oczekiwał: nie jest to czas wiecznych żniw, ale żniwa takie zwyczajne; takie po których znów trzeba zaorać, posiać i znów poczekać na nowe żniwa. I tak w koło...

Druga myśl? Też z papieża Franciszka. Tym razem z tej części jego wystąpienia, w której komentował drugą z czytanych dziś podczas mszy przypowieści. „Autentyczność misji Kościoła zależy nie od sukcesu lub satysfakcjonujących rezultatów, ale od pójścia naprzód z odwagą zaufania i pokorą powierzenia się Bogu”.

To po części odpowiedź na moje wcześniejsze wątpliwości. Pełne kościoły wypełnione w dużej mierze tymi, którzy nie mają nic innego do roboty, albo takimi którzy „są przeciw” - jak za komuny - to niekoniecznie sukces. Jest nim rzesza tych, którzy są chrześcijanami autentycznymi, chrześcijanami z wyboru. Może czasem upadającymi, ale zasadniczo wiernie podejmującymi wyzwanie Ewangelii. Ilu takich jest? Czy ja sam mógłbym się do ich grona zaliczyć? Nie potrafię jednoznacznie odpowiedzieć. Dowiemy w dniu, w którym rozpoczną się owe wieczne żniwa, w dniu sądu ostatecznego.

Trzecia myśl, to wypowiedź prałata Pawła Ptasznika dotycząca kapłaństwa. „Każdy kapłan, aby w pełni odpowiedział Chrystusowi na Jego zawołanie musi pozwolić działać Synowi Bożemu na sto procent. Inaczej będzie to ogromne nieszczęście. Dzieje się tak, kiedy duchowny stawia na siebie, stawia na władzę nad innymi ludźmi, rozbudowuje własne ego, zamiast być alter Christus - drugim Chrystusem” - mówił ks. Ptasznik podczas spotkania „Jezus na lodowisku”. Trudno nie zauważyć, że i ta postawa do sukcesu w kategoriach ludzkich nie prowadzi.

Byłem wczoraj na uroczystości 50-lecia kapłaństwa naszego stałego felietonisty, ks. Tomasza Horaka. Tak jak wspomina czasem w komentarzach: parafia niewielka, z dala od wielkich centrów. Młodych mało, bo powyjeżdżali za pracą. Czy odniósł sukces? Jeśli mierzyć go miarą awansu w kapłańskiej hierarchii - absolutnie nie. Nie zmienia tego fakt, że od paru lat pisuje na Wiara.pl, bo to wcale nie jakaś wielka nobilitacja. Ale... Chyba w życiu nie widziałem, by parafianie tak żywo reagowali na każde słowo swojego proboszcza. I tak szczerze, z tak ogromną sympatią się do niego odnosili. Ile razy sprowadził dla nich Boga na ziemię w Eucharystii? Ilu ochrzcił, ilu w imieniu Pana Boga przebaczył grzechy? Nie wiem. Myślę, że jego sukces zobaczymy dopiero w dzień sądu. Kiedy okaże się, jak wielu ludzi osiągnęło niebo tylko dlatego, że spotkało na swojej drodze takiego kapłana....

Sukces... Nasz Mistrz, Jezus, mówił kiedyś, że nie ma sensu gromadzić sobie skarbów na ziemi, że ważne są tylko te, które człowiek zgromadzi w niebie. Myślę, że dziś mógłby to powiedzieć nieco inaczej: nieważne, jak wiele medali wręczą ci za sukcesy w tym życiu ale to, czy będzie miał za co nagrodzić cię sam Bóg. Warto o tym pamiętać. Zwłaszcza wtedy, gdy mówimy o sukcesie Kościoła, w Kościele i Bożego królestwa.

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
25 26 27 28 29 1 2
3 4 5 6 7 8 9
10 11 12 13 14 15 16
17 18 19 20 21 22 23
24 25 26 27 28 29 30
31 1 2 3 4 5 6