Zapach Wielkanocy

W domu państwa Nowaczyńskich święta Zmartwychwstania Pańskiego to zarówno czas refleksji, jak i pielęgnowania rodzinnych tradycji.

Reklama

Do zrozumienia głębi wydarzeń paschalnych musieli dorosnąć. We wspomnieniach z dzieciństwa Wielkanoc to zapach kadzidła w kościele, malowane jajka i długa liturgia. – Jako mały chłopak chodziłem z rodzicami do kościoła powizytkowskiego. To z nim wiążą się pierwsze wspomnienia. Jako dziecko nie rozumiałem głębi tego, co się dzieje, ale fascynował mnie dźwięk kołatek używanych przez ministrantów zamiast tradycyjnych dzwonków i dym kadzidła, który w moich wspomnieniach był wówczas wyjątkowo gęsty i pachnący. Roznosił się na cały kościół za procesją, w której Najświętszy Sakrament przenoszono do miejsca, gdzie był urządzony grób. To sprawiało, że czułem, że dzieje się coś niesamowitego, innego niż na co dzień – opowiada Paweł.

Kraszanki i sałatka

Kiedy Ola wraca pamięcią do Wielkanocy ze swego dzieciństwa, przed oczami stają jej sceny ze spotkań z najbliższymi i rodzinne malowanie jajek. – Tak fachowo to chyba nazywało się to kraszanki. Mama gotowała je w cebuli na mocny brązowy kolor, a potem zasiadaliśmy całą rodziną i skrobaliśmy różne wzorki i napis „Alleluja!”. Najładniejsze wkładaliśmy do koszyka ze święconką, którą w sobotni poranek zanosiliśmy do kościoła, by ksiądz ją poświęcił. Dla mnie, jako dziewczynki, zbliżające się święta kojarzyły się z porządkami, a ich bliskość wyznaczał dzień krojenia sałatki, która była stałym elementem wielkanocnego śniadania. Oczywiście składaliśmy sobie życzenia i wspólnie modliliśmy się – opowiada Ola.

Wyjątkowość wiązała się też z obecnością w kościele. – Od Wielkiego Czwartku do niedzielnego poranka spędzaliśmy w kościele wiele czasu. Liturgia była inna niż w pozostałe dni. Jako małe dzieci czasem zasypialiśmy na kolanach mam, ale nie było mowy, by zostać w domu – wspominają zgodnie małżonkowie. Zanim następowało uroczyste, jedyne takie w roku śniadanie, obowiązkowa była Rezurekcja.

Radość o poranku

– Udział w Rezurekcji wiązał się dla mnie z sypaniem kwiatów. To było wyzwanie, bo skąd wziąć o tej porze roku płatki kwiatów? Dlatego dużo wcześniej korzystałam z każdej okazji, by rezerwować sobie kwiaty, gdy ktoś przynosił je do domu lub gdy szliśmy gdzieś w gości i stały tam bukiety. Potem je suszyłam. Nie było tego dużo, ale sypanie kwiatów na procesji to był wielki przywilej i nie mógł mnie ominąć. Dla młodej damy, jaką się wtedy czułam, najgorzej było, gdy święta wypadały wczesną wiosną i było zimno. Mama kazała wkładać ciepłe spodnie, a ja chciałam elegancką sukienkę. Mamy nie dało się jednak przekonać, co wywoływało łzy – śmieje się Ola.

Wraz z wiekiem święta nabierały głębszego sensu. – Zaczynałem rozumieć to wszystko, co się wydarza, jakie znaczenie dla mnie, człowieka wierzącego, ma fakt, że Jezus umarł za mnie na krzyżu i zmartwychwstał. W pełni jednak dotarło to chyba do mnie, gdy byłem już dorosłym mężczyzną – przyznaje Paweł. Podobne doświadczenia ma Ola. – Śpiewałam w scholi w mojej parafii u kapucynów i to doświadczenie jako pierwsze pokazało mi znaczenie tych świąt – mówi.

Podaj dalej

Kiedy pobrali się, połączyli rodzinne tradycje. – Nie było z tym problemu, bo w obu rodzinach święta przeżywane były podobnie. Ich centrum stanowiły liturgia i rodzinne świętowanie. Do dziś jest to dla nas czas spotkania z bliskimi, okazja do rozmów o sprawach ważnych i wielka radość. Gdy nasi synowie byli mali, zadawali wiele pytań dotyczących tego, dlaczego tak świętujemy, po co chodzimy do kościoła tyle dni pod rząd, co znaczy zmartwychwstanie. Często był to punkt wyjścia do poważnych rozmów i dawania świadectwa. Mamy nadzieję, że nasi synowie kiedyś w swoich rodzinach będą podtrzymywać te tradycje – podkreślają Ola i Paweł.

Klamrą spinającą wszystko był lany poniedziałek. – My, chłopaki, robiliśmy wszystko, by oblać wodą, kogo się dało, choć i nam samym nieraz oberwało się na mokro, ale nikt się tym nie przejmował – wspomina Paweł. Ola, jak to dziewczyna, wolała nie być oblewana, ale gdy jechali w Poniedziałek Wielkanocny, do wujka na wieś wiadomo było, że trzeba mieć rzeczy na zmianę. – Oczywiście nasz punkt widzenia zmienił się, gdy to nasi synowie próbowali na nas kiedyś zastawić pułapkę, byśmy byli cali mokrzy. Efekt był taki, że podłoga była niemal po kostki w wodzie i wcale nie byliśmy zadowoleni, no ale każdy wiek ma swoje prawa – mówią małżonkowie.

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama