Jestem wdzięczny Bogu za to, że mogę żyć w Kościele wielokulturowym, z misjonarzami z wielu krajów świata, wśród różnych grup etnicznych. Wszędzie, gdzie jest Kościół, jestem w domu – mówi ks. Wojciech Kościelniak, krakowski misjonarz, który od niemal 30 lat pracuje w Tanzanii.
O Tanzanii rzadko się słyszy w kontekście konfliktów międzyreligijnych czy etnicznych. Jak udaje się zachować ten stan?
– Napięcia przychodzą z zewnątrz. Negatywne wpływy idą z krajów arabskich, od emisariuszy islamskich. Stworzyliśmy unię Kościołów chrześcijańskich, żeby mieć wspólny język na wypadek jakiegoś konfliktu z muzułmanami, ale trzeba podkreślić, że muzułmanie, którzy mieszkają w Kiabakari, są spokojnie nastawieni. Imam mówi, że chce, by na jego pogrzebie śpiewał chór katolicki. Zapraszamy się wzajemnie na różne wydarzenia, respektujemy zwyczaje religijne obu stron. Budujemy dialog w relacjach międzyludzkich, a nie dzięki polityce. Dla nas wszystkich wspólnym mianownikiem jest to, że jesteśmy Tanzańczykami. To jest nasze Kiabakari, nasza wioska, nie damy się podzielić, zwłaszcza osobom z zewnątrz. Jesteśmy Tanzańczykami, a wiara pomaga nam żyć ze wszystkimi w zgodzie.
Statystyki mówią, że jedną trzecią mieszkańców Tanzanii stanowią chrześcijanie, jedną trzecią muzułmanie i jedną trzecią – wyznawcy kultów lokalnych…
– To uproszczenie stosowane przez białych. Nie można oddzielić religijności afrykańskiej od kultury afrykańskiej. W Afryce każdy rodzi się w jakiejś grupie etnicznej, która ma swoją historię, tradycje, kulturę, wierzenia i przesądy. To jest sos, w którym się wychowuje każdy Afrykańczyk. Przyjmując chrześcijaństwo, nie odrzuca swoich korzeni. To widać zwłaszcza w sytuacjach, gdy wydarzy się jakieś nieszczęście. Wtedy ta pokusa, by wrócić do dawnych zabobonów, jest silna. Człowiek ma potrzebę znalezienia winnego swoich nieszczęść i do tego służą np. wróżby.
W afrykańskich szczepach panuje przekonanie, że nic się nie dzieje w naszym życiu bez ręki ludzkiej. Ktoś to sprawił, idziemy do szamana, by dowiedzieć się kto i zemścić się. Ludzie przygotowywani są do życia w skrajnie ciężkich warunkach i uczeni, jak wykorzystywać siły, nad którymi nie mają władzy. W takim środowisku Bóg, który jest naszym Ojcem, kocha nas i umarł za nas na krzyżu to jest rewolucja, mocny jakościowy przeskok. Ciągle się tego uczymy. Pamiętajmy, ze diecezja Musoma ma zaledwie 60 lat. W tym roku będziemy obchodzić 150-lecie chrześcijaństwa na terenie obecnej Tanzanii. Wszystko jest jeszcze przed nami.
Czy będzie można kiedyś powiedzieć o Tanzanii, ze nie potrzebuje już misji?
– Nie istnieje Kościół, który nie jest misyjny. Kościół afrykański jest misyjny. Jeśli się zamknie na misje, stanie się jednym z czarnych Kościołów ewangelickich, zdegeneruje się w kierunku miejscowych wierzeń i synkretyzmu. Kościół afrykański jest jednak także gotowy do tego, by być misyjnym wychodząc na zewnątrz. Jesteśmy naczyniami połączonymi. Jeśli je przerwiemy, będziemy blokować Ducha Świętego. Umrzemy. Kościół jest żywy i młody, jeśli jest otwarty, a my sami będziemy gotowi opuścić nasze bezpieczne miejsca, by wyjść do innych lub przyjmować ich u siebie. W ten sposób doświadczamy uniwersalności Kościoła.
Jestem wdzięczny Panu Bogu za to, że mogę żyć i pracować w Kościele wielokulturowym, wielojęzykowym, wielonarodowym, z misjonarzami z wielu krajów świata, wśród różnych grup etnicznych. Kościół katolicki jest piękny. Wszędzie jest ten sam krzyż, Matka Boża, tabernakulum. Wszędzie, gdzie jest Kościół, jestem w domu.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.