Na Bliskim Wschodzie panuje atmosfera „surrealistycznego spokoju”, któremu towarzyszy klimat „zawieszenia”, bo panuje przekonanie, że „coś się zbliża”, ale nikt nie może powiedzieć „co, kiedy, jak i gdzie”.
W ten sposób Kustosz Ziemi Świętej opisuje sytuację w regionie, w którym wichry wojny wieją coraz groźniej. W tej dramatycznej sytuacji prosi o modlitwę wstawienniczą za Bliski Wschód za przyczyną Matki Bożej Wniebowziętej. W rozmowie z misyjną agencją AsiaNews ojciec Francesco Patton podkreśla, że dziesięć miesięcy po rozpoczęciu izraelskiej wojny w Strefie Gazy, w odpowiedzi na atak Hamasu, sytuacja jest coraz bardziej spolaryzowana, a izraelskie społeczeństwo obywatelskie nie jest w stanie sprzeciwić się działaniom radykalnych środowisk żydowskich, którzy legitymizują użycie siły i głodu jako broni wojennej przeciwko Palestyńczykom.
AsiaNews: Jaka wygląda obecnie sytuacja w Ziemi Świętej?
O. Francesco Patton: Sytuacja jest surrealistycznie spokojna. Wszyscy czekają ze strachem z jednej strony a nadzieją z drugiej, że burza szybko minie i wyrządzi niewielkie szkody, nawet jeśli ludzie pozostają zamknięci w swoich domach i istnieje wrażenie zawieszenia. Wiemy, że coś się zbliża, ale nikt nie wie, kiedy, nikt nie wie jak i gdzie.
Czyli jest inny klimat niż ten, który poprzedził irański atak z kwietnia?
Tak, istnieje poczucie, że jest to coś innego, ale nikt nie wie, jak bardzo. Na przykład nie wiadomo, czy atak będzie bardziej czy mniej intensywny, na ile inny niż ten z 13 kwietnia. Z tego, co mówią mi starsi bracia, którzy są w Ziemi Świętej od lat 90., aby spojrzeć na obecną sytuację z odpowiedniej perspektywy, trzeba cofnąć się do czasów wojny w Zatoce Perskiej, kiedy istniało zagrożenie bombardowaniami bronią chemiczną z Iraku: bracia musieli gromadzić się w refektarzu, uszczelniać okna, mieć zawsze gotowe maski przeciwgazowe, sytuacja jeszcze bardziej paradoksalna niż ta dzisiejsza.
Wojna w Strefie Gazy trwa już dziesiąty miesiąc: czy szanse na pokój lub rozejm są coraz mniejsze?
Powiedziałbym, że tak. Nawiązując do wypowiedzi bardziej autorytatywnych osób, takich jak prezydent USA Joe Biden, nie widzę chęci ani do rozejmu, ani do pokoju, ani do prawdziwego ratowania zakładników. W ciągu tych 10 miesięcy nie widziałem tego w działaniach wojskowych, a wrażenie jest takie, że żadna ze stron nie ma ochoty na rozejm. A tym, który nie chce go najbardziej, jest w tej chwili rząd Izraela.
W tym świetle słowa izraelskiego ministra finansów Bezalela Yoela Smotricha, usprawiedliwiające użycie głodu jako broni wojennej wobec dwóch milionów Palestyńczyków w Gazie brzmią straszliwie…
Słowa te pokazują, jaka jest polityczna wizja skrajnie religijnej i nacjonalistycznej izraelskiej prawicy. Do tego dochodzi impas związany ze zbliżającymi się wyborami w Stanach Zjednoczonych, które mogą jednak przynieść niespodzianki zarówno w przypadku zwycięstwa Donalda Trumpa, jak i poparcia Kamali Harris, ponieważ nie sądzę, aby którykolwiek z nich przyzwoliło na kontynuowanie dotychczasowych działań.
Czy obecny skład izraelskiego rządu, jego orientacja na skrajną prawicę odzwierciedla poglądy społeczeństwa, czy też go nie reprezentuje?
Z mojego punktu widzenia społeczeństwo jest podzielone na dwie połowy: rządy prawicowe przetrwały zaledwie dzięki kilku głosom, nie jest to większość, która zdecydowanie wygrała wybory [w systemie jednoizbowym z reprezentacją proporcjonalną]. W ostatnich latach nastąpiło przesunięcie na prawo, ale nie jest to po prostu prawica polityczna, ale raczej prawica polityczno-religijna, w której wzrosła waga formacji, której podstawową ideologią jest mieszanka nacjonalizmu i mesjanizmu, fundamentalizmu religijnego. Dryf ten nasilił się w 2018 r. wraz z przyjęciem „Basic Law”, zasadniczego prawa państwa, zgodnie z którym Izrael jest „Jewish State”, czyli państwem nieżydowskim, ale judaistycznym, z konotacją nie tylko etniczną, ale i etniczno-religijną. Sprzyjało to wejściu do rządu takich ludzi jak Itamar Ben-Gvir i Bezalel Smotrich, dalszemu przyspieszeniu kolonizacji i prowokacjom religijnej prawicy
Radykalizacja ta doprowadziła do rosnącej liczby ataków na Zachodnim Brzegu, wzrostu liczby osiedli żydowskich i przemocy wobec samych chrześcijan...
Te formy nasiliły się w ostatnich latach proporcjonalnie do wzrostu fundamentalizmu religijnego i nacjonalistycznego w społeczeństwie żydowskim. Należy jednak powiedzieć, że w społeczeństwie izraelskim wzrosła również reakcja na to wszystko, ponieważ przez ostatnie dwa lata w każdą sobotę odbywały się demonstracje, najpierw przeciwko podporządkowaniu Sądu Najwyższego i sądownictwa władzy wykonawczej, a następnie w celu uwolnienia zakładników. Izraelskie społeczeństwo obywatelskie, które w 50 procentach jest świeckie, nie jest bierne ani uśpione, ale nie może osiągnąć takiej zmiany, jakiej by chciało i przełożyć tego na siłę polityczną.
Na ile niepokojący jest front północny, z rozszerzeniem „wojny totalnej” również na Liban?
Od samego początku był to powód do niepokoju. Od 7 października 2023 roku mówi się, że jeśli wojna nie zakończy się szybko, to istnieje ryzyko jej stopniowego rozszerzania, a pierwszym elementem jest właśnie front północny. Jednak większość ludzi w Libanie nie chce wojny, nie są po stronie Hezbollahu i przypuszczam, że większość szyitów też jej nie chce. Tylko jedna część dąży do konfliktu lub prowokacji.
Jaką wartość na płonącym Bliskim Wschodzie mają słowa papieża Franciszka nalegającego na dialog i pokój?
Z pewnością słowa papieża są bardzo jasne, ale niestety niesłyszane, a czasem nawet wyśmiewane, jakby był pobożną osobą zmuszoną do mówienia tych rzeczy. W rzeczywistości jest dokładnie odwrotnie, to wiedza o tym, do czego prowadzi wojna, determinuje jego wypowiedzi. W ostatnich latach im bardziej oddalaliśmy się od zakończenia II wojny światowej, tym bardziej zapominaliśmy, co oznaczały globalne konflikty, byliśmy świadkami utraty pamięci o tym horrorze, nawet wśród samych przywódców, którzy uważają, że wojna może być rozwiązaniem. Kiedy byłem dzieckiem, czytałem między innymi „Dziennik Anny Frank”, aby pamiętać o holokauście i Shoah, oraz „Wielkie słońce Hiroszimy”, relację o zagładzie nuklearnej, której 79. rocznica właśnie minęła. Człowiek jest zwierzęciem o krótkiej pamięci.
Jak ma się społeczność chrześcijańska? Nie tylko w Strefie Gazy, ale w całej Ziemi Świętej z jej nierozwiązanymi problemami dotyczącymi m.in. posiadania ziemi?
Jest to fundamentalna kwestia: na Bliskim Wschodzie, w Ziemi Świętej, ci, którzy nie mają własności, czy to ziemi, czy domów, nie przetrwają. To, co w Europie postrzegane jest jako przepychanki ekonomiczne, w rzeczywistości jest walką o przetrwanie. Wspólnota chrześcijańska lub Kościoły, które nie posiadają własności, nie są w stanie chronić swojej społeczności i jej członków. Na tym polega różnica między Bliskim Wschodem a Europą: w Europie im mniej własności posiada Kościół, tym bardziej jest wolny; inaczej jest na Bliskim Wschodzie, gdzie jest odwrotnie, ponieważ bez własności chrześcijanie muszą emigrować, aby znaleźć miejsce do życia. Nie jest to zrozumiałe na Zachodzie, który stosuje swoje własne kategorie do reszty świata, mimo że stanowi obecnie mniej niż 10 proc. populacji. Społeczność chrześcijańska bardzo cierpi na wszystkich terytoriach: w Gazie wszyscy czekają na koniec wojny, aby zobaczyć, kto pozostał przy życiu. Na Zachodnim Brzegu, w Betlejem, ludzie nie pracują od 10 miesięcy, ponieważ gospodarka opiera się na pielgrzymach. Szkoły również znajdują się w krytycznej sytuacji, od Jerycha po Betlejem i Jerozolimę, ponieważ rodziny nie są już w stanie płacić czesnego i panuje ogólne zubożenie, które prowadzi do ich upokorzenia. Stąd silna pokusa emigracji, nawet wśród samych chrześcijan z Galilei, którzy są najbogatsi, na Cypr lub do Grecji.
Jakie są elementy „chrześcijańskiej nadziei" w tym obrazie o tak ponurych barwach?
Dla chrześcijaństwa, dopóki pozostaje 12 osób, zawsze istnieje możliwość nowego początku. Ale nadzieja ma wartość tylko wtedy, gdy nadamy jej wymiar teologiczny, który wynika z zaufania Chrystusowi, który umarł i zmartwychwstał. Potrzeba wielkiej wiary, aby pozostać w sytuacjach, które przypominają wyłącznie Wielki Piątek, aby wierzyć, że nadejdzie niedziela Zmartwychwstania.
Na koniec apel…
Aby świat, aby Europa nie zapomniała o Bliskim Wschodzie zarówno w wymiarze duchowym, pamiętając o nim w modlitwie, jak i w wymiarze konkretnym, aby uczyniono wszystko, co możliwe, począwszy od zaangażowania polityki i dyplomacji, aby zakończyć tę wojnę. Potrzebne jest rozwiązanie polityczne i dyplomatyczne, a następnie świat gospodarki wniesie swój wkład w odbudowę, by zacząć od nowa.
mela
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
W ramach kampanii w dniach 18-24 listopada br. zaplanowano ok. 300 wydarzeń.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.