Od kilku lat wolontariusze z Lubelszczyzny podejmują współpracę z kubańskim Kościołem katolickim. Teraz przyjmuje ona konkretne oblicze.
Tuż przed świętami Bożego Narodzenia lubelskie Stowarzyszenie Solidarności Globalnej oraz Centrum Wolontariatu, w ramach prowadzonych od lat działań wspierających rozwijający się Kościół na Kubie, postanowiły wysłać tam jedną ze swoich wolontariuszek. – Od dłuższego czasu mamy kontakt z diecezją Santa Clara i z tamtejszym biskupem Arturo Amadorem – wyjaśnia Ewa Pankiewicz, która właśnie powróciła z dwumiesięcznej kubańskiej misji.
– Wcześniej nasi wolontariusze, także i ja, wyjeżdżali na krótkie wizyty w tamte rejony. Tym razem wyjazd miał mieć charakter typowo eksploracyjny. Chcieliśmy sprawdzić, czy w ogóle istnieje możliwość realizowania na Kubie misji wolontariackich – tłumaczy.
Życie w strachu
Ewa po długich przygotowaniach i z lekkimi obawami pod koniec 2017 r. dotarła nad kubańskie wybrzeże do miejscowości Caibarien.
– Wiedziałam, że będzie na początku trudno, przede wszystkim od strony technicznej, ale dzięki wcześniejszemu krótkiemu pobytowi na Kubie mniej więcej wiedziałam, z czym przyjdzie mi się mierzyć – wspomina. Trafiła do parafii, w której pracują polscy księża, a zamieszkała w maleńkim domku razem z jedną z sióstr misjonarek. – Miasteczko Caibarien to region, który najbardziej został poszkodowany w wyniku huraganu Irma. Gdy pojawiłam się tam w grudniu, były jeszcze, i pewnie długo będą, widoczne skutki tego huraganu. Tam domy cały czas mają zerwane dachy, naruszone konstrukcje. Ludzie czekają ciągle na przyjazd tych, którzy szacują szkody. Wprost im się też mówi, że kolejnego huraganu nie mogą spędzić w domach. Życie w tamtym miejscu to życie w ciągłym strachu. Oni wiedzą, że albo w tym, albo w następnym roku ten huragan przyjdzie – opowiada Ewa.
Mnóstwo potrzeb
Głównym zadaniem polskiej wolontariuszki zaraz po przybyciu na Kubę była przede wszystkim praca z młodymi katechetami oraz osobami poszukującymi swojego miejsca w Kościele. – Miałam za zadanie scalić tę grupę, by razem w przyszłości mogli budować społeczeństwo obywatelskie, świadome i odpowiedzialne za swoje otoczenie, za swoje środowisko, chętne do zauważania potrzeb i odpowiadania na nie. Tylko w tej miejscowości, w której byłam, potrzeb jest naprawdę mnóstwo, a coś takiego jak wolontariat nie istnieje.
Ewa na Kubę wyjechała wyposażona nie tylko w materialne pomoce do prowadzenia warsztatów, ale także w konkretne umiejętności. – Od wielu lat jestem wolontariuszką i mam doświadczenie w pracy z różnymi grupami – wyjaśnia. – Chciałam tym młodym Kubańczykom zaproponować zajęcia z budowania zespołu, z kreatywności, ale także omówić typowo formacyjne tematy, choćby jak pracować z dziećmi, które przygotowują się do przyjęcia sakramentów. Ci młodzi ludzie muszą mierzyć się z wieloma problemami, i jest to nie tylko przekazywanie dzieciom wiedzy i wiary, ale również dotarcie do ich rodziców i nauczycieli, co nie jest łatwe.
Przez dwa miesiące Polka szkoliła otwartych na wszelkie nowości i chętnych do wprowadzania zmian Kubańczyków. Oprócz tego integrowała się też z mieszkańcami Caibarien. – Siostry misjonarki wprowadziły mnie w świat ludzi starszych, chorych i niepełnosprawnych – wspomina Ewa. – Miałam za zadanie codziennie ich odwiedzać. I to było doświadczenie, które przeżyłam naprawdę najbardziej – dodaje.
Kuba kontra Polska
Na Kubie ciągle rządzą komuniści i dla człowieka, który komuny w Polsce nie pamięta, wszystko, co się tam dzieje, jest czymś kompletnie niezrozumiałym. – Dopiero będąc tam, zdałam sobie sprawę, że Polska to kraj naprawdę wysoko rozwinięty – stwierdza wolontariuszka. – Wszystko mamy, żyjemy raczej w świetnych warunkach. Mamy dostęp do nowości technologicznych i cywilizacyjnych. Na Kubie dopiero teraz ludzie zaczynają mieć w większych miastach dostęp do internetu, i to nie w swoich domach, a w specjalnie wyznaczonych strefach wi-fi.
Trudna jest przede wszystkim sytuacja starszych mieszkańców. – Nikt się w zasadzie nimi nie zajmuje i to, że ja ich odwiedzałam, chciałam z nimi rozmawiać, słuchałam tego, co mówią, było dla nich niezrozumiałe. Przecież każdy normalny człowiek przybywający na Kubę powinien leżeć na plaży – śmieje się dziewczyna.
Ewa, choć dopiero wróciła ze swojej misji, już marzy o powrocie. – Ludzie tam na mnie czekają – mówi. – Teraz krok po kroku zaczynamy w naszym stowarzyszeniu pracować nad projektem kontynuacji wolontariatu i wsparcia konkretnych działań podejmowanych wokół tamtejszego Kościoła katolickiego. Tam jest wiele do zrobienia. Kuba to zdecydowanie ziemia misyjna.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
W ramach kampanii w dniach 18-24 listopada br. zaplanowano ok. 300 wydarzeń.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.