Zadziwiające jak często człowiek nie próbując niczego sprawdzić wierzy w to, co chce wierzyć. Wiara religijna miewa znacznie mocniejsze podstawy.
Z wielkim zainteresowaniem przeczytałem w ostatnim Gościu Niedzielnym artykuł pióra (a może raczej powinno się pisać „klawiatury”?) Tomasz Rożka dotyczący raportu NIK o zagrożeniu zakażeniem w szpitalach. Tak, faktycznie, jak napisał autor, można od tego dostać bólu głowy. Musi boleć, jak się w tej głowie nie mieści. Niby wszystko wiadomo: wiadomo jakie jest zagrożenie, wiadomo co trzeba robić. I się tego nie robi. Licząc, że jakoś to będzie. Typowe dla naszego sposobu podchodzenia do problemów.
Przyznam, że niespecjalnie się tym jednak przejąłem. Jakoś to będzie – mówię sobie – krzepiąc się przy tym myślą, że wszystko w rękach Bożych, a na coś przecież kiedyś umrzeć trzeba. Zastanawiam się jednak dlaczego po takim potwierdzonym kontrolą NIK odkryciu mam wierzyć, że to niechlubny wyjątek i że w innych sprawach medyczne procedury są sumiennie przestrzegane?
Myślę konkretnie o mocno dzielącej społeczeństwo kwestii szczepień. Szczepień dzieci. Nie jestem ich zdecydowanym przeciwnikiem. Wcale nie uważam, że przynoszą one więcej szkody niż pożytku. Bardzo smuci mnie jednak to, jak traktowani są przez „proszczepionkowców” rodzice, lekarze czy naukowcy, którzy zgłaszają w tej kwestii różne zastrzeżenia.
Moim zdaniem naiwnością jest wierzyć, że polska służba zdrowia, w tak wielu innych dziedzinach kulejąca, w tej jednej nie ma sobie nic do zarzucenia. Dlaczego tych, którzy próbują mówić o problemie wyzywa się od oszołomów, a w najlepszym razie ignoruje? Wiem o czym mówię. Ilekroć sam zabierałem w tej sprawie głos tylko i wyłącznie dzieląc się wątpliwościami byłem traktowany albo jak kompletny nieuk albo jak groźny wariat. Ale byli i tacy, którzy choć sami z obawy przed tymi działaniami głosu w dyskusji nie zabrali, po cichu mi dziękowali.
Pewnie większość Czytelników nie wie, bo przecież mainstream ciemnogrodu nie nagłaśnia, ale zwolennicy dobrowolności szczepień zaczęli zbierać podpisy pod projektem zmian w tej sprawie. 2 czerwca przeszedł w Warszawie całkiem spory marsz zwolenników tych zmian, ale w przeciwieństwie do wielu innych, znacznie mniej licznych protestów, tego oczywiście w mediach nie zauważono. Ich postulaty... hm... Nie wydają mi się być daleko idącymi.
Co proponują? Ano po pierwsze wprowadzenie dobrowolności szczepień. Podobnie jak jest w wieku krajach Unii. Wyjątkiem byłyby sytuacje, gdy kompetentny urząd w sytuacji wielkiego zagrożenia epidemią wprowadziłby obowiązek szczepień. Z doświadczenia wiem, że ten pomysł, choć dość rozsądny, z całą pewnością wzbudzi wielkie kontrowersje. Reszta postulatów już wcale jednak kontrowersyjna nie jest. To konieczność przeprowadzenia przed szczepieniem dokładnego wywiadu lekarskiego i pisemna informacja o ryzyku przed szczepieniem. Wiadomo, chore dzieci nie powinni być szczepione, ale żeby stwierdzić, że dziecko nie jest zdrowe trzeba jakoś to zbadać, a nie bazować na ogólnej deklaracji rodziców. Dalej, to dokładny wywiad po szczepieniu, który pozwoliłby wychwycić niepożądane odczyny poszczepienne. Jakieś przeciwwskazania? Lepiej przecież znać prawdę, niż się łudzić, nie tak?
Kolejny postulat to możliwość zgłaszania owych niepożądanych odczynów poszczepiennych przez samych rodziców oraz sądowy nadzór nad ich rejestrem. To też chyba dobry pomysł. Chyba nikt, także zwolennicy obowiązkowych szczepień, nie będą twierdzili, że zdobycie dokładniejszej wiedzy na temat skali tego zjawiska nie jest potrzebne. No i na koniec drobnostka: możliwość konsultacji publicznych zmian kalendarza szczepień.
Pod jednym z artykułów zamieszczonych w naszym portalu, a dotyczącym szczepień jedna z czytelniczek napisała kiedyś: „Polscy rodzice nie są za zniesienie szczepień, ale za ucywilizowaniem procesów podawania szczepionek. Walczą o to, by w tym procesie podmiotem było dziecko i jego opiekun, a nie interes firm farmaceutycznych”. Moim zdaniem taka postawa zasługuje na zrozumienie i szacunek, a nie epitety o nieuctwie i grożenie wykluczeniem, banicją albo i śmiercią za stwarzaniu zagrożenia epidemiologicznego.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).