Po łaski do o. Stanisława

To będzie najmniejsze sanktuarium w archidiecezji warszawskiej, a może i w Polsce. W maleńkim Wieczerniku na Mariankach, u grobu potężnego orędownika, bezdzietne małżeństwa wypraszają dzieci, chorzy – uzdrowienie, uzależnieni – uwolnienie, rodziny – zgodę, pokój, dobrą pracę...

Biały, kamienny grobowiec św. o. Stanisława Papczyńskiego w Górze Kalwarii z powodu podmokłego gruntu mocno się przechylił. W zapadniętym grobie swojego założyciela księża marianie widzą odbicie losów zgromadzenia, które wielokrotnie zdawało się chylić ku upadkowi i w którego historię są wpisane nieustanne straty. A mimo to się rozwija. Może właśnie dlatego, że za życia o. Stanisław Papczyński miał „ciągle pod górkę”, że wierzył „na przekór i pomimo”, teraz tak wiele łask wyprasza tym, którym jest szczególnie trudno.

Do niewielkiego otworu w grobowcu, przez który można dotknąć trumny, ręce wkładają rodzice modlący się o zdrowie swoich dzieci – także tych nienarodzonych, uczniowie i studenci mający problemy z nauką, chorzy, cierpiący na depresję, rodzice, dziadkowie, których dzieci lub wnuki pogubiły się w życiu. A o. Papczyński słucha i... działa. Pęcznieją księgi łask i próśb, z całego świata napływają świadectwa, księża egzorcyści proszą o relikwie świętego, który w wypędzaniu złego ducha jest ponoć tak samo pomocny jak św. o Pio. Od 18 maja kościół Wieczerzy Pańskiej na Mariankach będzie sanktuarium św. o. Papczyńskiego. Dwa dni później kard. Kazimierz Nycz odczyta stosowny dekret podczas uroczystej Eucharystii o godz. 12, oficjalnie potwierdzając to, czego od dawna doświadczają ludzie modlący się przy grobie świętego.

Wyprasza wskrzeszenia i uzdrowienia

– Jestem w Górze Kalwarii od ośmiu miesięcy i w tym czasie ochrzciłem już sześcioro dzieci, które poczęły się lub urodziły zdrowe dzięki modlitwie do św. o. Stanisława. Wydawało mi się, że znam życie naszego założyciela, ale tutaj odkrywam go na nowo – mówi ks. Jan Rokosz MIC, kustosz relikwii i rektor kościoła na Mariankach. Święty marianin w przedziwny sposób przypomniał o sobie 300 lat po swojej śmierci, w czasach, kiedy kwestionowane jest życie maleńkiego człowieka w łonie matki, gdy toczy się walka o „prawo do aborcji”. Dał się poznać jako szczególny patron dzieci nienarodzonych i małżeństw starających się o potomstwo. To sam święty pokazał, że te problemy są mu szczególnie bliskie, że dla najmniejszych, bezbronnych chce wypraszać największe cuda. W uroczystej beatyfikacji w 2007 r. w Licheniu uczestniczył wówczas 6-letni chłopczyk z Ełku, który dzięki wstawiennictwu o. Papczyńskiego został wskrzeszony w łonie matki. Mimo problemów w życiu płodowym, chłopiec jest zupełnie zdrowy.

Drugi cud, który posłużył do kanonizacji, zdarzył się w tej samej parafii w Ełku. Modlitwy zanoszone do o. Stanisława wyprosiły nagłe uzdrowienie 20-letniej kobiety, narzeczonej planującej ślub, która z powodu choroby płuc leżała w szpitalu w stanie agonalnym. Na kanonizację na pl. św. Piotra w 2016 r. przyjechała już z mężem i dwójką dzieci.

Renata, matka czworga dzieci, napisała do księży marianów, że wstawiennictwu o. Papczyńskiego zawdzięcza życie swoje i synów bliźniaków. Do niego modliła się podczas zagrożonej ciąży, komplikacji i nagłego porodu. Kiedy pokazano jej dwa zdrowe noworodki, ordynator nie krył zaskoczenia: „To cud Boży”. A ona wiedziała, komu podziękować. Zakonnik zaopiekował się też Aileen i Ericazem, bezdzietnym małżeństwem z Filipin. Leczyli się przez 8 lat, ale lekarze nie robili im większych nadziei. I wtedy niespodziewanie kobieta zaszła w ciążę. Pech chciał, że stało się to po przyjęciu leków, które mogły spowodować ciężkie wady płodu. Lekarze namawiali do aborcji, wskazywali placówki, gdzie można było jej dokonać. Rozbita i płacząca matka dostała od spowiednika Nowennę do o. Papczyńskiego i obietnicę, że za jej dziecko będzie się modlił cały klasztor marianów. Zaufała Bogu. „To był dla nas cud, drogocenny dar błogosławieństwo” – napisali rodzice, gdy urodził się im zdrowy syn.

Do zgromadzenia spływa też wiele świadectw osób uzdrowionych z ciężkich chorób lub w cudowny sposób uratowanych z wypadków. Krzysztof Rossmann w podzięce za uzdrowienie w 1997 r. córki i jego z choroby nowotworowej przywiózł na Marianki Złoty Krzyż Zasługi, który otrzymał za pracę w opiece społecznej. O szczególnych łaskach doniosła też Wiesława, mama 16-letniego Mateusza z głębokim porażeniem mózgowym, który nie mówił, nie siedział, miał ataki padaczki i był cewnikowany. Zmęczona ciężarem samotnej opieki, powierzyła siebie i syna o. Papczyńskiemu, Wtedy stan chłopca stopniowo się poprawiał: nerki zaczęły pracować, ataki padaczki były rzadsze, on sam zaczął podnosić się i – co dla Wiesławy jest cudem największym – po raz pierwszy wypowiedział słowo: „mama”.

Do o. Papczyńskiego za życia przychodziły tłumy z prośbą o modlitwę. Marianin miał w zwyczaju każdego błogosławić, mówiąc: „Krzyż i imię Jezusa Chrystusa niech będzie uzdrowieniem dla twojej duszy i ciała”. Wielu właśnie wtedy otrzymywało szczególne łaski. – W każdą sobotę południowa Msza św. w kościele kończy się błogosławieństwem relikwiami św. o. Papczyńskiego. Wypowiadając przy tym jego słowa, wierzymy że on sam wstawia się do Boga za tymi osobami – podkreśla kustosz z Marianek. W przyszłym sanktuarium świętego w drugą sobotę miesiąca będzie modlitwa o uzdrowienie i dar potomstwa. W trzecią sobotę o godz. 17 będzie odprawiana Msza św. ze specjalnym błogosławieństwem małżeństw oczekujących narodzin dziecka.

Specjalista od depresji

– Znamienne, że modlący się przy grobie na Mariankach odzyskują pokój serca i radość życia. Zaczynają dostrzegać wolę Bożą w trudnych doświadczeniach, tak jak robił to o. Stanisław. Porażki, trudne doświadczenia z czasem okazywały się dla niego i młodego zgromadzenia wielkim błogosławieństwem – mówi ks. Jan Rokosz MIC.

Kto jak kto, ale o. Papczyński o pokonywaniu trudności wie najwięcej. Jak podają biografowie, jeszcze w łonie matki został cudowanie ocalony z fal Dunajca, potem był uzdrowiony ze śmiertelnej choroby, ratowany z odmętów rzek i napaści wrogich wojsk. W dzieciństwie miał olbrzymie problemy z nauką i dopiero ponoć interwencja Matki Bożej sprawiła, że w jedną noc opanował cały alfabet. Co więcej, potem okazał się świetnym mówcą, nauczycielem w kolegiach w Warszawie i Rzeszowie, autorem panegiryków i książek o życiu duchowym, uznanym przewodnikiem duchowym, spowiednikiem, m.in. nuncjusza apostolskiego Antoniego Pignatelliego (późniejszego papieża Innocentego XII) oraz króla Jana III Sobieskiego.

Najpierw chciał zostać pijarem, jednak współbraciom nie spodobało się jego nawoływanie do ubóstwa i większej zakonnej dyscypliny, więc wtrącili młodego zakonnika do domowego karceru. Jak przyznaje w swoich pismach, to był dla niego czas totalnego ogołocenia, który jednak przyniósł owoce. Opuścił pijarów i w Puszczy Korabiewskiej (obecnie Mariańskiej) w małej wspólnocie eremitów założył zgromadzenie, które w charyzmacie miało szerzenie kultu Niepokalanego Poczęcia NMP (200 lat przed ogłoszeniem tego w formie dogmatu), modlitwę za zmarłych i pomoc księżom diecezjalnym. Ale zaczęło się od... zupełnej klapy. Okazało się, że pustelnicy to dawni żołnierze, którzy korzystali z życia i nie w głowie im były asceza, pokuta i ubóstwo. Buntowali się przeciwko twardym zakonnym regułom, jakie wprowadził marianin, pobili go, aż w końcu od niego uciekli.

Zrezygnowany o. Stanisław chciał już nawet wrócić do pijarów. Wtedy z leśnej głuszy zaczęły dochodzić wieści o wyproszonych przez niego cudach i uzdrowieniach. Wkrótce do eremickich chatek wprowadzili się nowi kandydaci do zakonu, a w 1677 r. wspólnota była już tak liczna, że część braci przeniosła się do „Wieczernika Pańskiego” w Nowej Jerozolimie, obecnej Górze Kalwarii.

I tym razem początki nie były łatwe. Ojcowie łapali za siekiery, karczowali las, osuszali bagna. Ale najtrudniej było im znieść niechęć sąsiadów. Miejscowi ludzie domagali się rozwiązania ich wspólnoty, procesowali się z nimi o ziemie, a nawet ich pobili. Zdesperowany, 60-letni wówczas założyciel wybrał się piechotą do Rzymu, żeby regułę nowego zgromadzenia zatwierdził sam papież. Z powodu ciężkiej choroby musiał jednak zawrócić z drogi. Ojciec Papczyński złożył śluby w zatwierdzonym przez Ojca Świętego zgromadzeniu dopiero trzy miesiące przed śmiercią, 6 czerwca 1701 roku.

Najlepszy mieszkaniec Góry Kalwarii

W tle olbrzymiego relikwiarza w Muzeum św. o. Papczyńskiego w domu zakonnym na Mariankach wiszą zdjęcia z 18 krajów świata, gdzie posługuje zgromadzenie, liczące teraz pół tysiąca marianów. Nie tylko tam rozwija się kult świętego założyciela. Jego relikwie pojechały już m.in. do Brazylii, Australii, Ghany, Kamerunu, Kazachstanu i Chin. Świadectwa o łaskach napływają z całego świata. Z wdzięczności dla niezwykłego kapłana władze Góry Kalwarii zaproponowały, żeby został patronem ich miasta. Ich decyzję musi teraz zaakceptować Watykan.

«« | « | 1 | » | »»

TAGI| KOŚCIÓŁ

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
31 1 2 3 4 5 6
7 8 9 10 11 12 13
14 15 16 17 18 19 20
21 22 23 24 25 26 27
28 29 30 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11